Awaria gazu w Zielonej Górze - tysiące ewakuowanych
W wyniku awarii sieci gazowej w Zielonej Górze jedna osoba zginęła, a siedem zostało rannych - poinformował dyżurny operacyjny Komendy Wojewódzkiej PSP w Gorzowie mł. bryg. Dariusz Kaczmarek. Trwa ewakuacja 6,5 tys. mieszkańców z trzech osiedli. Straż pożarna otrzymała kilkadziesiąt zgłoszeń o wybuchach gazu w kuchenkach. Informację o ofierze śmiertelnej potwierdził szef MSWiA Jerzy Miller.
We wtorek po południu na osiedlu Pomorskim, Śląskim i Raculka nastąpił gwałtowny wzrost ciśnienia w instalacji gazowej, którego efektem były wybuchy gazu w kuchenkach i kilka pożarów.
- Ofiarą śmiertelną jest ok. 50 letni mężczyzna. Znaleziono go w zsypie jednego z budynków. Do szpitala pogotowie zabrało siedem innych osób, prawdopodobnie nie doznały one groźnych dla życia obrażeń. Na miejsce akcji skierowano kolejnych 10 karetek - powiedział Kaczmarek.
Obecnie nie wiadomo, czy poszkodowanych jest więcej. Trwa sprawdzanie wszystkich budynków. Teoretycznie po odcięciu mediów zagrożenie wybuchami minęło, jednak nie ma takiej pewności, gdyż ulatniający się gaz może jeszcze znajdować się w zamkniętych pomieszczeniach.
Na osiedlach mieszka ok. 6,5 tysiąca osób. Ich ewakuacja została zakończona. Część mieszkańców trafiają do wyznaczonych w mieście punktów ewakuacyjnych - w szkole podstawowej nr 7 przy ul. Zielonogórskiej, Zespole Szkół Akademickich przy Szosie Kisielińskiej i w hali przy ul. Szafrana. Osoby starsze i schorowane były zabierane przez karetki pogotowia do szpitala.
Jak poinformował rzecznik lubuskiej straży pożarnej Dariusz Żołądziejewski, strażacy prowadzą teraz pomiary, czy w mieszkaniach nie "zalega gaz".
- Sytuacja powoli wraca do normy. Sprawdzamy jeszcze raz stężenie gazu, by nie było już niebezpieczeństwa i mieszkańcy mogli wracać powoli do swoich domów. Z użytku będzie wyłączony jeden blok na osiedlu Pomorskim, w którym doszło do wybuchu i jedna osoba zginęła - powiedział prezydent miasta Janusz Kubicki.
Część z mieszkańców opuściła swoje domy prywatnymi samochodami, niektórzy udali się na noc do rodzin. Osoby, które nie miały takich możliwości, były zabierane z osiedli autobusami komunikacji miejskiej. Prezydent Zielonej Góry zapewnił, że ewakuowani są objęci należyta opieką i wrócą do domów zaraz po tym, jak minie zagrożenie.
Nie wszyscy chcieli opuszczać swoje mieszkania, niektórzy wyciągani byli siłą - podaje na swojej stronie internetowej "Gazeta Lubuska".
Rzeczniczka wojewody, Urszula Śliwińska-Misiak, powiedziała, że 200 osób udało się do miejsc przeznaczonych dla ewakuowanych osób, pozostali znaleźli schronienie u swoich rodzin.
Ze względu na sytuację został uruchomiony wojewódzki sztab zarządzania kryzysowego. Na miejscu jest wojewoda Helena Hatka, która sprawdza, jak przebiega akcja.
Zagrożony teren został zabezpieczony przez policję. Na osiedla nie są wpuszczane osoby postronne. Strażacy sprawdzają mieszkanie po mieszkaniu we wszystkich budynkach. Pracują służby gazownicze, trwa sprawdzanie ciśnienie gazu w instalacjach budynków i szukanie ewentualnych jego wycieków.
Sytuacja kryzysowa miała swój początek we wtorek po południu. Wówczas zielonogórska straż pożarna otrzymała kilkadziesiąt zgłoszeń o wybuchach gazu w kuchenkach na terenie osiedli Pomorskiego i Śląskiego oraz na osiedlu Raculka. Prawdopodobnie w instalacji nastąpił gwałtowny wzrost ciśnienia gazu.
Jak powiedział rzecznik lubuskiej straży pożarnej Dariusz Żołądziejewski, obecnie w rejonie zagrożonym działa ok. 27 zastępów straży pożarnej, jest tam policja i pogotowie.