Amerykańskie mrozy przeniosą się do Polski? Oby nie
Podczas gdy Polacy cieszą się wyjątkowo ciepłą końcówką zimy, Ameryka Północna znów zmaga się z ogromnym atakiem lodowatego powietrza z północy. Andrzej Gołota i wielu innych mieszkańców Chicago, zmagać się będzie w nocy nawet z 30-stopniowym mrozem, a w kanadyjskim Winnipeg możliwe są nawet temperatury o 10 kresek niższe. Czy nam też ciągle grozi taki atak zimy?
27.02.2014 09:41
Niestety, jest to możliwe, choć obecnie mało prawdopodobne. Warto zresztą zauważyć, że światowa pogoda to swoisty system "naczyń połączonych", a mrozy w Ameryce Północnej sprowadzają do nas wiosenne ciepło. Dzieje się tak, ponieważ tamtejsze zimne powietrze sprzyja powstawaniu atlantyckich niżów, które z kolei pompują do nas ciepłe powietrze z południa. Dopóki wir polarny w Ameryce nie wycofa się, będziemy mieli w Europie taką właśnie, przedwiosenną lub wręcz wiosenną pogodę, zupełnie nieprzystającą w teorii do pory roku.
Scenariuszy rozwoju sytuacji meteorologicznej w Europie jest jednak znacznie więcej. Gdyby pojawił się swoisty "klin" wiru polarnego w Ameryce Północnej, zalegającego daleko na południe, to o zimie w Europie moglibyśmy już całkowicie zapomnieć, podczas gdy Kanadyjczycy i mieszkańcy północnych stanów USA, jeszcze długo marzliby "na kość". Teoretycznie sytuacja może jednak ulec odwróceniu.
Już w 2001 roku naukowcy wykryli powiązanie pomiędzy odkrytymi zmianami w funkcjonowaniu wiru a anomaliami pogodowymi zimą na półkuli północnej.
Wir bowiem funkcjonuje w sposób coraz bardziej nieprzewidywalny sposób, a zimne masy powietrza z Arktyki spycha na południe. Przyjmuje się obecnie, że powodem takiego stanu rzeczy jest zmniejszenie się powierzchni lodu w okolicach bieguna północnego. Mniej lodu i śniegu, to mniejsze odbicie światła słonecznego, co sprawia, że zwiększa się parowanie, co z kolei prowadzi do zmian ciśnienia i gradientu temperatury wiru polarnego.
W ten sposób zmienia się amplituda prądu strumieniowego (w skrócie: to strumień ogromnych mas powietrza płynących z zachodu na wschód), co może sprawiać, że cieplejsze powietrze dostaje się wysoko, a chłodniejsze do bardziej południowych rejonów półkuli północnej. Gdy prąd strumieniowy się zatrzymuje, dochodzi do blokady mas powietrza, które potrafią, jak choćby w 2010 roku, utrzymać w Polsce mrozy przez miesiąc.
Czy taka sytuacja jest możliwa jeszcze tej zimy? Może się tak zdarzyć, oznaczałoby to dynamiczne przesunięcie się wiru polarnego na wschód, zapewne musiałby wcześniej wrócić do Arktyki. Jeszcze w marcu taka sytuacja jest możliwa, a nieprzewidywalność tego zjawiska meteorologicznego jest ze względu na zmiany klimatu coraz bardziej nieprzewidywalna.
Jeżeli nie wydarzy się to tej zimy, to kolejne ryzyko będzie nam towarzyszyło każdej kolejnej. Zgodnie z najnowszymi przewidywaniami klimatologów, zimy w Europie, w tym w Polsce, mają być coraz bardziej nieobliczalne i sobie nierówne. Niektóre z nich mogą być tak niezwykle ciepłe jak kończąca się obecna, inne mogą przynosić nam kilkumiesięczne (z niewielkimi przerwami) mrozy i blokady cyrkulacji strefowej. Ludzi wystarczająco mądrych, by móc to jednoznacznie przewidzieć, jeszcze wśród nas nie ma.
Co więcej, do powrotu zimy nie potrzebujemy wcale wiru polarnego. Wystarczyłby rozwój silnego wyżu rosyjskiego, który mógłby dostać się na teren naszego kraju w ciągu 2 tygodni. Oczywiście w marcu, przy silnej operacji słonecznej, nie mielibyśmy do czynienia z 20-stopniowym mrozem, a raczej niewielkim jego wymiarem w dzień, przy znacznych ochłodzeniach w nocy. Mrozy w marcu nie są zresztą niczym "egzotycznym". Dość powiedzieć, że 1 marca 1963 roku w Rzeszowie nad ranem odnotowano minus 30 stopni.
Zobacz więcej w serwisie pogoda. href="http://wp.pl/">