Polska10. rocznica najtragiczniejszego wypadku w Tatrach

10. rocznica najtragiczniejszego wypadku w Tatrach

28.01.2013 12:40, aktualizacja: 28.01.2013 13:41

Dokładnie dziesięć lat temu potężna lawina śnieżna, która zeszła ze zbocza Rysów w Tatrach, porwała grupę licealistów z Tych. Lawina przysypała dziewięciu uczestników wycieczki, tylko jedna osoba przeżyła.

- Lawina sprzed 10 lat to najtragiczniejsze zdarzenie w historii tatrzańskiej turystyki - ocenił naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (TOPR) Jan Krzysztof. - Największym problemem dla nas była bezradność. Ogrom i okoliczności tej tragedii uniemożliwiały podjęcie pewnych działań - wspominał.

Potężna lawina porwała uczestników wycieczki

Lawina, która zeszła 28 stycznia 2003 roku, porwała pod Rysami wycieczkę z Uczniowskiego Klubu Sportowego "Pion", działającego przy I LO w Tychach. Trzynaścioro osób, w tym dwoje dorosłych opiekunów, mimo obowiązującego wówczas umiarkowanego - II stopnia zagrożenia lawinowego, podjęło ryzyko wejścia na największy w Polsce szczyt liczący 2503 m n.p.m.

Uczniowie i nauczyciele tyskiego liceum im. Leona Kruczkowskiego wzięli udział w uroczystościach upamiętniających tragedię sprzed 10 lat. Po mszy św. w kościele pod wezwaniem Świętej Rodziny przed szkolną tablicą pamiątkową złożono kwiaty. Pamięć zmarłych uczczono minutą ciszy.

W Szkolnej Galerii Malarstwa i Grafiki otwarto poświęconą katastrofie pod Rysami wystawę fotografii, a w świetlicy odbył się koncert w wykonaniu uczniów i absolwentów. Jego program wypełniły m.in. wiersze uczniów, pisane spontanicznie po tragedii.

"Pojawiły się maleńkie karteczki z wierszami pisanymi przez młodzież - uczniów naszej szkoły - i listy sercem pisane przez obcych zupełnie ludzi, którzy czuli ten sam ból" - napisali na stronie internetowej szkoły tyscy nauczyciele, wspominając 28 stycznia 2003 roku.

"Gorączkowe telefony, pytania, czy ktoś wie, co naprawdę wydarzyło się pod Rysami. Bezsilność oczekiwania na kolejne komunikaty podawane w mediach. I ta najgorsza, podana wieczorem informacja, że trudne warunki atmosferyczne uniemożliwiają dalsze poszukiwania. A później miesiące oczekiwania, znicze palące się przed budynkiem szkoły" - wspominali pedagodzy.

"Wydaje się, że jeszcze tak niedawno byli wśród nas, uśmiechali się, zarażali wciąż nowymi, często szalonymi pomysłami. Kochali świat i chcieli czerpać z niego pełnymi garściami. Indywidualiści, pełni pasji i planów na przyszłość. Odeszli tak niespodziewanie, zabrani przez żywioł, którego nie chcieli się lękać" - czytamy we wspomnieniu.

Lawina została najprawdopodobniej wyzwolona przez samych turystów pod wierzchołkiem Rysów. Zwały śniegu porwały dziewięciu uczestników wycieczki. Masy spadającego śniegu były tak ogromne, że czoło lawiny załamało lód na Czarnym Stawie i pogrzebało w nim większość ofiar.

W dniu tragedii ratownicy TOPR zdołali odkopać spod lawiny zaledwie troje turystów: martwego 21-latka oraz dwoje rannych licealistów - dziewczynę i chłopaka, który, nie odzyskawszy przytomności, zmarł w szpitalu. Nie udało się wówczas odnaleźć sześciu pozostałych pod śniegiem osób: 37-letniego opiekuna grupy oraz pięciorga licealistów w wieku 17-18 lat.

Ciała odnaleziono kilka miesięcy później

Dopiero 13 maja, kiedy odtajały wody w Czarnym Stawie, odnaleziono tam zwłoki 17-latka, a 5 czerwca z wody wyłowiono ciało następnego licealisty. 7 czerwca płetwonurkowie odnaleźli w stawie zwłoki dziewczyny i chłopaka. Dzień później wyłowiono z wody zwłoki opiekuna grupy.

W kwietniu 2006 r. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał drugiego opiekuna wycieczki tyskich licealistów, nauczyciela geografii Mirosława Sz., na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Podczas procesu Sz. przyznał się do popełnienia podczas organizacji wyprawy błędów, których konsekwencją była śmierć ośmiorga jej uczestników. W uzasadnieniu wyroku skład sędziowski podkreślił, że Mirosław Sz. jako kierownik wycieczki dopuścił się wielu zaniedbań i w ten sposób nieumyślnie sprowadził niebezpieczeństwo zagrożenia zdrowia i życia jej uczestników.

Ratownicy górscy przypominają, że wychodząc w góry podczas zagrożenia lawinowego, należy być odpowiednio przygotowanym: poza zimowym doświadczeniem w turystyce górskiej, należy mieć ze sobą odpowiedni ekwipunek - detektor lawinowy, sondę i łopatkę. Ratownicy górscy podkreślają, że przy ratowaniu ofiar lawin czas ma najistotniejsze znaczenie. Ich zdaniem, największe szanse na przeżycie mają odkopani w ciągu 15 minut od chwili zasypania przez lawinę, później szanse te bardzo szybko maleją i już po 35 minutach są znikome.

Źródło artykułu:PAP
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (76)
Zobacz także