Amerykańscy piloci twierdzą, iż nie są winni kolizji
Amerykańscy piloci samolotu dyspozycyjnego, który 29 września zderzył się nad brazylijska dżunglą z samolotem pasażerskim, zaprzeczyli by byli winni tej katastrofie i jej 154 ofiarom śmiertelnym.
15.12.2006 17:35
Piloci Joseph Lepore i Jan Paladino zostali w ubiegłym tygodniu oskarżeni przez policję brazylijską o spowodowanie zagrożenia w ruchu lotniczym, za co sankcja wynosi do czterech lat więzienia.
Stosowaliśmy się do wszystkich reguł, czyniliśmy dokładnie to, czego od nas oczekiwano - powiedział Paladino w programie "Today" amerykańskiej telewizji NBC. Prawdziwość jego słów potwierdził Lepore, zaznaczając jednocześnie, iż "straszne jest być uczestnikiem czegoś takiego".
Po kolizji Boeing 737-800 brazylijskich tanich linii lotniczych Gol runął na ziemię, grzebiąc w szczątkach wszystkich 154 pasażerów i członków załogi. Lecąca z Manaus w Amazonii do Brasilii maszyna rozbiła się w dżungli, co znacznie utrudniło znalezienie wraku i akcję ratowniczą. Była to najtragiczniejsza katastrofa lotnicza w dziejach Brazylii.
Dyspozycyjny odrzutowiec Embraer Legacy 600 towarzystwa czarterowego ExcelAire ze stanu Nowy Jork utracił przy zderzeniu końcówkę skrzydła, ale zdołał bezpiecznie wylądować w Serra do Cachimbo, mniej więcej w połowie drogi między Manaus i Brasilią.
Zdaniem amerykańskich pilotów zawiedli brazylijscy kontrolerzy ruchu lotniczego. Odpowiedzialność za kierowanie ruchem spoczywa na kontrolerach - powiedział Paladino.
Brazylijskie władze sugerowały wcześniej, że załoga Embraera zmieniła wyznaczony pułap lotu, ale według wstępnego raportu brazylijskiego lotnictwa wojskowego obu maszynom zezwolono na lot na wysokości 11 tysięcy metrów.
Jak sugerują wyniki niezakończonego jeszcze śledztwa, do tragedii mogły się przyczynić "martwe strefy" w systemie kierowania ruchem powietrznym oraz nieporozumienia między samymi kontrolerami.
Według ogłoszonego w tym tygodniu wstępnego raportu brazylijskiej policji, amerykańscy piloci mogliby zapobiec wypadkowi, gdyby zauważyli, że w ich samolocie nie działa sygnalizator antykolizyjny.
W związku z toczącym się śledztwem obaj Amerykanie przez ponad dwa miesiące nie mogli opuścić terytorium Brazylii. W ubiegłym tygodniu zezwolono im na wyjazd pod warunkiem, że w razie potrzeby znów stawią się dla złożenia zeznań.