Siostra Olewnika: patrzyli mi w oczy, jestem zszokowana
Czuję się zmartwiona i zdruzgotana. Nie spodziewałam się, że polska policja może pracować w taki sposób - mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Danuta Olewnik-Cieplińska. Siostra porwanego i zamordowanego Krzysztofa opowiada o tym, jak wyglądały konfrontacje z policjantami, które po tygodniu właśnie się zakończyły. Jak mówi, tłumaczenia policjantów, którzy tuż po porwaniu zajmowali się sprawą jej brata, a potem mieli zabezpieczać przekazanie 300 tys. euro okupu porywaczom, znacznie różniły się od zdarzeń opisywanych przez nią i jej męża. - Patrząc mi w oczy, mówili to, co kiedyś - podkreśla Danuta Olewnik-Cieplińska.
Przeczytaj także: Zaskakujące nowe fakty ws. śmierci Krzysztofa Olewnika
WP: Agnieszka Niesłuchowska, Paulina Piekarska: Zakończyły się konfrontacje pani rodziny z policjantami, którzy zajmowali się sprawą porwania pani brata, a także odpowiadali za przekazanie okupu porywaczom. Po wyjściu z prokuratury nie wyglądała pani na usatysfakcjonowaną...
Danuta Olewnik-Cieplińska: To mało powiedziane. Czuje się zmartwiona i zdruzgotana. Nie spodziewałam się, że polska policja może pracować w taki sposób.
WP: Czyli zeznania siedmiu policjantów całkowicie odbiegały od waszych relacji zdarzeń?
- Nasza relacja, czyli moja i mojego męża, była spójna i logiczna, a w ich wersjach nieścisłości pojawiały się na każdym kroku. Przez lata nic się nie zmieniło, a wątpliwości, które ja i mój mąż mieliśmy na samym początku, wiele lat temu, nadal pozostają niewyjaśnione ani sprostowane. Patrząc mi w oczy, mówili to, co kiedyś.
WP: Czy w ich relacjach pojawiły się elementy, które wykluczały się nawzajem?
- Tak, dlatego jestem ciekawa, co prokuratura z tym fantem zrobi. To nie jest łatwa sytuacja i nie wiem, co postanowią śledczy, którą z wersji zdarzeń – naszą czy policjantów – uznają za najbardziej prawdopodobną. Nie czuję się komfortowo, bo trudno przewidzieć, komu uwierzy prokuratura.
WP: Czy w wypowiedziach policjantów pojawiło się coś, czego pani do tej pory nie słyszała?
- Tak, jest coś, co mnie zszokowało. Dotyczy to momentu przekazania okupu. Więcej nie mogę zdradzić.
WP: Jak zachowywali się w stosunku do pani policjanci? To była niechęć czy może skrucha?
- Byli pewni siebie, przekonani o swojej racji i tym byłam najbardziej zaskoczona. Ciężko mi o tym mówić, bo wiem, jak było, doskonale pamiętam dzień, w którym jechałam z mężem przekazać porywaczom pieniądze. Tych szczegółów jestem absolutnie pewna, więc dziwię się, że istotne momenty opisywane przez policjantów tak różnią się od naszej wersji.
WP: Przeprosili panią?
- Tak, mówili, że im przykro. Nie przyjechałam jednak na spotkanie z nimi, by usłyszeć „przepraszam”.
WP: Za co przepraszali?
- Że nie udało się skutecznie przeprowadzić akcji przekazania okupu, ale to były takie dyplomatyczne przeprosiny.
WP: Lada moment światło dzienne ma ujrzeć raport sejmowej komisji, która zajmowała się sprawą porwania i zabójstwa pani brata. Miała pani okazję zapoznać się z tym dokumentem?
- Raport jest dopiero w fazie projektu i uznaliśmy, po konsultacji z pełnomocnikami, że najlepiej będzie, jeśli zapoznamy się z jego ostateczną wersją. Na razie nie wiemy, w jakiej formie raport przejdzie. Nie chciałabym wychodzić przed szereg, bo nie wiadomo, czy w dokumencie nie zostanie coś zmienione lub z niego usunięte.
WP: Wiadomo jednak, że raport wskaże na liczne nieprawidłowości policjantów i prokuratorów, którzy na przestrzeni lat zajmowali się tą sprawą. To będzie wstrząs?
- Mam nadzieję, że jakiś skutek to przyniesie, bo przecież po to tę komisję powołano. Spodziewam się wiele po tym raporcie i mam nadzieję, że nie trafi na półkę. Chodzi o to, by przyczynił się do zmian w strukturach policyjno-prokuratorskich. To musi być wstrząs, bo jak na razie w tym środowisku jest olbrzymi bałagan, chaos, nie ma ludzi, którzy mają jakieś pojęcie o swojej pracy. Ktoś musi wyciągnąć z tego wnioski.
WP: W ostatnim wywiadzie dla Wirtualnej Polski mówiła pani o tym, że trwają prace śledczych w domu Krzysztofa. Czy są jakieś nowe ustalenia w tej sprawie?
- Oględziny jeszcze się nie zakończyły. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że pojawiły się nowe, istotne rzeczy. Wprawdzie jest coraz więcej szczegółów, faktów, nadal trudno nam stwierdzić, czy sprawa posuwa się do przodu. Nie będzie sukcesu, dopóki nie pojawią się zarzuty wobec konkretnych osób.
WP: A jak wygląda śledztwo ws. pogróżek pod adresem pani ojca, a także poluzowania kół w pani samochodzie? Wiadomo już kto za tym stał?
- Jeśli chodzi o mojego tatę, nic konkretnego nie ma. Podobnie wygląda moja sprawa, czekamy na opinię biegłych. Pocieszające jest to, że ostatnio przestano nam grozić.
Rozmawiały: Agnieszka Niesłuchowska, Paulina Piekarska, Wirtualna Polska