Zrzuca czerwone szpilki i biegnie ratować ludzi. Tak pracują kobiety w straży pożarnej

- Żeby zrozumieć, co robię, musicie poznać najdrobniejsze szczegóły. To może być wstrząsające, ale stykam się z tym niemal każdego dnia. Kocham to i tego nienawidzę – mówi Justyna. Uratowała życie kilkunastu osobom. Niemal codziennie widzi krew i śmierć. Tak jak jej koleżanki z ochotniczej straży pożarnej.

Zrzuca czerwone szpilki i biegnie ratować ludzi. Tak pracują kobiety w straży pożarnej
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański
Magda Mieśnik

16.11.2018 21:24

Sukienka jest krótka i czerwona. Buty krwiste, na wysokiej szpilce. Usta w podobnym odcieniu. Jeszcze tylko mała złota torebka. Ostatnia poprawka fryzury. Za 15 minut Justyna ma się spotkać ze znajomymi w klubie. Gasi światło w mieszkaniu. Wtedy zaczyna świecić jej telefon. Zamiast jednej z popularnych melodyjek głośna syrena alarmowa. Szpilki lądują w kącie. Zamiast sukienki pojawia się dres. Do tego adidasy. Półtora kilometra dalej i cztery minuty później Justyna wkłada już ubranie z odpornego na uszkodzenia i wysoką temperaturę nomexu, kominiarkę, rękawice i ciężkie buty. Do tego jeszcze biały hełm.

Droga jest ciemna i mokra. Rozbite szkło na jezdni odbija migające na niebiesko syreny alarmowe. Justyna zagląda do powyginanej zielonej bryły, która kilka minut temu była jeszcze oplem astrą. Z rozbitego okna wystaje zmasakrowana głowa. W blond lokach widać fragmenty mózgu. To kierowca. Ma szeroko otwarte oczy i krople krwi na policzkach.

Kremowa sukienka

Justyna przytomnieje, gdy dziewczyna na tylnym siedzeniu zaczyna krzyczeć. Próbowała wydostać się z samochodu, ale gdy otworzyła drzwi, najpierw wypadła jej lewa noga urwana na wysokości kolana. Nastolatka złapała ją i tuli do kremowej sukienki.

Obok niej siedzi drobna brunetka. Rusza ustami, próbuje coś mówić. Pokazuje na nogę koleżanki. Justyna łapie ją za rękę i tłumaczy, że musi się zająć ciężej ranną. Dziewczyna ściska ją tak mocno, że łamie jej serdeczny palec u lewej ręki. Będzie ją tak trzymać aż do wejścia do karetki.

Drugą dziewczyną zajmują się już ratownicy medyczni. Tylko kierowca został sam we wraku. Koledzy Justyny rozcinają wrak, by wyciągnąć go z samochodu. W pobliskim klubie Justyna miała mu ze znajomymi śpiewać "sto lat". Zamiast świeczek urodzinowych wkrótce zapalą mu znicze.

Justyna ma 25 lat. Od dwóch jest strażaczką w ochotniczej jednostce pod Krakowem. Za udział w akcji, w której zginął jej młodszy kolega, a koleżanka straciła nogę, gmina zapłaciła jej 20 złotych. Stabilizator na złamany palec kosztował 43 zł.

Tyle, ile ustali gmina

Wynagrodzenie strażaków ochotników jest symboliczne. Część z nich mówi, że lepiej, gdyby go nie było. Przeznaczają je na ogół na wieczne brakujący sprzęt i ubrania ochronne. – Za udział w akcji płaci nam gmina w zależności od rodzaju wyjazdu i możliwości samorządu. Dostałam dwie nagrody - odznakę dla wzorowego strażaka i za pięć lat służby. Przy odznakach nie ma gratyfikacji finansowych. Po prostu tyle, że jest odznaka – mówi Monika. Jest strażaczką w OSP, ale obecnie przebywa na urlopie macierzyńskim.

Wysokość ekwiwalentu, w zależności od uchwały gminy, na terenie której działa dana jednostka, może wynieść maksymalnie 1/175 przeciętnego wynagrodzenia według Głównego Urzędu Statystycznego za miniony kwartał. W 2018 r. maksymalna wysokość ekwiwalentu wynosi 26,40 zł za godzinę udziału w akcji. Gminy często jednak uchwalają niższe kwoty - 10-15 zł. Na pocieszenie: pieniądze, jakie zarobią strażacy-ochotnicy, są zwolnione z podatku dochodowego.

W ochotniczej straży pożarnej na ponad 700 tys. strażaków służy 53 612 kobiet. Najmłodsze mają 18 lat, najstarsze 65. Nie ma żadnych przepisów dotyczących ich wyglądu. Mogą mieć pomalowane paznokcie, ale wygodniej, gdy są krótkie. Długie włosy najlepiej związać w kucyk i schować w kominiarce. Dagmara jest strażaczką od ponad pięciu lat. Gdy dostaje smsa: "ALARM OSP PIĘCZKOWO!" rzuca wszystko i biegnie do remizy. Słyszy już dźwięk syreny alarmowej. Pomaga przy wypadkach drogowych, usuwaniu skutków burz czy przy ściąganiu kota z drzewa.

Dwie śmierci

Dwa tygodnie, dzień i noc, Dagmara pomagała przy usuwaniu skutków nawałnicy, jaka przeszła przez powiat średzki (woj. wielkopolskie) w sierpniu 2017 roku. - W samym naszym powiecie odnotowano wtedy blisko 800 zgłoszeń. Usuwaliśmy powalone drzewa z jezdni, zabezpieczaliśmy uszkodzone dachy i zerwanych linie energetyczne. Do tego wypompowywanie wody z zalanych piwnic – mówi Dagmara Janasik. Kiedy brakowało już sił, strażacy się zmieniali, by trochę się przespać.

Dagmara jest strażaczką od pięciu lat:

Obraz
© Archiwum prywatne

Monika dwa razy była przy śmierci swoich kolegów. – Dostałam zadanie, by zająć się rodziną, która przyjechała na miejsce wypadku. Koledzy ze straży i ratownicy medyczni na zmianę reanimowani poszkodowanego. Niestety, nie udało się go uratować. Wiele przy tych akcjach nie robiłam, więcej robili moi koledzy z jednostki. Może z racji tego, że jestem kobietą, nie chcieli mnie zbytnio dopuszczać – mówi Monika.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (648)