ŚwiatWitold Repetowicz: Turcja chce zmienić kształt etniczny północnej Syrii

Witold Repetowicz: Turcja chce zmienić kształt etniczny północnej Syrii

- Władze tureckie zainteresowane są tym, by Kurdowie syryjscy, których ponad pół miliona znalazło się w Turcji, emigrowali do Europy. Dzięki temu dokonują się czystki etniczne w północnej Syrii - takie ciche, perfidne czystki etniczne, które spotykają się z aprobatą czy wręcz aplauzem części opinii publicznej w Europie - mówi w wywiadzie z Grzegorzem Lindenbergiem z portalu euroislam.pl Witold Repetowicz, dziennikarz i podróżnik. Repetowicz ocenia także politykę Turcji wobec ISIS i działania UE wobec wzbierającej fali migracyjnej.

Witold Repetowicz: Turcja chce zmienić kształt etniczny północnej Syrii
Źródło zdjęć: © AFP | Delil Souleiman

10.09.2015 12:29

Grzegorz Lindenberg, euroislam.pl: Ostatnia twoja podróż była dokąd?

* Witold Repetowicz:* W czerwcu tego roku do Iraku, zarówno do Kurdystanu irackiego, jak i Bagdadu, Nadżafu i Salahudin, a także do Kurdystanu tureckiego. To była moja trzecia podróż do tego regionu w ciągu ostatnich dwóch lat, ale jeżdżę tam regularnie od jakichś 10 lat.

Jaką rolę mogą odgrywać Kurdowie w rozwiązaniu problemu uchodźców? Co Zachód powinien robić z uchodźcami tam, na miejscu? Byłeś tam, widziałeś.

- Konieczne jest zwiększenie pomocy dla uchodźców, zarówno w krajach ościennych Syrii, jak i dla czterech milionów uchodźców wewnętrznych w Iraku, którzy jeszcze nie ruszyli do Europy. Na pewno należy pomóc odbudować tereny wyzwolone przez Kurdów w Syrii. O tym się w ogóle nie mówi, o odbudowie Rożawy.

Bardzo interesujące jest, dlaczego nagle ci uchodźcy ruszyli z Turcji, a z Iraku nie. Jest rzeczą oczywistą, że władze tureckie zainteresowane są tym, żeby Kurdowie syryjscy, których ponad pół miliona znalazło się w Turcji, emigrowali do Europy. Dzięki temu dokonują się czystki etniczne w północnej Syrii - takie ciche, perfidne czystki etniczne, które spotykają się z aprobatą czy wręcz aplauzem części opinii publicznej w Europie. Turcja chce zmienić kształt etniczny północnej Syrii, pozbyć się stamtąd Kurdów, osiedlić Arabów lub sprowadzonych z Chin Ujgurów, którym masowo wydaje paszporty i potem prawdopodobnie anektować te tereny.

Jak ten plan się powiedzie, (Ankra - red.) zrobi to samo w Kurdystanie tureckim. Ci, którzy kreują się na obrońców uchodźców, wyrządzają im tak naprawdę ogromną krzywdę, bo niszczą ich ojczyznę, Rożawę, pomagają w czystkach etnicznych w tym rejonie. Uważam, że cała ta akcja jest wspomagana, może nawet koordynowana przez tureckie służby specjalne.

Jest jeszcze druga przyczyna, dlaczego do Europy ruszyła teraz taka fala (uciekinierów - red.). Ci, którzy w zeszłym roku docierali Lampedusę, mieli zupełnie inne motywacje. W większości byli to imigranci ekonomiczni z Afryki, a nie uchodźcy z Syrii. Natomiast w propagandzie nazywano ich "uchodźcami syryjskimi". Gdy więc prawdziwi syryjscy uchodźcy, którzy nigdzie jeszcze wtedy masowo nie uciekali, usłyszeli, że się w Europie nad przybyszami litują, a w dodatku w obozach odbiera się im pomoc, bo jest ona przekazywana Afrykańczykom uznawanym za "uchodźców syryjskich", to stwierdzili, że też muszą ruszyć.

Wracając do działań Turcji, to jest jeszcze jeden ich aspekt. Chaos w Europie, starcia z uchodźcami na granicach, na dworcach, powodują, że Europa zajęta jest sobą i nie patrzy na to, co tureckie wojsko robi w Kurdystanie tureckim. A zachowuje się tam obecnie jak wojsko okupacyjne. Jeżeli Europa dalej będzie tak zaślepiona, to wojsko tureckie zacznie palić wioski kurdyjskie, a na jakikolwiek głos protestu Erdogan powie: "Wy bijecie biednych uchodźców, jak śmiecie mi zwracać uwagę".

Czy Europa jest w stanie skutecznie pomóc uchodźcom tam, na Bliskim Wschodzie, na tyle skutecznie, żeby nie chcieli tu przyjeżdżać?

- Moim zdaniem działania muszą być prowadzone dwutorowo. Z jednej strony potrzebne jest poważne zwiększenie finansowania humanitarnego, ale również rozwojowego - na odbudowę wyzwolonych terenów północnej Syrii. Ale temu elementowi musi towarzyszyć uczciwy, jasny i czytelny komunikat do tych ludzi, że nie ma dla nich zielonego światła w Europie. Granice muszą być chronione. Deklaracje zachęcające do przybywania do Europy są oszustwem, są szkodliwe i dla Europy, i dla przybyszy, oraz powiększają falę migracyjną. Ci ludzie idą do Europy i spodziewają się, że będą powitani z otwartymi ramionami, że dostaną mieszkanie i pracę. Nie idą tu po to, żeby mieszkać w namiotach, w obozach dla imigrantów. Idą, żeby mieć takie życie, jak widzą w telewizji czy internecie.

Zakładając, że Unia nadal będzie przyjmować wszystkich z Syrii, czy myślisz, że te 4 miliony syryjskich uchodźców, którzy są w tej chwili w państwach ościennych, przeniosą się do Europy?

- Myślę, że znacznie więcej niż 4 miliony, bo w tych falach nie są wyłącznie Syryjczycy. Oni nie będą pewnie stanowili nawet połowy osób, którzy będą ciągnąć do Europy. Natomiast im więcej ludzi będzie przybywało do Europy, tym mniej pieniędzy i uwagi będzie poświęcane na to, co się dzieje tam (na Bliskim Wschodzie - red.). Ludzie pozostawieni tam samym sobie i zagrożeni śmiercią głodową też ruszą (ku Europie - red.). Wszyscy ruszą. Wtedy okaże się, że to zielone światło było oszustwem, bo czy to Niemcy, czy to Szwedzi zaczną zamykać granice. Niemcy mogą przyjąć jeszcze milion, dwa miliony, trzy miliony, ale nie przyjmą dziesięciu milionów. Uchodźców i IDP-sów - uchodźców wewnętrznych - tylko z Syrii, Iraku i Jemenu jest obecnie 17 mln, a oni są i będą tylko niewielką częścią tej fali.

Porozmawiajmy o Kurdach, którzy są jednymi z głównych aktorów wydarzeń na Bliskim Wschodzie, nadzieją na pokonanie Państwa Islamskiego. Kobiety kurdyjskie się zasłaniają?

- To zależy. W miastach jest większa swoboda obyczajowa i wszystko zależy od danej rodziny. Bardzo dużo kobiet się nie zasłania, chrześcijańskie kobiety mieszkające w Kurdystanie też się nie zasłaniają. Natomiast w górach kurdyjskich stosunki społeczne są bardziej konserwatywne, ale kobiety nie noszą burek, jak w Afganistanie, tylko chusty. Jednak generalnie w tych konserwatywnych górskich obszarach nie ma zwyczaju, żeby dochodziło do interakcji między nieznajomą kobietą a mężczyzną.

A w Erbilu?

- Tak, w Erbilu można rozmawiać z nieznajomą kobietą, ale to też zależy od konkretnego przypadku. Na uczelniach kobiety studiują razem z mężczyznami.

A kobiece oddziały peszmergów?

- W Kurdystanie irackim nie ma zbyt wiele kobiet w wojsku, to pojedyncze przypadki, takie oddziały są w PKK (oddziałach Kurdów tureckich) i YPG (Kurdowie syryjscy). Kurdowie syryjscy i duża część, zwłaszcza młode pokolenie, Kurdów tureckich, są zdecydowanie mniej konserwatywni.

Czy to tradycja lewicowa PKK?

- Tak, to w dużej mierze wynik działań PKK. Ale oni nigdy nie starali się zburzyć tradycyjnych relacji społecznych w Kurdystanie. PKK zdemontowało strukturę plemienną. Natomiast w Kurdystanie irackim ona wciąż funkcjonuje, w tych górskich częściach. W Kurdystanie syryjskim została zlikwidowana, w tureckim zmarginalizowana. Natomiast jeśli chodzi o młode pokolenie Kurdów, we wszystkich częściach Kurdystanu, to ono jest zdecydowanie bardziej, można powiedzieć, liberalne.

Bardziej konserwatywni to bardziej religijni czy tradycyjni?

- Jeśli chodzi o Kurdów irackich to zarówno bardziej tradycyjni, jak i religijni. To nie znaczy, że Kurdowie tureccy nie są religijni. Przez wiele lat partią, która zdobywała najwięcej głosów w Kurdystanie tureckim, było ugrupowanie Recepa Tayyipa Erdogana, AKP (Partia Sprawiedliwości i Rozwoju), która bazowała na tym elektoracie tradycyjnym. Dopiero w ostatnich wyborach to się zmieniło. Innym powodem popularności AKP było to, że poluzowała ucisk narodowościowy wobec Kurdów, ale przede wszystkim miała agendę islamistyczną, która przemawiała do części Kurdów. Erdogan myślał, że tak będzie zawsze. Pomylił się. Ostatnie wybory pokazały, że nastroje nacjonalistyczne, lewicowe i nacjonalistyczno-lewicowe przeważyły w Kurdystanie tureckim i głosowano na HDP (Ludowa Partia Demokratyczna).

I to jest trwały trend?

- Zdecydowanie tak. Kurdyjskie społeczeństwo jest młodsze niż tureckie, Kurdowie mają wyższy przyrost naturalny. Chyba że Turcy zastosują jakiś wybieg, np. będą chcieli wyrzucać Kurdów tureckich z Turcji do Europy. Raz już udało im się wywołać falę migracyjną wśród Kurdów, tylko że była to fala migracyjna wewnątrz Turcji. To było na początku wojny Turcji z PKK w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy wojsko tureckie masowo paliło wsie kurdyjskie i Kurdowie ruszyli na zachód Turcji - w Stambule jest 4 miliony Kurdów, jest ich bardzo dużo we wszystkich większych miastach. Nie można wykluczyć, że teraz taka kampania terrorystyczna, przy odrobinie złej woli tureckich służb specjalnych oraz głupoty europejskiej, mogłaby doprowadzić do czystek etnicznych w Kurdystanie tureckim.

Dlaczego Turcja rozpętała nie tylko kampanię zbrojną, ale i publiczną nagonkę na PKK?

- Przyczyna jest bardzo prosta - niekorzystny dla Erdogana wynik wyborów parlamentarnych w czerwcu, chęć pozyskania elektoratu nacjonalistycznego. W tych rachubach Erdogan może się przeliczyć, ponieważ może nastąpić dalszy odpływ elektoratu kurdyjskiego do HDP. W ostatnich wyborach nawet jedna trzecia Kurdów mogła głosować na AKP, więc jest jeszcze potencjał paru milionów głosów, które mogą przepłynąć z AKP do HDP.

Skąd się wzięła długotrwała wstrzemięźliwość Turcji w atakowaniu ISIS, pozwalanie na wykorzystywanie swojego terytorium do nielegalnego handlu ropą, do uzupełniania zapasów, leczenia rannych, do przechodzenia europejskich ochotników do ISIS? Wiara Turcji, że najważniejsze jest obalenie prezydenta Syrii Baszara al-Asada, a nie walka z ISIS?

Jeszcze przed powstaniem AKP, gdy istniały jej poprzednie wcielenia, jak Partia Dobrobytu, jej lider Necmettin Erbakan jako premier próbował odtwarzać coś w rodzaju tureckiego kalifatu. Erdogan zaczynał swoją karierę właśnie tam, a Erbakan był przez lata jego mentorem. Gdy zaczęła się Arabska Wiosna, to Erdogan myślał, że Turcja przejmie coś w rodzaju przywództwa w bliskowschodnim muzułmańskim świecie tzw. umiarkowanego islamizmu. Rzeczywistość Imperium Otomańskiego była rzeczywistością federalną, nie narodową, ze spoiwem islamskim. Dlatego Erdogan może sobie wyobrażać, że da się ją odbudować.

Generalnie nie udawało mu się to od początku, bo Arabowie niespecjalnie byli zainteresowani przywództwem tureckim. Niemniej Turcja zaczęła mocno wspierać Bractwo Muzułmańskie i jeżeli chodzi o zaangażowanie w Syrii, to wynikało ono dokładnie z tych samych względów - kalifackiego, neo-otomańskiego imperializmu. Asad nie jest islamistą, nie jest nawet sunnitą.

Teraz to stanowisko Turcji wobec ISIS zaczyna się zmieniać? Pozwolili Amerykanom na użycie bazy lotniczej do nalotów na ISIS i sami zdaje się jakiś nalot przeprowadzili?

- Na razie wygląda to na totalną szopkę. Miesiąc po ogłoszeniu zamiaru stworzenia w Syrii, przy granicy z Turcją, strefy wolnej od Państwa Islamskiego nie tylko żadne tereny nie zostały zajęte, ale to Państwo Islamskie przeszło w tym rejonie do ofensywy i jest bliskie wyparcia z niego rebeliantów Frontu Islamskiego (Ahrar al Szam), innych dżihadystów. Jednak uważam, że zwycięstwa ISIS nad Frontem Islamskim to dobra wiadomość.

Dobra wiadomość?!

- Cały ten miesiąc, który upłynął od tureckiej deklaracji Turcja spędziła na intrygach, by nie dopuścić do tego rejonu Burkan al Firat, koalicji, w której są odziały YPG, są odziały asyryjskie, arabskie, plemion takich jak Shemmar, są również oddziały związane poprzednio z FSA (Wolna Armia Syrii). Amerykanie chcieli tam wprowadzić oddział umiarkowanych rebeliantów, na których szkolenia, na terytorium Turcji, chcą wydać 500 milionów dolarów. Kiedy pierwszy oddział tych rebeliantów został doprowadzony do tego regionu, to został natychmiast wyłapany przez Al Nusrę, czyli lokalną Al.-Kaidę, i pojawiły się dość wiarygodne informacje, że tak szybka akcja Al Nusry była możliwa dzięki temu, że to Turcja sprzedała im informacje o tych ludziach.

W ten sposób pozostał tylko Front Islamski. Przyszłość Syrii, jaką widzi Front Islamski nie jest przyszłością świecką, tylko jest przyszłością opartą na sądach szariackich, czyli niewiele się to różni od ISIS. Gdyby Front Islamski zajął tereny między dwoma kantonami kurdyjskimi, to powstałby tam silny salaficki reżim zdolny do zajęcia również Aleppo, wielkiego miasta, w którym są też chrześcijanie i alawici. Doszłoby tam do rzezi, na którą świat przymknąłby oczy, ponieważ dokonywaliby jej ci dobrzy, umiarkowani islamistyczni rebelianci. Natomiast jeśli pokona ich Państwo Islamskie, to sytuacja będzie jednoznaczna i powstanie front między Burkan al Firat z Kurdami a Państwem Islamskim.

Głównym wrogiem Turcji w Syrii w tej chwili nie jest zatem ani Asad, ani ISIS tylko Kurdowie?

- Tak. Granica między Turcją a Syrią jest całkowicie zamknięta tam, gdzie po syryjskiej stronie kontrolują ją Kurdowie. Tam gdzie, kontroluje granicę reżim Asada, są restrykcje, ale nie jest całkowicie zamknięta. Tam, gdzie są dżihadyści z Frontu Islamskiego, granica jest otwarta. Tamtędy właśnie przechodzą ochotnicy trafiający później do ISIS.

Czego Turcja się boi? Wspólnego ogłoszenia niepodległości przez Kurdów? Kurdowie iraccy mieli pomysł na referendum niepodległościowe.

- Kurdowie nie planują ogłoszenia niepodległości państwa, które obejmowałoby Kurdystan iracki i syryjski, i tym bardziej turecki, a ogłoszenie niepodległości przez Kurdystan iracki byłoby korzystne dla Turcji, bo uderzałoby w Bagdad i Teheran.

Co do Rożawy, czyli Kurdystanu syryjskiego, to Erdogan nie chce rozmawiać z YPG, ponieważ to nie są islamiści. Dla niego to jest obca ideologia, bo oni są świeccy. Gdyby Kurdystan syryjski odłączał się od Syrii z agendą islamistyczną, to z całą pewnością AKP prowadziłaby rozmowy z takim konserwatywnym kurdyjskim ruchem północnej Syrii.

Z punktu widzenia zarówno Kurdów, jak i Turków bardzo korzystnym projektem byłoby stworzenie czegoś w rodzaju federacji kurdyjsko-tureckiej. Jeżeli Turcja zaanektowałaby Kurdystan syryjski i iracki plus Mosul, Aleppo, to dla niej byłoby to bardzo korzystne - zyskałaby złoża ropy, szlaki tranzytowe i tak dalej. Taka aneksja musiałaby się wiązać z jakąś formą autonomii lub federalizacji. To z kolei byłby bardzo duży plus dla Kurdów, ponieważ doszłoby do zjednoczenia trzech części Kurdystanu. Taki plan istniał w latach dziewięćdziesiątych, miał go prezydent Turgut Ozal. Dlatego został otruty w 1993 roku. W tej chwili nie mówi się o tym planie, ponieważ barierą jest to, że Kurdystan turecki i syryjski są zdominowane przez ideologię, która jest obca Erdoganowi. Gdyby spoiwem federacji kurdyjsko-tureckiej mógł być islam, to Erdogan zapewne realizowałby ten scenariusz.

A dlaczego Kurdowie iraccy i pozostali niespecjalnie się dogadują?

- W Rożawie, oprócz YPG, które tam rządzi, są też zwolennicy Barzaniego z Iraku (KDP syryjskie), kontestujący politykę YPG. To z kolei prowadzi do napięć między YPG a Kurdystanem irackim. Chodzi o inną wizję ustrojową i ideologiczną. Zwolennicy Barzaniego są nastawieni bardziej tradycjonalistycznie i nacjonalistycznie, chcą zjednoczenia Kurdystanu, podczas gdy w oficjalnej ideologii zwolenników Ocalana, czyli YPG, nie ma w ogóle mowy o zjednoczeniu wszystkich części Kurdystanu w jedno państwo. Jest mowa o wielonarodowych kantonach i przekształceniu całego Bliskiego Wschodu w taki konglomerat wielonarodościowych kantonów. Sprawy niepodległości, nacjonalizmu i zmiany granic są odsuwane na bok.

Kurdowie są sunnitami. Co sprawia, że są tak wyraźnie bardziej prozachodni i tolerancyjni? Kobiety mają dużo więcej swobody. Sunniccy sąsiedzi wydawali terrorystom z ISIS jazydów, sunniccy, Kurdowie ich bronią. PKK jest właściwie świeckie, to bardzo rzadko spotykana sytuacja w krajach arabskich. Skąd to się wzięło i czy to jest trwałe? Czy za chwilę Kurdami też zawładną brodaci mułłowie?

- Tak, zdecydowana większość to sunnici, ale nie wszyscy, są też szyici, chrześcijanie, inne wyznania. Wśród PKK łatwo byłoby spotkać też ateistów, ale nie jest prawdą to, co propaganda erdoganowska im zarzuca, że to sami "bezbożnicy".

Myślę, że te różnice są trwałe. Wśród Kurdów też jest pewien margines - kilkanaście procent fundamentalistów islamskich w irackim i irańskim Kurdystanie. Ale dla większości ważniejsze jest bycie Kurdem - podstawowa tożsamość to jest tożsamość kurdyjska, nie muzułmańska. Wiedzą, że na tych terenach żyją i zawsze żyły obok siebie różne grupy religijne. Dlatego nie chcą nikogo nawracać, toczyć wojen religijnych. Zasady islamu odnoszą do samych siebie i nie chcą ich narzucać tym, którzy muzułmanami nie są.

Czy Kurdowie są gotowi walczyć z ISIS do całkowitego jego zniszczenia?

- Zupełnie inne podejście jest w Iraku i Syrii. W Iraku idea walki peszmergów poza terenami etnicznie kurdyjskimi jest skrajnie niepopularna, Kurdowie całkowicie ją odrzucają, chociaż w przypadku jakiegoś dealu politycznego są gotowi to rozważyć i wykonać rozkazy swojego zwierzchnika, czyli teraz Barzaniego. Do momentu, kiedy ich tereny zaatakowało Państwo Islamskie w sierpniu zeszłego roku, Kurdowie głosili, że te nie jest ich wojna. Gdyby Państwo Islamskie ich nie zaatakowało wtedy, to być może zdobyłoby Bagdad. Nie na pewno, bo jeszcze doszedł jeden czynnik, fatwa Alego al Sistaniego, najważniejszego z duchownych irackich, który wezwał do świętej wojny obronnej i która doprowadziła do powstania szyickich milicji. Więc los Państwa Islamskiego w Iraku jest przypieczętowany, prędzej czy później zostanie pokonane.

Natomiast w Syrii sytuacja jest bardziej złożona. Już teraz oddziały YPG w ramach Burkan al Firat walczą na terenach niekurdyjskich. Na pewno YPG będzie dążyć do zajęcia całej prowincji Hasaka na północnym wschodzie Syrii. Gdyby Kurdowie mieli większe wsparcie, mogliby zająć Rakkę, "stolicę" Państwa Islamskiego i być może Aleppo, częściowo zamieszkane przez Kurdów.

Praktycznie mogliby pokonać Państwo Islamskie?

- Nie, ponieważ Państwo Islamskie się coraz bardziej przesuwa w kierunku zachodnim. Rakka nie jest jakimś gigantycznym miastem, a Państwo Islamskie podeszło bardzo blisko do Homs, Hamy i Aleppo. Zdobycie jednego z tych miast byłoby zdecydowanie apetyczniejszym kąskiem niż Rakka.

Ostatnio Salih Muslim, przywódca Kurdów syryjskich zaproponował USA, żeby założyły na terenie Rożawy bazy, w których mogliby trenować umiarkowanych rebeliantów syryjskich i przeprowadzać operacje lotnicze. Wątpię, żeby Amerykanie zareagowali pozytywnie.

Dlaczego?

- Bo Amerykanie nie są zdolni pod tym przywództwem do podejmowania zdecydowanych i odważnych decyzji. Kurdowie bardzo intensywnie zabiegają teraz o kontakty ze Stanami Zjednoczonymi. PKK zaproponowała, żeby Stany były mediatorem w konflikcie z Turcją.

I co na to USA?

- Przynajmniej oficjalnie – nic.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (245)