PolskaZamiast lekcji religii lekcje o religiach

Zamiast lekcji religii lekcje o religiach

Rząd zdecydował, że stopień z religii będzie wliczany do średniej. Sporu o to nawet nie było, wystarczyły wyraźne oznaki niechęci Kościoła i pierwszy pomysł nowego Ministra Edukacji błyskawicznie upadł. Uważam, że źle się stało, ale porażka ministra to rzecz wtórna. Jest bowiem tylko prostą konsekwencją decyzji wcześniejszych: że w ogóle będą jakieś stopnie z religii, a nade wszystko, że religia będzie uczona w szkole. Moim zdaniem uczenie religii w szkole, jako jeszcze jednego przedmiotu, to błąd. Uczenie religii rozumiane jako katecheza powinno być poza szkołą. Tym, czego szkole natomiast brakuje, to wiedza o różnych religiach. Tak więc zamiast lekcji religii przydałyby się uczniom lekcje o religiach.

Zamiast lekcji religii lekcje o religiach
Źródło zdjęć: © WP.PL | Konrad Żelazowski

23.08.2007 | aktual.: 23.08.2007 06:34

W swoim życiu jako uczeń doświadczyłem dwóch modeli uczenia religii: w szkole i poza szkołą, przy kościele. Przypomnę, że już bowiem w drugiej połowie lat 50. religia na krótko pojawiła się w szkołach. To były moje pierwsze klasy szkoły podstawowej, pamiętam, że traktowaliśmy ją jako jeszcze jeden przedmiot, były stopnie, wzywanie do odpowiedzi, itp. A przede wszystkim pamiętam ostracyzm, jakiemu poddawaliśmy jedynego kolegę z naszej klasy, który na religię nie chodził. Dzieci potrafią być niemiłe. Nie, nie odrzucaliśmy go całkiem, bawiliśmy się z nim też, ale zawsze przed lekcjami religii było trochę złośliwych uwag. Ktoś może powie, że dziś czasy są inne, większa tolerancja. Pozwolę sobie wątpić. Nadal jesteśmy społeczeństwem o dominacji jednego wyznania i choć regulacje prawne mówią o nauczaniu religii różnych kościołów i związków wyznaniowych, w praktyce, poza pewnymi lokalnymi regionami, przeważa jedna religia i wyznawcom innych religii lub też niewierzącym może być trudniej, gdy religia nadal będzie
uczona w szkołach.

By znów odwołać się do swych doświadczeń z dzieciństwa: lepiej wspominam naukę religii prowadzoną poza szkolą, przy parafii. Chodziliśmy tam w grupie, ksiądz mówił interesująco, mam wspomnienie ciekawych i bezstresowych spotkań (na co wpływało też i to, że gdy sprawowaliśmy się dobrze, to puszczano nam fajne francuskie kreskówki). I choć wśród moich kolegów z domu, podwórka, byli tacy, którzy na religię nie chodzili, to nie wywoływało to żadnych podziałów. Nie było tej dzielącej sytuacji: oto zaczyna się lekcja religii w szkole, wszyscy idą, a jeden zostaje. To właśnie istotny element przewagi nauczania religii poza szkołą: osłabia szanse ostracyzmu wobec grup mniejszościowych. Poza tym religia nie jest normalnym przedmiotem, moim zdaniem tak naprawdę w ogóle nie wiadomo, co to znaczy stopień z religii, co to znaczy, że ktoś jest np. katolikiem na 4+, a inny tylko na 3?

Tym, czego natomiast brakuje w naszych szkołach jest nauka o ideowej treści, założeniach, zasięgu światowym różnych religii – przede wszystkim katolicyzmu, ale i innych wyznań chrześcijańskich, takich jak prawosławie i różne formy protestantyzmu, a także religii takich jak islam, judaizm i inne. Powinni to robić rozsądni specjaliści świeccy, którzy ani nie będą reprezentować na lekcjach żadnego Kościoła, ani też nie będą propagować ateizmu. Świat jest wielokulturowy, coraz bardziej w tej wielokulturowości uczestniczymy – czy poprzez nasze wyjazdy, czy poprzez przyjazdy przedstawicieli innych kultur do nas. Tego u nas nikt nie uczy, a wiedza o tym, jak pewne wydawałoby się dalekie religie czerpią ze wspólnych korzeni, co je różni, gdzie są głównie skupieni ich wyznawcy, to przecież wiedza o podstawach naszej kultury. Co więcej, mam podejrzenie, że nawet o katolicyzmie nie zawsze uczy się na lekcjach religii na odpowiednim poziomie, że więcej tam bezrefleksyjnie podawanych prawd wiary niż prób zrozumienia ich
sensu w kontekście całej religii i kultury. Lekcje o religiach zamiast lekcji religii w szkole, czyli w instytucji, która powinna odwoływać się bardziej do rozumu niż wiary, przyczyniłyby się do lepszego zrozumienia różnych religii a i pogłębieniu samej wiary wśród wierzących by nie zaszkodziły.

Czego więc potrzeba, aby to zrobić? Moim zdaniem głównie woli politycznej, społeczeństwo by to chyba zaakceptowało, a w każdym razie warto je o to dokładnie zapytać. Dotychczasowe wyniki CBOS są bowiem niejednoznaczne: z jednej strony większość chce nauki religii w szkołach, ale też i większość chciałaby, aby była to nauka o różnych religiach. Zmiana, o jakiej piszę, nie musiałaby więc spotkać się ze społecznym sprzeciwem.

Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)