PolskaApelacja w procesie z wyrokiem dożywocia za dwa zabójstwa

Apelacja w procesie z wyrokiem dożywocia za dwa zabójstwa

Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku odbyła się rozprawa odwoławcza w poszlakowym procesie 30-letniego mężczyzny, skazanego w pierwszej instancji na dożywocie za zabójstwo przed blisko pięciu laty kobiety, z którą się spotykał, i jej 2,5-letniej córeczki.

Wyrok sąd ma ogłosić w piątek po południu. Oskarżony Jan P. nie przyznaje się, a w swoim ostatnim słowie powiedział jedynie, że jest niewinny, podtrzymując tym samym swoje stanowisko ze śledztwa i procesu w pierwszej instancji.

Jego trzej obrońcy, którzy składali apelację, wnieśli o uchylenie wyroku lub nawet uniewinnienie ich klienta, przede wszystkim podważając poszlaki, na których oparł się sąd przy orzekaniu wyroku dożywocia. Ich zdaniem, nie tworzą one bowiem jasnego, spójnego ciągu.

In dubio pro reo (nie dające się usunąć wątpliwości należy rozstrzygnąć na korzyść oskarżonego) - przypominali znaną prawniczą sentencję, przywołując kolejne poszlaki i pokazując ich słabe strony.

Na wniosek prokuratury, która chce utrzymania wyroku dożywocia, sąd apelacyjny przesłuchał w czwartek dwóch świadków - więźniów, którzy mieli opowiedzieć o tym, że oskarżony Jan P. przyznał się w celi współwięźniom do popełnienia tej zbrodni.

Jeden z nich powiedział, że w więziennej celi był świadkiem przyznania się Jana P. Tak, zrobiłem to, ale (...) tego nikt nie udowodni - miał powiedzieć oskarżony. Świadek ten, pytany jednak przez jednego z obrońców, przyznał, że mogła to być jedynie reakcja na znęcanie się psychiczne nad Janem P. w celi i nie ma pewności, czy wypowiedziane przez oskarżonego słowa były prawdą.

Drugi świadek kategorycznie zaprzeczył, że takie zdarzenie w areszcie miało miejsce. Jego zdaniem, oskarżony jest niewinny. Świadek przyznał jednak, że złożył w prokuraturze oświadczenie, że chciałby być w tej sprawie świadkiem anonimowym i że liczył zarazem na niższy wyrok lub uniewinnienie w swojej sprawie. Zaraz potem dodał jednak, że do wystąpienia do prokuratury został zmuszony przez tego drugiego świadka.

Proces dotyczy zabójstwa z listopada 2001 roku, kobiety i jej 2,5-letniej córeczki. Oskarżony Jan P. spotykał się z tą kobietą. Do zbrodni doszło w mieszkaniu, które wynajmowała. Zwłoki znaleziono w wannie. Przyczyną śmierci kobiety i jej dziecka było utopienie. Wcześniej kobieta została pobita.

Ślady odkryte w mieszkaniu wykluczały motyw rabunkowy. Policja bardzo szybko zatrzymała Jana P., mieszkańca okolic Białegostoku, który spotykał się z kobietą. Postawiono mu zarzut podwójnego zabójstwa i aresztowano.

Podejrzany konsekwentnie nie przyznawał się jednak do zbrodni. Po kilku miesiącach, gdy były już znane wyniki badań (m.in. odcisków palców oraz DNA ze znalezionych w mieszkaniu włosów), okazało się, że nie ma dowodów, którymi można w sądzie poprzeć akt oskarżenia przeciwko zatrzymanemu. Mężczyzna opuścił więc areszt.

Po kolejnych kilku miesiącach śledztwa prokuratura doszła do wniosku, że przy dotychczasowych dowodach sprawcy zabójstwa nie da się ustalić i umorzyła postępowanie. Postanowienie to zaskarżył jednak ojciec zamordowanej. Prokuratura wznowiła więc śledztwo i po przeprowadzeniu dodatkowych badań biegłych zdecydowała się skierować do sądu akt oskarżenia.

Ze względu na charakter sprawy, wynikający m.in. z intymnych stosunków ofiary i oskarżonego, proces w pierwszej instancji toczył się przy drzwiach zamkniętych. Skazując Jana P. na dożywocie sąd uzasadnił, że choć proces miał charakter poszlakowy, nie oznaczało to, że sąd był pozbawiony możliwości ustalenia sprawcy na podstawie innych, pośrednich dowodów.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)