Armia Zimbabwe przeprowadziła "książkowy" przewrót. Stawką są góry "krwawych diamentów"
Wojsko na ulicach. Strzały. Ludzie w mundurach w telewizji. Jeżeli coś brzmi i wygląda jak przewrót wojskowy to nim jest nawet, jeżeli generałowie twierdzą inaczej. Najstarszy dyktator na świecie stracił kontrolę nad Zimbabwe wraz z polami diamentów i gigantycznymi rezerwami platyny.
15.11.2017 | aktual.: 15.11.2017 11:58
W ciągu kilku godzin armia Zimbabwe przejęła kontrolę nad Harare, stolicą południowoafrykańskiego państwa. Wojskowi szybko zajęli stację telewizyjną i zapewnili, że nie jest to zamach stanu wymierzony w 93-letniego prezydenta Roberta Mugabe, tylko działanie przeciwko "kryminalistom" z jego otoczenia.
Rzecznik armii oświadczył, że prezydent jest bezpieczny, a sytuacja wkrótce "powróci do normalności". Głównym celem wojskowych jest odsunięcie od władzy Grace Mugabe, żony sędziwego przywódcy, która zajęła miejsce dotychczasowego wiceprezydenta Emersona Mnangagwy.
Dynastia Mugabe byłaby nie do zniesienia
Usunięty zastępca prezydenta wrócił już z krótkiego wygnania do sąsiedniej Republiki Południowej Afryka. Wiele wskazuje na to, że przewrót jest sposobem przeprowadzenia pierwszej w historii Zimbabwe, realnej zmiany na szczytach władzy. Robert Mugabe sprawuje autorytarne rządy od uzyskania niepodległości przez ten kraj w 1980 r.
Ostatnio w rządzącej partii ZANU-PF nasiliły się podziały i spory o schedę po przywódcy. Szczególnie duży opór budziła perspektywa przejęcia władzy przez Grace Mugabe, 52-letnią żonę prezydenta, jego dawną sekretarkę i szefową Ligii Kobiet ZANU-PF utworzenia dynastii. Mnangagwa był drugim już wiceprezydentem usuniętym przez pierwszą damę pod zarzutem spiskowania przeciwko głowie państwa.
Najwyraźniej partyjna frakcja z otoczenia Mnangagwy przejęła inicjatywę, a Robert Mugabe po prostu pozostanie figurantem. Co więcej, z Harare dochodzą głosy, że obywatele kraju są gotowi na zmiany, które najwyraźniej popierają sąsiednie kraje na czele z RPA.
Coup d'etat w stylu klasycznym
Dawno na świecie nie było już tak sprawnego i książkowo przeprowadzonego puczu. Wszystko odbyło się "zgodnie z instrukcją" przewrotu wojskowego. Puczyści mają wsparcie części elity politycznej i populacji. Polityczny charakter przewrotu uwidacznia fakt, że nie do końca wiadomo, który generał stoi na jego czele. Najwyraźniej w Zimbabwe nie zostanie prowadzona dyktatura wojskowa.
Jasno określeni zostali natomiast wrogowie, czyli Grace Mugabe i ludzie z jej otoczenia. Żona prezydenta w ciągu kilku godzin straciła nawet poparcie młodzieżówki partyjnej, która realnie mogłaby doprowadzić do rozlewu krwi.
W armii nie nastąpił rozłam, a wyznaczone jednostki sprawnie i z minimalnym oporem osiągnęły wyznaczone cele, do których należą najważniejsze media w kraju. Dzięki temu wojskowi mogli wyemitować telewizyjne przesłanie do narodu, a "Herald", główny dziennik Zimbabwe, nie ukazał się.
Przewrót ma również istotne poparcie zagraniczne, o czym świadczy swobodne przekraczanie granicy z RPA przez Emersona Mnangagwę. Co więcej, wojskowi doskonale rozumieją negatywny oddźwięk słów takich jak "pucz" czy "zamach stanu", dlatego w sposób wyraźny i wielokrotny podkreślali, że nie jest to przewrót, tylko walka z kryminalistami. Zapowiadają też "przywrócenie demokracji".
Bogaty kraj tonący w biedzie
Puczyści mają wielkie szanse na sukces, natomiast pytaniem jest, na ile gotowi są zmienić sytuację w kraju. Zimbabwe odziedziczyło po kolonialnej Rodezji dobrze rozwiniętą gospodarkę opartą na rolnictwie. Uwłaszczenie byłych partyzantów i prześladowania białych osadników w połączeniu z coraz bardziej egzotyczną polityką prezydenta Mugabe doprowadziły państwo na skraj upadku.
Symbolem klęski było wycofanie lokalnej waluty, zniszczonej przez hiperinflację, i zastąpienie jej dolarem amerykańskim uzupełnianym przez chińskiego juana i wszelkie inne waluty wymienialne. Pod koniec 2008 r. inflacja sięgnęła 80 mld. proc., a ceny w sklepach podwajały się co 30 godzin. Władze nie nadążały z drukowaniem banktonów o nominale 500 mln. dolarów. Niegdyś bogaty kraj zaczął borykać się nawet z głodem.
Pucz, któremu towarzyszy minimalne użycie przemocy, może okazać się dobrym rozwiązaniem pod warunkiem, że nowi przywódcy poważnie potraktują reformowanie kraju. Potencjału nie brakuje, od żyznych pól po największe na świecie zasoby platyny, złoto i pola diamentowe. Otwarte pozostaje pytanie, czy zmiany będą rzeczywiste czy ograniczą się jedynie do zmiany na szczytach władzy, a wielkie zyski nadal będą ginąć w przepastnych kieszeniach partyjnych oficjeli i wojskowych.