Ferie zimowe 2021. Koronawirus zabija branżę turystyczną. Ciągłe zmiany decyzji to gwóźdź do trumny
Kilka dni temu Polskę obiegła informacja, że zimowe ferie skrócone zostaną do jednego terminu w całym kraju, a stoki narciarskie pozostaną zamknięte do odwołania. We wtorek minister rozwoju Jarosław Gowin poinformował jednak, że rząd wycofa się z zamknięcia obiektów dla narciarzy. Branża turystyczna żyje na tykającej bombie, a ciągle zmiany obostrzeń i regulacji wprawiają o zawroty głowy.
Informacja o planowanym zamknięciu spadła na właścicieli stoków i wyciągów jak grom z jasnego nieba. Tym bardziej, że od wielu tygodni trwały negocjacje pomiędzy przedstawicielami obiektów a osobami związanymi z rządem.
- Konsultacje odbywały się od dłuższego czasu. Zaskoczyła nas niesamowicie wiadomość sprzed kilku dni, że wyciągi będą zamknięte. Rozmowy były w trakcie, ale nie została podjęta ostateczna decyzja. O niczym nie wiedzieliśmy. Na szczęście doszło do spotkania z ministrem Gowinem i plany zmieniono - mówi Wrocław WP Ewa Kamyczek, właścicielka wyciągów i ośrodków wypoczynkowych w okolicach Zieleńca na Dolnym Śląsku.
Ze stokami narciarskimi i sportami zimowymi nieodłącznie związana jest branża hotelarska. Goście muszą bowiem gdzieś mieszkać. Niestety, otwarcie wyciągów nie jest dla rządu równoznaczne z otwarciem obiektów noclegowych. - W poniedziałek odbyło się spotkanie wszystkich organizacji hotelarskich oraz powiązanych z nimi, np. przedstawicieli transportu. Rozmowy nie skończyły się ani fiaskiem, ani sukcesem. Być może komunikat o tym, że hotele będą zamknięte, też jest przedwczesny i uda się jeszcze zmienić decyzję rządu - twierdzi Ewa Kamyczek.
Ferie zimowe 2021. Wyciągi bez hoteli? To nie może się udać
Obrońcy pomysłu zamknięcia hoteli oraz ośrodków uważają, że nie trzeba nocować w kurortach, aby pojeździć na nartach. Mieszkańcy Krakowa mają bowiem blisko do Zakopanego i okolic, wrocławianie do Karpacza czy Zieleńca. Właściciele stoków wiedzą jednak, że decyzja o zakazaniu noclegu w terenach górskich będzie ciosem dla branży.
O działalność hoteli walczą również samorządy. - Mieliśmy spotkanie ministra Gowina z samorządowcami. Dostali oni zielone światło, by do środy przygotować procedury, które umożliwią zachowanie reżimu sanitarnego. Chodzi o to, by zapewnić bezpieczeństwo gościom. Schemat wygląda więc podobnie, jak w kwestii działalności wyciągów. Być może temat nie jest jeszcze przegrany - dodaje Ewa Kamyczek.
Właściciele stoków narciarskich wiedzą, że działalność hoteli oznacza większą liczbę turystów, a to - większe zarobki. Dlatego stoją murem za swoimi kolegami z ośrodków. Dla wielu osób to, czy sezon zimowy będzie udany, czy nie, zdecyduje o przyszłości ich biznesu.
Ferie zimowe 2021. Przyszłość to wielka zagadka
Właściciele wyciągów wiedzą już, że będą one mogły funkcjonować. Za to obiekty hotelarskie do 27 grudnia przyjmować mogą jedynie osoby podróżujące służbowo oraz medyków i sportowców. Nie wiadomo, co będzie się działo później. Według aktualnego planu mają powrócić strefy - zielona, żółta i czerwona. Ograniczona miałaby być działalność hoteli tylko w strefie czerwonej. Taki jest plan. Najważniejsze jest jednak to, co znajdzie się w rozporządzeniu. A jego ostateczny kształt zostanie stworzony na podstawie sytuacji epidemiologicznej w okolicach 27 grudnia.
Efekt jest taki, że prowadzący hotele i ośrodki nie wiedzą, jak planować przyszłość. - Zazwyczaj na sezon zimowy podwajaliśmy liczbę pracowników. W tej chwili nie mamy pojęcia, co robić. Pójście w każdą stronę może się okazać ślepą uliczką. Niewiedza jest najgorsza. Nie ma żadnych konkretów - mówi Kamyczek.
- Nie chodzi o to, aby ktokolwiek na siłę podpisywał oświadczenia, że jest w podróży służbowej, bo nie w tym rzecz, żeby omijać przepisy. W niektórych miejscowościach w górach w ostatni weekend było niemal pełne obłożenie. Ludzie są spragnieni wyjazdów. Jest bardzo dużo ozdrowieńców. Czemu mamy im odbierać możliwość regenerowania się na łonie natury i powracania do zdrowia po przebytej chorobie? - dodaje właścicielka ośrodków w dolnośląskim Zieleńcu.
Ferie zimowe 2021. Dramat pilotów i przewodników
Myśląc o problemach branży turystycznej do głowy przychodzą głownie organizatorzy turystyki i hotelarze. Tymczasem kłopot ma znacznie więcej osób. - W środę GOPR i TOPR mają również rozmawiać z władzami. Te służby także żyją z działalności wyciągów i całej tej otoczki. Jeśli sami nie zarobią, muszą być dofinansowani. A to nie będą małe kwoty - mówi Ewa Kamyczek.
Piloci i przewodnicy są załamani. Sytuacja zmusiła wielu z nich do zmiany pracy. Część zamknęła działalności po wielu latach. - Wyłączono nam sylwestra, zostały wyłączone wyjazdy jarmarczne, bożonarodzeniowe. Od marca odbyłem 7 jednodniowych wycieczek. W normalnym sezonie jeździłem bez przerwy od Wielkanocy do końca października. Miałem codziennie pracę. Teraz nie mam pracy jako przewodnik, ani jako pilot. Branża turystyczna jest cicha, nie protestuje, nie walczy o swoje. Jeśli nic się nie zmieni, będę zmuszony zamknąć firmę po 25 latach płacenia pełnego ZUS-u - mówi Andrzej Wilk, przewodnik górski, miejski i pilot wycieczek od 1984 roku.
- Teraz nie mamy szans zarobić nawet w sylwestra. Niektórzy żyli z turystyki przyjazdowej. Zimą zarabialiśmy. Jedni mniej, jedni więcej, ale zawsze coś. Ja w większości pracowałem z obcokrajowcami. Nie mamy jasnych komunikatów co do przyszłości, nikt nam nie pomaga. Musimy się obudzić i spojrzeć prawdzie w oczy. Turystyka w najbliższym czasie nie ruszy. Jeśli ktoś miał uzbierane pieniądze, to przeżyje. Jeśli miał kredyty, ma ogromny problem. Ja nie chcę tkwić w tym bardziej. Część moich kolegów i koleżanek także - dodaje Wilk.
Ferie zimowe 2021. Jeden termin to strzał w kolano?
Przedstawiciele branży turystycznej uważają, że ustalenie jednego terminu ferii dla całego kraju to nietrafiony pomysł. - Rząd ma w głowie plan. To ma być rodzaj miesięcznej narodowej kwarantanny. Chodzi o to, żeby Polacy nie wyjeżdżali. Mają zostać w domach - mówi Ewa Kamyczek.
Dla przedstawicieli branży zakaz wyjazdów zorganizowanych i ferie w jednym terminie to drastyczny spadek przychodów. Tymczasem po wiosennej fali koronawirusa wielu z nich stoi na skraju bankructwa. Kolejnego ciosu mogą już nie przeżyć. - Mamy stałe koszty, które nie maleją. Mogą co najwyżej rosnąć. Nie chcemy nikogo narażać, ale chcemy też funkcjonować i normalnie pracować - twierdzi Kamyczek.
- Ferie w jednym terminie to bzdura. Chodzi o to, żeby ludzie zostali w domach. Jeśli transport ruszy i cokolwiek wyjedzie, to będzie to zaledwie 25 proc. autobusów. Co z resztą? Do października jakoś to się kleiło, ale potem znów wszystko runęło. Wysyłamy wnioski o restrukturyzację leasingów, nie dostajemy odpowiedzi, więc płacimy tyle, ile możemy. Nie wiemy, jak instytucje do tego podejdą, bo mają swoje zdanie. Monity stale do nas przychodzą. Mieliśmy oszczędności, ale to wszystko się pokończyło. Nie da się cały czas jechać na oparach - mówi Marek Sowa, właściciel firmy MargoTrans.
Co dalej? Tego nie wie nikt. Każdy dzień może przynieść nowe informacje i nowe decyzje. Przedstawiciele branży turystycznej żyją w ciągłym stresie. Nie wiedzą, jak długo jeszcze wytrzymają. Światełka w tunelu jednak nie widać.