Agent Orange na Okinawie. Aktywiści walczą o odkrycie brudnego sekretu Pentagonu
Grupa aktywistów, naukowców i dziennikarzy w Japonii walczy o ujawnienie "jednego z najpilniej strzeżonych sekretów zimnej wojny" - używania i składowania przez armię USA na Okinawie toksycznych chemikaliów. Jeżeli niewygodna prawda wyjdzie w końcu na jaw, może to być kolejny propagandowy cios w amerykańską obecność wojskową na wyspie.
22.11.2014 | aktual.: 22.11.2014 15:10
Amerykańskie instalacje wojskowe od lat są solą w oku mieszkańców Okinawy. W bazach zajmujących ok. 10 proc. powierzchni wyspy stacjonuje połowa z prawie 50-tysięcznego kontyngentu USA w Japonii. O ile 70 proc. wszystkich Japończyków akceptuje militarną obecność Amerykanów w ich kraju, o tyle na samej Okinawie dokładnie taki sam odsetek jest jej przeciwny. Lokalni mieszkańcy mają ku temu powody, bo stacjonowanie tysięcy żołnierzy na gęsto zaludnionej wyspie jest nie tylko bardzo uciążliwe, ale doprowadziło również do wielu ponurych incydentów.
Niechciane sąsiedztwo
Amerykańska okupacja na Okinawie trwała o wiele dłużej niż w pozostałej części Japonii. Wyspa została zwrócona pod zarząd Tokio dopiero w 1972 roku. Od tamtej pory narastała niechęć mieszkańców do wojsk USA. Kulminacja antyamerykańskich nastrojów nastąpiła w 1995 roku, gdy trzech żołnierzy zgwałciło 12-latkę. W proteście na ulice wyszły dziesiątki tysięcy Japończyków. Ale później nie było lepiej - tylko w ostatnich kilkunastu latach doszło do co najmniej kilku kolejnych gwałtów. Jakby tego było mało, napięcie znów wzrosło w 2009 roku, kiedy żołnierz piechoty morskiej spowodował wypadek samochodowy, zabijając mieszkańca Okinawy i uciekając z miejsca tragedii.
Ostatni raz gorąco na Okinawie zrobiło się dwa lata temu. Przez wyspę przewinęły się wielotysięczne protesty przeciwko rozmieszczeniu w bazach USA samolotów pionowego startu i lądowania V-22 Osprey. Maszyny te budziły strach lokalnej ludności, bo były powszechnie uważane za bardzo wypadkowe. Na gęsto zamieszkałej Okinawie niemal każdy boi się, że któregoś dnia amerykański samolot spadnie mu na głowę.
Wyrazem wszystkich obaw i antypatii mieszkańców Okinawy jest ostatni wynik wyborów na gubernatora. Zwycięzcą został Takeshi Onaga, który obiecał, że pozbędzie się kontrowersyjnej amerykańskiej bazy lotniczej Futenma, znajdującej się dosłownie pośrodku miasta Ginowan. Ale nowy zarządca prefektury nie jest jedynym bólem głowy amerykańskiego dowództwa, bowiem coraz głośniej zaczyna się robić o brudnej sprawie z przeszłości, do której Pentagon nie chcę się przyznać
"Czynnik pomarańczowy"
W czasie wojny wietnamskiej Okinawa byłą jedną z najważniejszych baz przerzutowych, przez którą płynęła szeroka rzeka zaopatrzenia i broni dla walczących na kontynencie amerykańskich żołnierzy. Dopiero po dziesięcioleciach na jaw wyszło, że na wyspie i w okolicach siły zbrojne USA składowały i rozpylały toksyczne chemikalia, z okrytym ponurą sławą defoliantem Agent Orange ("czynnik pomarańczowy") na czele.
Amerykanie zrzucili miliony litrów tej substancji nad wietnamskimi dżunglami, by ogołocić rośliny i w ten sposób odkryć drogi zaopatrzenia i kryjówki komunistycznej partyzantki. Dopiero później okazało się, że Agent Orange zawiera groźne, rakotwórcze dioksyny, powodujące również uszkodzenia płodów. Wietnam do dziś zmaga się z tym posępnym "dziedzictwem" amerykańskiej interwencji. Od zakończenia wojny minęło ponad 40 lat, a na skażonych terenach nadal rodzą się koszmarnie zdeformowane dzieci.
Nic więc dziwnego, że grupa japońskich aktywistów, naukowców i dziennikarzy (pośród tych ostatnich wiodącą rolę odgrywają również zagraniczni korespondenci), walczy o to, by odkryć prawdę o składowaniu i użyciu Agent Orange na Okinawie. - To jeden z najpilniej strzeżonych sekretów zimnej wojny - twierdzi cytowany przez magazyn "The Diplomat" , żyjący w Japonii walijski reporter, który od kilku lat prowadzi dziennikarskie śledztwo w tej sprawie.
Niezbite dowody
Mitchell dotarł do licznych świadków z personelu wojskowego stacjonującego na Okinawie w czasie wojny wietnamskiej, którzy potwierdzili, że przez wyspę przewinęły się tysiące beczek z toksycznymi defoliantami. Ich relacje potwierdzają archiwalne zdjęcia oraz wojskowe dokumenty - jeden z raportów stanowił wprost, że w latach 70. na Okinawie składowano aż 25 tysięcy beczek. Ostateczne wątpliwości aktywistów rozwiało odkrycie z ubiegłego roku, kiedy na terenie należącym kiedyś do jednej z amerykańskich baz odkopano dziesiątki zardzewiałych pojemników z niebezpiecznymi chemikaliami.
Jak pisze "The Diplomat", weterani ujawnili, że Agent Orange był nie tylko składowany na Okinawie, ale również rozpylano go wokół instalacji militarnych, by pozbyć się przeszkadzającej roślinności. Co więcej, kłopotliwe nadwyżki chemikaliów zakopywano lub po prostu wyrzucano do morza. Mitchell twierdzi, że łącznie ponad 250 amerykańskich żołnierzy miało zostać narażonych na działanie niebezpiecznego defoliantu. - W tamtym czasie Okinawa była geopolityczną szarą strefą i nie była chroniona ani konstytucją USA, ani Japonii. Pentagon czuł więc, że może tam robić wszystko, co mu się żywnie podoba - podsumowuje walijski dziennikarz.
Zmowa milczenia
Dziś Pentagon idzie w zaparte i zachowuje się jak złodziej złapany za rękę, który twierdzi, że to nie jego ręka. Mimo licznych dowodów i relacji świadków amerykańskie wojsko w oficjalnym raporcie cały czas utrzymuje, że Agent Orange nigdy nie był składowany na Okinawie. Również japońskie władze nie widzą problemu i trzymają się wersji forsowanej przez amerykańskiego sojusznika.
- Rząd USA kłamał na temat Agent Orange na Okinawie przez ponad 50 lat. Ziemia na wyspie, gdzie pozbywano się defoliantów, jest zatruta dioksynami i to skażenie stanowi bardzo poważne zagrożenie dla przyszłości ekonomicznej Okinawy - podkreśla przytaczany przez "The Diplomat" Jon Mitchell.
Walczący o nagłośnienie niewygodnej prawdy aktywiści są zdeterminowani, by przerwać tę zmowę milczenia. Jeżeli im się uda, będzie to kolejny propagandowy cios w amerykańską obecność wojskową na Okinawie i woda na młyn dla jej przeciwników. Pod silną presją opinii publicznej może w końcu zapaść decyzja o przeniesieniu choć części instalacji militarnych w inne rejony Japonii.
Źródło: WP.PL, "The Diplomat"