Będzie ponowny proces ws. policyjnej pomyłki z 2004 r.
Będzie ponowny proces czterech policjantów oskarżonych o udział w strzelaninie w 2004 r. w Poznaniu podczas zatrzymywania samochodu; zginęła wówczas niewinna osoba, zaś druga została ciężko ranna - orzekł Sąd Najwyższy.
Tym samym SN uchylił wyrok poznańskiego sądu uniewinniający czterech funkcjonariuszy, którzy ostrzelali samochód, gdy ten nie zatrzymał się do kontroli. Policjanci podejrzewali, że jedzie nim groźny i poszukiwany przestępca.
We wcześniejszym procesie wszyscy policjanci - oskarżeni o sprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa i przekroczenie uprawnień - zostali uniewinnieni. Kasacje w sprawie złożyła prokuratura i przedstawiciel oskarżycieli posiłkowych. Teraz sprawa wróci do sądu okręgowego.
- Zdumienie Sądu Najwyższego budzi lapidarność i skrótowość uzasadnień sądów w tej sprawie - powiedział w uzasadnieniu sędzia SN Włodzimierz Wróbel.
Sędzia zaznaczył, że podczas ponownego rozpoznania sprawy sądy muszą ocenić i szczegółowo przeanalizować kwestię legalności użycia broni palnej przez policjantów w powiązaniu z wywołanym przez to zagrożeniem dla postronnych osób. - Chodzi w istocie o pasażera samochodu, który nie miał wpływu na zachowanie kierowcy, także kierowcy przestrzelonego samochodu jadącego obok i innych osób znajdujących się wtedy na skrzyżowaniu - mówił sędzia.
Jak podkreślił SN, w dotychczasowym rozpatrywaniu sprawy sądy pominęły problem, w jaki sposób został spełniony "warunek minimalizacji szkód podczas użycia broni przez policję". Zwrócił uwagę, że z materiału dowodowego wynika, iż część pocisków trafiła w górną część samochodu, a nie tylko w opony.
Dodał, że sądy źle zinterpretowały przepisy ustawy o policji dotyczące użycia broni. Chodzi o zapis z ustawy o Policji mówiący, że funkcjonariusz ma prawo użyć broni m.in. "wyłącznie w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na życie, zdrowie lub wolność policjanta lub innej osoby".
W ocenie SN sądy rozpatrujące sprawę wcześniej nie rozważyły także szczegółowo powodów, dlaczego kierowca próbował uciec przed policjantami. Zachowanie to zaś, jako dodano w uzasadnieniu, było spowodowane interwencją policji i być może błędną interpretacją przez mężczyzn w samochodzie tej interwencji jako napadu. - Można przypuszczać, że kierowca działał w błędzie i ten błąd był nie do uniknięcia, zaś każdy z nas zachowałby się na jego miejscu tak samo - zaznaczył sąd.
Wcześniej prok. Mieczysław Tabor, uzasadniając kasację prokuratury w sprawie, przypomniał, że podczas strzelaniny padło 39 strzałów, z czego 31 trafiło w samochód. - Samochód po prostu rozstrzelano - zaznaczył. Dodał, że policjanci byli tak ustawieni, że oddawane strzały "stanowiły zagrożenie dla nich samych".
- Nie może dochodzić do sytuacji, jak na amerykańskich filmach, czyli powszechnego używania broni przez policję bez ładu i składu - mówił z kolei pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Wiesław Michalski.
Obrońca policjantów mec. Leszek Cieślak argumentował, że wyrok uniewinniający mieścił się w granicach "swobody sędziowskiego uznania".
W nocy 29 kwietnia 2004 r., podczas postoju na światłach, policjanci chcieli zatrzymać i wylegitymować kierowcę samochodu marki Rover - podejrzewali bowiem, że jedzie nim groźny i poszukiwany przestępca.
Kiedy kierowca ruszył, oskarżeni oddali w stronę samochodu kilkadziesiąt strzałów. Kierowca pojazdu - m.in. trafiony w głowę - zginął na miejscu, a pasażer został ciężko ranny; do końca życia będzie inwalidą. Okazało się, że żaden z poszkodowanych - 19-letnich mężczyzn - nie był poszukiwanym przestępcą.
Proces toczył się przed poznańskimi sądami kilka lat. Pierwszy uniewinniający wyrok zapadł w grudniu 2006 r., zastał uchylony przez apelację w listopadzie 2007 r. W lipcu 2009 r. poznański sąd okręgowy ponownie uniewinnił policjantów i uznał, że funkcjonariusze użyli broni zgodnie z przepisami. Wyrok ten utrzymał we wrześniu 2011 r. tamtejszy sąd apelacyjny, który wskazał, iż postępowanie nie wykazało, aby oskarżonych można było skazać. Jednocześnie jednak sąd ten przyznał, że w trakcie śledztwa popełniono błędy, na przykład odnoszące się do zabezpieczenia śladów.
Ranny w tej strzelaninie pasażer - Dawid Lis - otrzymał później na mocy zasądzonego wyroku 900 tys. zł odszkodowania i comiesięczną rentę w wysokości 2 tys. zł.