Wybory prezydenckie podzieliły Amerykę
Francuskie dzienniki podkreślają dużą
frekwencję w amerykańskich wyborach prezydenckich i ich niepewny
wynik, a także podział Ameryki na dwa przeciwstawne obozy -
zwolenników Johna Kerry'ego i George'a W. Busha.
To była "Najdłuższa noc" - pisze dziennik "Liberation", który otwarcie popierał Kerry'ego. "Ameryka głosowała masowo" - komentuje z kolei "Le Figaro". "Wysoka frekwencja jest jedynym pewnym wynikiem tych wyborów" - zgadza się "Liberation".
"Czy prezydentem zostanie John Kerry, czy George W. Bush, wyzwania, przed jakimi stanie przyszły lokator Białego Domu, są ogromne - od wojny w Iraku, przez problemy społeczne, po kolosalny deficyt budżetowy" - przypomina "Liberation".
Według gazety, po wyczerpującej kampanii polaryzacja amerykańskiego społeczeństwa jest tak duża, że w USA trwa "coś na kształt zimnej wojny domowej między Amerykanami".
"Liberation " przypomina trwającą w Iraku wojnę i pisze, że "ryzyko kolejnego ataku terrorystycznego nie może być lekceważone". "Nie można się zatem spodziewać, że przyszły prezydent zmieni radykalnie strategię, będąc w samym centrum pola walki" - zauważa.
Zdaniem dziennika, wybory okazały się historyczne, niezależnie od wyniku - albo "przez reelekcję Busha scementują naród konserwatywny, który z całą ignorancją wielkiego mocarstwa ma za nic świat zewnętrzny", albo wraz z wyborem Kerry'ego "będą oznaczały powrót do innej amerykańskiej wizji, przywiązanej do takich pojęć, jak równość, tolerancja i bezpieczeństwo".
"Le Figaro" pisze, że z kampanii prezydenckiej wychodzi naród podzielony, "którym trudno będzie rządzić". Podkreśla jednak dużą frekwencję, "co jest dobrym sygnałem dla demokracji w ogóle i w Stanach Zjednoczonych".
"Le Figaro" pisze także, że ogromne zainteresowanie na świecie wyborami potwierdza "potęgę Ameryki". "Narzuca się konstatacja, bez względu na to, jakkolwiek byłaby szokująca - ten 44. prezydent USA będzie także po trosze naszym prezydentem".
Dziennik pisze, że do przyszłego prezydenta będzie należało uzdrowienie stosunków euroatlantyckich. "Ale do Europy też należy zrobienie jakiegoś gestu, okazanie solidarności, bo przecież należy dać dowód, że wierzy ona w pojęcie Zachodu" - zaznacza.
Gospodarczy dziennik "La Tribune" przestrzega przed powtórką historii z 2000 roku i niekończących się przeliczeń głosów. "Powody do podważania wyników są liczne" - ostrzega.
Regionalny dziennik "Dernieres Nouvelles d'Alsace" podkreśla, że wybory były podsumowaniem czteroletnich rządów Busha. "Pozwoliły wypowiedzieć się Amerykanom na temat tego, co w ich imieniu przedsięwzięto po 11 września 2001 roku" - zauważa.
Dziennik "Nice Matin" wyraża rozczarowanie kampanią, pisząc o "dwóch kandydatach i jednej polityce". "Cała ta debata nie pozwoliła na sformułowanie skontrastowanej oferty politycznej kandydatów. Tak wyglądają amerykańskie wybory: ścierają się dwa obozy polityczne, a nie dwie polityczne wizje".
"L'Est Republicain" podkreśla, że do nowego prezydenta będzie należało "przywrócenie nadziei krajowi, który zaznał tak wielkiego podziału na dwa obozy". "Będzie on musiał także wyciągnąć rękę do swoich sojuszników, od których odciął się od czasu wojny w Iraku" - ocenia.
"Ouest-France" komentuje jednak, że "Ameryka wyborcza jest o wiele bardziej rozdarta, niż prawdziwa Ameryka, której obywatele podzielają w duszy miłość do swojego kraju, prowadzą podobne życie i mają takie same codzienne troski".
Michał Kot