Arabowie rozczarowani przewagą Busha
Mieszkańcy Bliskiego Wschodu, z
wyjątkiem Izraelczyków i Irańczyków, z pełną rozczarowania
rezygnacją zareagowali na rysującą się perspektywę
kolejnych czterech lat prezydentury George'a W. Busha - pisze z
Kairu korespondent Reutera.
03.11.2004 13:10
Pewną pociechą jest dla nich fakt, że niewielu wiązało wygórowane nadzieje z demokratycznym kontrkandydatem Johnem Kerrym, który krytykował sposób prowadzenia okupacji Iraku przez Busha, nie obiecywał jednak działań w celu rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego, jakie chcieliby widzieć Arabowie.
Więcej konfliktów?
Wielu wyraża obawę, że dalsze cztery lata z Bushem u steru władzy w Waszyngtonie przyniosą więcej konfliktów i rozlewu krwi na Bliskim Wschodzie. Tylko nieliczni uważają, że Bush jest lepszy, z racji tego, że zna już region i będzie miał teraz czas na skorygowanie swojej polityki, albo też z racji jego kampanii na rzecz reform w świecie arabskim.
To niedobra wiadomość dla Bliskiego Wschodu - mówi analityk z Bahrajnu, Dżasim Ali. Bush może uznać (zwycięstwo wyborcze) za oznakę tego, że jego polityka zagraniczna w regionie odniosła sukces i może usztywnić swoje stanowisko. W rezultacie będzie więcej zabójstw i rozlewu krwi.
Cztery kolejne lata Busha oznaczają, że będzie on nieprzejednany w walce z tzw. terroryzmem - dorzuca redaktor naczelny saudyjskiej gazety "Arab News", Chaled Maina. Będzie więcej niewinnych ofiar. Jeśli w jego otoczeniu nie znajdzie się więcej trzeźwo myślących ludzi, to nie wiem, co się stanie - zastrzega.
Wszyscy Saudyjczycy, z którymi dotąd się spotkałem, są rozczarowani. Rozmawialiśmy z ponad 30 osobami. Wszystkie są rozczarowane zwycięstwem Busha - dodaje Maina.
Jedyny oficjalny komentarz
Jedyny, jak dotąd, oficjalny komentarz nadszedł z Jemenu, którego władze, mimo zastrzeżeń do całokształtu polityki USA, współpracowały z Waszyngtonem w zwalczaniu bojowo nastawionych islamistów. Jemeński minister spraw zagranicznych, Abu Bakr al-Kurbi powiedział Reuterowi, że jego kraj będzie kontynuował współpracę z USA "niezależnie od tego, kto wygra (wybory)".
Dodał jednak: Po 11 września w Ameryce doszło niestety do pogwałcenia praw człowieka Arabów i muzułmanów. Waszyngton nie podjął też działań w obliczu krwawej sytuacji na terytoriach palestyńskich, co ściągnęło gniew na administrację Busha, nie mówiąc o wojnie w Iraku, która okazała się całkowicie nieuzasadniona.
Szef jemeńskiej dyplomacji nie widzi też żadnych różnic między Republikanami i Demokratami w Białym Domu, gdyż jedni i drudzy "będą starali się umocnić militarną i gospodarczą hegemonię Stanów Zjednoczonych".
Niski poziom prestiżu
Reuters przypomina, że administracja Busha sprowadziła prestiż Ameryki wśród Arabów do rekordowo niskiego poziomu, głównie z powodu inwazji Iraku oraz lekceważenia przez Biały Dom problemu palestyńskiego. Z dobrym przyjęciem nie spotkała się też kampania Busha na rzecz reform i demokracji na Bliskim Wschodzie, z powodu podejrzeń, że kryje się za nią próba forsowania interesów amerykańskich w regionie.
Ogniska probushowskich nastrojów istnieją natomiast w Izraelu, uważanym za najbliższego sojusznika USA w regionie oraz, paradoksalnie, w Iranie, mimo lodowatych od ćwierćwiecza stosunków dwustronnych.
Bush współdziałał ściśle z z premierem Izraela Arielem Szaronem i zdawał się popierać jego działania przeciwko bojownikom palestyńskim, w ramach wspólnej "wojny przeciwko terroryzmowi".
Dobra chemia
Nie ulega wątpliwości, że istnieje dobra chemia (między Bushem i Szaronem), a życzliwość prezydenta Busha była bardzo wielka. Tego nie można mu odmówić: jego postawa po stronie Izraela była bardzo wyraźna - powiedział minister spraw zagranicznych Izraela Silwan Szalom. Nie ma jednak istotnych różnic między prezydentem Bushem i kandydatem Johnem Kerrym, jeśli idzie o ich gorące poparcie dla Izraela - ocenił.
W Teheranie, doradca prezydenta Iranu Mohammada Chatamiego, Mohammad Ali Abtahi powiedział, że woli zwycięstwo Busha, mimo jego "błędnej polityki". Wskutek błędów, jakie popełnił na Bliskim Wschodzie, ma on lepszą wiedzę o regionie niż Kerry, który potrzebuje czasu i pieniędzy, by dojść do konkluzji Busha - podkreślił Abtahi.