Zarzuty dla dwóch lekarzy po śmierci pacjentki w Bielsku-Białej
Dwie osoby z prywatnego szpitala w Bielsku-Białej usłyszały zarzuty po śmierci 41-latki po planowej cesarce. Prokuratura mówi o poważnych zaniedbaniach i opóźnionej interwencji.
Najważniejsze informacje:
- Zarzuty w tej sprawie usłyszeli ginekolog i anestezjolog z prywatnego centrum medycznego w Bielsku-Białej - informuje "Fakt".
- Prokuratura wskazuje na zaniechania po operacji i opóźnioną relaparotomię (czyli ponowne otwarcie jamy brzusznej).
- Kobieta zmarła po przewiezieniu do szpitala w Cieszynie. Jej dziecko przeżyło.
Prokuratura Rejonowa Bielsko-Biała Północ prowadzi śledztwo w sprawie śmierci 41-latki, która 28 maja trafiła na planowe cięcie cesarskie do prywatnego centrum medycznego "Esculap". Jak przypomina "Fakt" tuż po zabiegu pojawiły się powikłania.
Według śledczych, przy pacjentce nie było już wtedy ginekologa, a na oddziale pozostał tylko anestezjolog. To miało opóźnić kluczową interwencję chirurgiczną.
Pacjent nie chciał wyjść z gabinetu dentysty. Na miejscu pojawiła się policja
Co ustalili śledczy i jakie były zaniedbania?
Rzecznik bielskiej prokuratury okręgowej, Paweł Nikiel, w rozmowie z "Faktem" wskazał na liczne uchybienia podczas zabiegu i po nim.
- W trakcie zabiegu nie dopełniono licznych procedur, nie zapewniono opieki ginekologicznej pacjentce, doszło do krwawienia, będącego powikłaniem po porodzie. Pacjentka była powtórnie operowana, ale tego miejsca, z którego następowało krwawienie, nie zabezpieczono w sposób właściwy - mówił w rozmowie z "Faktem" rzecznik prokuratury Paweł Nikiel. Według ustaleń, relaparotomię przeprowadzono dopiero po kilku godzinach.
Pacjentkę w stanie krytycznym przewieziono do Szpitala Śląskiego w Cieszynie. Mimo podjętej interwencji kobieta zmarła. - Pacjentka była już w stanie krytycznym i nie udało się jej uratować - tłumaczy rzecznik prokuratury. Jak podaje serwis, dziecko przeżyło.
Prokuratura podkreśla, że powodem zgonu była atonia macicy, która prowadzi do ciężkiego krwawienia poporodowego.
Chronologia zdarzeń:
- 28 maja 2025 roku: Pacjentka, w zaawansowanej ciąży, została przyjęta do centrum na zaplanowaną cesarkę. Zabieg przebiegł początkowo bez zakłóceń, a noworodek urodził się zdrowy i przeżył.
- Bezpośrednio po operacji: Szybko pojawiły się powikłania - atonia macicy, czyli brak prawidłowego kurczenia się mięśnia macicy po porodzie, co doprowadziło do niekontrolowanego krwawienia poporodowego. To jedno z najgroźniejszych komplikacji w ginekologii, wymagające natychmiastowej interwencji, by zapobiec zgonowi.
- Kilka godzin po cesarce: Zdaniem śledczych, tutaj popełniony został kluczowy błąd - pacjentka nie była pod nadzorem ginekologa. Po zabiegu pozostał jedynie anestezjolog, co uniemożliwiło szybką reakcję. Nie dopełniono standardowych procedur monitoringu i opieki poporodowej, co pozwoliło na pogorszenie stanu do krytycznego.
- Opóźniona relaparotomia: Po kilku godzinach wykonano drugi zabieg (relaparotomię, czyli ponowne otwarcie jamy brzusznej), ale miejsce krwawienia nie zostało właściwie zabezpieczone. Kobieta była już w stanie zagrażającym życiu - zmasowany krwotok spowodował niewydolność wielonarządową.
- Transport i śmierć: W krytycznym stanie przetransportowano ją helikopterem do Szpitala Śląskiego w Cieszynie, gdzie mimo reanimacji i dalszych interwencji, zmarła 29 maja 2025 r. Dziecko, oddzielone od matki podczas cesarki, trafiło pod opiekę rodziny i jest zdrowe.
Jakie zarzuty i środki zapobiegawcze zastosowano?
Zarzuty usłyszeli ginekolog Jarosław K., współwłaściciel ośrodka, oraz anestezjolog Andrzej W.
Śledczy mówią o narażeniu pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i o nieumyślnym spowodowaniu śmierci. Grozi za to od 3 miesięcy do pięciu lat więzienia. Mężczyźni odmówili składania wyjaśnień.
Wobec obu lekarzy zastosowano dozór policji, poręczenia majątkowe, zakaz kontaktowania się ze świadkami oraz zakaz wykonywania zawodu. Decyzje obowiązują natychmiast, niezależnie od zapowiadanych zażaleń.
Źródło: Fakt