PolskaAfera w Sucuminie. Dzieci były bite, poniżane i rażone paralizatorem. Tatiana Neumann odwołana ze stanowiska

Afera w Sucuminie. Dzieci były bite, poniżane i rażone paralizatorem. Tatiana Neumann odwołana ze stanowiska

• Tatiana Neumann odwołana ze stanowiska Dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Starogardzie Gdańskim
• Odwołanie Neumann ma związek z aferą w Sucuminie - w placówce opiekuńczej znęcano się nad dziećmi
• Podopieczni byli bici, poniżani, duszeni i rażeni paralizatorem

Afera w Sucuminie. Dzieci były bite, poniżane i rażone paralizatorem. Tatiana Neumann odwołana ze stanowiska
Źródło zdjęć: © Radio Gdańsk / Archiwum

Decyzję o odwołaniu dyrektor podjął zarząd powiatu. Tatiana Neumann, prywatnie żona szefa Platformy Obywatelskiej na Pomorzu, w ubiegłym miesiącu została zawieszona.

Ma to związek z aferą w Rodzinnym Domu Dziecka w Sucuminie. Podopieczni placówki mieli być wyzywani, bici, głodzeni, a nawet duszeni i rażeni paralizatorem.

Śledztwo po doniesieniu PCPR i Rzecznika Praw Dziecka wszczęła prokuratura. Po ujawnieniu nieprawidłowości Tatiana Neumann sama złożyła wniosek o zawieszenie. We wtorek jednogłośnie odwołał ją zarząd powiatu. Neuman jest teraz na trzymiesięcznym wypowiedzeniu. - Chcieliśmy przeciąć stan tymczasowości. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie musi jak najszybciej pracować normalnie, bo zadań ma dużo - powiedział Radiu Gdańsk starosta starogardzki, Leszek Burczyk.

Wkrótce zostanie ogłoszony konkurs na stanowisko dyrektora PCPR - już we wtorek powołano komisję konkursową. Następcę Tatiany Neumann poznamy w ciągu miesiąca.

Dzieci zabrano biologicznym rodzicom, bo ci nie byli w stanie się nimi zajmować, m.in. z powodu nadużywania alkoholu. - Może miałam źle w domu, ale mama nigdy mnie nie uderzyła. A obcy ludzie mnie biją, byłam duszona - powiedziała jedna z wychowanek placówek opiekuńczo-wychowawczych typu rodzinnego w Sucuminie i Starogardzie Gdańskim.

To, co zgotowali im opiekunowie okazało się być prawdziwym piekłem. - Znęcają się nad nami fizycznie i psychicznie. Baliśmy się o tym powiedzieć, bo mówią, że mają wielkie znajomości i nie mamy z nimi szans - opowiadają wychowankowie tych placówek.

Dzieci były bite, poniżane i rażone paralizatorem. - Chłopak nie chciał robić pompek, dlatego został porażony paralizatorem, kopany w żebra, uderzony w twarz pięścią. Wtedy podbiegł inny chłopiec i powiedział: "Tak nie będzie! Nie będzie znęcania się nad młodszymi!. I dostał od pana Leszka w twarz - opowiada jedna z wychowanek. I stanowczo dodaje: - Mówią nam, że nikt nas nie chce, dlatego tu jesteśmy. Że wszyscy wiemy, jakimi jesteśmy złymi dziećmi. Że nie da się nas inaczej wychować, dlatego używają w stosunku do nas przemocy. Anię, która chorowała na bulimię, wyzywali, że jest gruba i brzydka. Pytali, jak może patrzeć w lustro. "Ty jesteś k...wą, jesteś pop...dolona". Od szmat dziewczyny wyzywają, nawet te małe, które mają po siedem lat. Mówią, że jest się zwykłym gównem, do niczego się nie nadaje, że jest się niczym. Że rodzice mogliby nas zabić, bo nie ma z nas żadnego pożytku - wylicza dziewczyna.

Placówkę Opiekuńczo Wychowawczą typu rodzinnego w Sucuminie prowadziło małżeństwo, które ma też drugi dom w Starogardzie Gdańskim. Ogółem mieli pod opieką 24 dzieci po różnych przejściach.

Niepokojące zjawiska w domu dziecka zaobserwował także jeden z wychowawców, którego zatrudniono na miesiąc do placówki w Sucuminie. To on powiadomił o patologiach Rzecznika Praw Dziecka, który wszczął kontrolę.

Co na ten temat ma do powiedzenia dyrektorka PCPR, które powinno kontrolować placówki? - Z dziećmi są systematycznie przeprowadzane rozmowy. A z tymi, które do państwa dzwoniły rozmawialiśmy indywidualnie, bo te dzieci mają różne problemy: typu wychowawczego, typu tego, że są objęte specjalistyczną pomocą medyczną. Problemy z tymi dziećmi są zawsze! One opowiadają różne rzeczy. Zgłaszają różne sytuacje - komentowała sprawę pod koniec września Tatiana Naumann.

- To są poważne zarzuty i będziemy to sprawdzać. Uruchomimy procedury. Ani do mnie, ani do psychologów, koordynatorów, nikt nie zgłaszał takich sytuacji - przekonywała ówczesna pani dyrektor.

Sprawa trafiła do prokuratury i sądu rodzinnego. Dzieci opuściły placówkę i w większości trafiły do drugiego ośrodka prowadzonego przez tych samych ludzi.

Źródło artykułu:radiogdansk.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1028)