Zdaliśmy egzamin z Unii?
Słaba frekwencja w wyborach do parlamentu UE
nie powinna wywoływać szczególnych emocji. Wszędzie w Europie jest
ona znacznie niższa niż w wyborach krajowych. Jednak w Polsce
wydaje się niepokojąco niska i można ją uznać za znak ostrzegawczy
- podkreśla komentator "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein.
14.06.2004 | aktual.: 14.06.2004 06:23
Jego zdaniem, jest to kolejny, poważny symptom dystansowania się obywateli od polityki. Nawet jeśli przyjmiemy, że kryzys rządowy i niepewność co do terminu wyborów do parlamentu krajowego koncentruje uwagę raczej na sprawach wewnętrznych niż na instytucji, której uprawnienia, a więc związek z ich sytuacją pozostaje dla większości Polaków sprawą raczej niejasną. Nie pomogli w tej sprawie politycy, którzy wybory do parlamentu UE traktowali raczej jako przygrywkę do zbliżających się wyborów w Polsce.
Według Wildsteina, raz jeszcze okazało się, jakim błędem było wycofanie się przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i premiera Leszka Millera z obietnicy, jaką złożyli półtora roku temu na temat połączenia wyborów do parlamentów UE i Polski. (PAP)