25 lat za zabójstwo w Ultimo
Warszawski sąd okręgowy skazał na 25 lat
więzienia i 10 lat pozbawienia praw publicznych Beatę K., uznając,
że w 1997 r. w stołecznym sklepie Ultimo zastrzeliła Daniela
Jaźwińskiego i postrzeliła jego żonę Annę. Wyrok nie jest
prawomocny, obrońcy już zapowiadają apelację.
To już trzeci wyrok w tej sprawie. Dwa poprzednie były uniewinniające, mimo że Jaźwińska od początku wskazywała Beatę K. jako zabójczynię swojego męża. Za każdym razem jednak sąd apelacyjny zwracał sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Spokój Jaźwińskiej
Anna Jaźwińska przyjęła wyrok ze spokojem. Później wyjaśniała dziennikarzom, że początkowo nie docierało do niej, że K. została skazana. Czuję ulgę, zakończył się pewien etap mojego życia, choć nie zakończyła się jeszcze walka. Na pewno będzie apelacja obrońców Beaty K. - mówiła Jaźwińska tuż po wyroku. Podkreśliła, że nie wie jeszcze, czy sama będzie się odwoływać od wyroku. Prokurator żądał dla Beaty K. dożywocia; Jaźwińska mówiła wówczas, że nie wyobraża sobie innego wyroku.
Beata K. po ogłoszeniu wyroku zaczęła płakać. Aniu, proszę cię, powiedz, że to nie ja zabiłam, przecież wiesz. Aniu, czego się boisz? Błagam, to nie ja zabiłam - mówiła zakuwana w kajdanki (sąd ze względu na wysokość kary i możliwość mataczenia zdecydował o jej aresztowaniu). Płakali też jej bliscy. To nieprawda, kłamiesz! - mówili do Jaźwińskiej.
Do zabójstwa doszło w połowie grudnia 1997 r. Beata K. była ekspedientką w sklepie Ultimo. Została stamtąd dyscyplinarnie zwolniona za kradzież. Według ustaleń prokuratury i kilkakrotnych zeznań Jaźwińskiej (wówczas kierowniczki sklepu) K. kilka dni po zwolnieniu z pracy miała wejść do sklepu i kilka razy strzelić do jej męża Daniela i do niej. Miała też wziąć pieniądze z kasetki znajdującej się w sklepie. Mąż Jaźwińskiej zginął, ona sama ciężko ranna trafiła do szpitala.
Nie mogła konfabulować
Przewodnicząca składu sędziowskiego Aniela Bańkowicz uzasadniając wyrok, podkreśliła, że na Beatę K. jednoznacznie wskazały zeznania Jaźwińskiej. W poprzednich dwóch procesach obrońcy skutecznie je podważali (twierdząc, że są rozbieżne w szczegółach), tym razem jednak - jak powiedziała sędzia - wzięte zostały pod uwagę też opinie biegłych. Stwierdzili oni, że kobieta wskazując morderczynię, nie mogła konfabulować. Sąd zwrócił także uwagę na to, że Jaźwińska była ciężko ranna, w szoku i mogła nie zapamiętać szczegółów.
Bańkowicz podkreśliła też, że K. dodatkowo obciąża ślad zapachowy znaleziony na zewnętrznej stronie kasetki z pieniędzmi znajdującej się w sklepie. Podczas wcześniejszych procesów twierdzono, że został on zabezpieczony wewnątrz kasetki - obrona twierdziła, że mógł zachować się na pieniądzach lub kopercie, których K. pracując jeszcze w sklepie, dotykała. W ostatniego procesu ustalono, że został zabezpieczony na zewnątrz kasetki - jak podkreślał prokurator mógł więc zostać pozostawiony jedynie w dniu zabójstwa.
Sędzia przyznała, że na miejscu nie zabezpieczono żadnych innych śladów wskazujących na Beatę K. Nie znaleziono też broni. Zastanawialiśmy się nad motywem, wydaje się, że może nim być zemsta lub chęć zysku - powiedziała sędzia. Dodała, że K. popełniła zarzucane jej czyny, gdy obowiązywał stary kodeks karny, nie był w nim m.in. kwalifikacji takich jak m.in. zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem - dlatego najwyższą karą, jaką sąd mógł Beacie K. wymierzyć, było 25 lat więzienia.
Nielegalna broń
Beacie K. prokuratura zarzucała też m.in. nielegalne posiadanie broni i kradzież pieniędzy z kasetki w wysokości nie mniejszej niż 2 tys. złotych. Sąd uznał ją za winną popełnienia także tych czynów.
W poprzednich procesach, razem z K. na ławie oskarżonych znaleźli się jej ówczesny konkubent Piotr N., matka Halina K. i ojczym Andrzej K. Prokuratura zarzuciła całej trójce utrudnianie śledztwa i składanie fałszywych zeznań, dających alibi głównej oskarżonej. Sąd przychylił się jednak do sugestii sądu apelacyjnego (który uchylił pierwszy wyrok) i pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego Anny Jaźwińskiej i wyodrębnił zarzuty im stawiane do oddzielnego postępowania.