Świat"Napromieniowane ryby mogą trafić na nasze stoły"

"Napromieniowane ryby mogą trafić na nasze stoły"

Z elektrowni Fukushima zaprzestano wypuszczania skażonej wody, która służyła do schładzania reaktorów, jednak konsekwencje napromieniowania będą odczuwalne dla wszystkich organizmów żyjących w morzu, ale przede wszystkim – dla ludzi. - Napromieniowana woda wsiąkała również w glebę i rozprowadzała się po warstwach wodonośnych. To grozi skażeniem wody pitnej – podkreśla wiceprezes Fundacji Nasza Ziemia Sławomir Brzózek.

"Napromieniowane ryby mogą trafić na nasze stoły"
Źródło zdjęć: © PAP/EPA

- Woda służąca do chłodzenia reaktora została napromieniowana i spuszczona do morza, przez co miesza się z całą masą wód – opisuje Sławomir Brzózek z Fundacji Nasza Ziemia. Zwraca także uwagę na skalę katastrofy. – To, dokąd prądy morskie poniosą te masy wody oraz pierwiastki promieniotwórcze, to dopiero będzie można prześledzić robiąc badania mórz na coraz szerszym zasięgu od Japonii – dodaje Brzózek.

"Polska ma alternatywę dla elektrowni atomowych"

Promieniowanie, jakie przedostało się do wody, nie będzie obojętne dla roślin, ryb i innych stworzeń morskich. – Niestety nie znamy skutków, jakie mogą się wydarzyć i nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jak zachowywać się będą morskie stworzenia i rośliny. Wiadomo, że - podobnie jak człowiek – będą reagowały na napromieniowanie, chociażby zmianami kancerogennymi. Dopiero za jakiś czas okaże się, czy to nie miało wpływu na jakieś działanie mutacyjne, które odbije się zmianami w łańcuchu DNA, a więc trwałymi zmianami, i jak będzie to rzutowało chociażby na jakość spożywanych m.in. i przez nas ryb– tłumaczy Brzózek.

Wiceprezes fundacji spodziewa się, że skażone ryby, stanowiące pożywnie zarówno dla innych morskich stworzeń, ale i dla ludzi, będą występować na dużych obszarach mórz. – Napromieniowane ryby mogą zatem trafiać i na nasze stoły – stwierdza Brzózek. Przedstawiciel fundacji domyśla się, że podobnie jak w przypadku napromieniowanej żywności (roślinności, np. szpinaku)
, kontrolą pod kątem skażenia zostaną objęte również ryby łowione na akwenach wokół Japonii.

Ogromnym problemem może okazać się próba wyznaczenia skażonego obszaru morza ze względu na wspomniane już przemieszczanie się napromieniowanej wody i mieszanie się z wodami oceanicznymi. – Nie jesteśmy w stanie przewidzieć dokładnie, którędy i dokąd te masy skażonej wody będą się przemieszczać – ocenia Brzózek. Jak dodaje, wynika to z braku wystarczająco wiarygodnych metod i możliwości śledzenia wszystkich prądów morskich na zachodnim Pacyfiku.

Poziom skażenia jest ogromny. Dzień po uszczelnieniu pęknięcia poziom radioaktywnego izotopu jodu 131 w wodzie morskiej w pobliżu elektrowni był 63 tys. razy wyższy od dopuszczalnego limitu. Jakie to może mieć oddziaływanie na organizmy żywe? – Można się spodziewać, że wyginie część populacji, bo część tych stworzeń zabije choroba popromienna – wyjaśnia Brzózek. Jego zdaniem należałoby bardzo wnikliwie badać długotrwale skutki napromieniowania. – Czyli, w jaki sposób promieniowanie oddziaływać będzie na zmiany w budowie, na zmiany wynikające także z napromieniowania materiału genetycznego, który może ulec mutacji – wyjaśnia.

- Nie wiemy, jaka dawka promieniowania jest w granicach tolerancji, ale wiemy, jaka dawka jest zabójcza – mówi Brzózek. Przyjmuje się, że człowiek nie powinien przekraczać dawki 2 siwertów dziennie, niektóre źródła podają już 1 siwert jako maksymalną dawkę napromieniowania w krótkim czasie . – W ciągu roku człowiek nie powinien przekraczać dawki 500 -600 milisiwertów . Dla porównania: badanie tomografem komputerowym to jest napromieniowanie rzędu 3 milisiwertów, a zdjęcie rentgenowskie zęba – 0,02 milisiwertów – obrazuje Brzózek.

Monika Szafrańska, Wirtualna Polska

** - weź udział w sondzie

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ekologiafundacjajaponia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (82)