"Wprost": Zgniły śledź od Putina
Rosyjska propaganda na wszelkie sposoby stara się pomieszać szyki Angeli Merkel, licząc na wymuszenie bardziej ugodowej postawy Berlina wobec Moskwy - pisze Jarosław Gziński w nowym numerze tygodnika "Wprost".
18.03.2016 | aktual.: 20.03.2016 09:26
W podręcznikach rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa, spadkobierczyni KGB, nazywa się to techniką „zgniłego śledzia”. Opowiadaj wyssaną z palca, ale możliwie prawdopodobnie brzmiącą historię aż do znudzenia. Kiedy jej bohaterowie albo adresaci zorientują się w końcu, że to humbug, po prostu przestań i niczego nie tłumacz. Wielu się nie zorientuje, a spora część pozostałych i tak zapamięta tyle, że „coś tam było nie w porządku”. Zgniły śledź wyrzucony, smród pozostał. ”
Stara sztuka dezinformacji
Wbrew pokutującemu w Polsce przekonaniu, Merkel wcale nie jest na Kremlu uważana za przyjaciela. Moskwa ma jej za złe poparcie dla Ukrainy i podtrzymywanie sankcji nałożonych na Rosję. Nawet osobiste relacje obojga przywódców dalekie są od przyjaźni dość wspomnieć złośliwe wpuszczenie psa Putina do pokoju spotkania z Merkel, choć wiadomo, że nie znosi ona psów.
Nie wszyscy analitycy uważają, że głównym celem Putina jest obalenie Merkel, bowiem inny kanclerz mógłby być jeszcze bardziej stanowczy. Jak twierdzi prof. Mark Galeotti, amerykański analityk i znawca Rosji, Moskwie chodzi głównie o szantażowanie Niemców i pokazanie im, że wchodzenie na kurs kolizyjny z polityką Kremla w dłuższym terminie po prostu się nie opłaci.
Przeczytaj również: Liberałowie w rządzie PiS. Są, choć wolą się ukrywać
Są dwa zasadnicze sposoby wywierania nacisku na Niemcy. Po pierwsze to oddziaływanie medialne na opinią społeczną. Najlepszą ilustracja tego było rozpuszczenie plotek o rzekomym zgwałceniu „Lisy”, 13-letniej dziewczynki pochodzenia rosyjskiego, przez tłum imigrantów. O tym, że informacja była inspirowana z Moskwy, świadczyły pośrednio słowa rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa, ubolewającego wkrótce potem nad „bezradnością niemieckiej policji”. Ostatecznie cała sprawa okazała się wyssaną z palca bzdura. Prokuratura niemiecka postawiła nawet oficjalne zarzuty dziennikarzowi Iwanowi Błagojowi z rosyjskiej telewizji Kanał 1 za szerzenie kłamliwych oskarżeń. Jednak on sam zasłużył chyba na premię od przełożonych: taktyka zgniłego śledzia zadziałała doskonale.
Podobnych informacji pojawia się niemal codziennie wiele. Najbardziej perfidna taktyka polega na wyolbrzymianiu informacji opierających się na faktach, jak choćby wielokrotne zawyżanie statystyk przestępczości imigrantów w krajach zachodnich. Pojedyncze przypadki sklepowych kradzieży notowane w Austrii, w rosyjskich mediach urastały do "zorganizowanej fali grabieży”.
Wszystkie chwyty dozwolone
Do szerzenia propagandy Rosjanie wykorzystują własne kanały telewizyjne, radiowe i portale internetowe, z najważniejszymi niemieckojęzycznymi RT i Sputnik na czele. Oprócz tego pracuje dla nich cały tłum rzekomo „dobrze poinformowanych” blogerów. Nie jest tajemnicą, że Rosja ma w niemieckich mediach wielu przyjaciół, tzw. Russlandversteher („rozumiejący Rosję”); w przypadku niektórych z nich można podejrzewać, że za przychylność otrzymują gratyfikację.
W odróżnieniu od innych państw zachodnich na Niemcy oddziałuje też zwyczajna propaganda rosyjskojęzyczna przygotowywana na rynek wewnętrzny. Dzieje się tak za sprawą prawie 2 mln przesiedleńców z Rosji, którzy w latach 80. i 90. deklarowali się jako etniczni Niemcy, jednak wielu znało lepiej rosyjski niż niemiecki. Ludzie ci błyskawicznie przekazują nawet najbardziej bzdurne treści propagandowe z oficjalnych kanałów telewizji rosyjskiej, które powielane są później jako „informacje zatajane przed obywatelami przez rząd w Berlinie“.
Kolejnym środkiem nacisku jest wpływanie na poglądy polityczne niemieckich wyborców poprzez wspieranie radykałów i populistycznej opozycji. Tajemnicą poliszynela jest to, że Moskwa wspiera finansowo akcje organizacji opierających swoją retorykę na sprzeciwie wobec przyjmowania uchodźców, potwierdzają to także nieformalnie przedstawiciele niemieckiego wywiadu (BND). Beneficjentami „braterskiej pomocy” miałyby być przede wszystkim trzy organizacje: skupiający przesiedleńców z Rosji Internationaler Kongress der Russlanddeutschen, organizujący masowe antyimigranckie demonstracje ruch PEGIDA (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu) oraz partia Alternatywa dla Niemiec (AfD)
.
Niektórzy analitycy podejrzewali, że sposobem wywierania nacisku na Europę, a szczególnie na Niemcy, miało być generowanie kolejnej fali uchodźców, gdy na początku roku rosyjskie lotnictwo wspomagające siły prezydenta Asada rozpoczęło masowe naloty na gęsto zaludnione okolice miasta Aleppo. Tego nigdy nie udało się potwierdzić, faktem jest jednak, że w pierwszych tygodniach bieżącego roku migracja z Syrii ponownie przybrała na sile. Rosjanie odpowiedzialni są również za rozpowszechniane w Syrii i w obozach dla uchodźców plotki o tym, że Niemcy rzekomo wyasygnowały w ostatnim czasie duże środki na przyjęcie nowych migrantów i że znów łatwo można uzyskać wysoki zasiłek.
Niemcy próbują przeciwdziałać rosyjskim machinacjom. Poseł CDU Patrick Sensburg w rozmowie z „Die Zeit” uznał, że trzeba obnażać manipulacje, jednak wszelkie zakazy i blokowanie stron internetowych nic nie dadzą. Wręcz przeciwnie – po pierwsze istnieją proste sposoby ich obejścia, co udowodnili internauci w Chinach albo w Iranie, po drugie zaś informacje z nich pochodzące w warunkach cenzury uzyskują posmak owocu zakazanego.
Nie wiadomo, na ile naprawdę skuteczna jest wymierzona w Niemcy machina propagandowa Kremla, jednak obserwując niekorzystne zmiany nastrojów społecznych za Odrą, nie można wykluczyć, że trwająca dzień i noc fabrykacja kłamstw nie pozostaje bez skutków.
Merkel trafiona, niezatopiona
Podkopywanie pozycji samej Angeli Merkel udaje się jednak znacznie gorzej. W styczniu w świat poszła informacja o tym, że 40 proc. Niemców wolałoby na jej miejscu ujrzeć innego przywódcę, jednak w praktyce większość nie bardzo wiedziała, kto miałby ją zastąpić. Notowania żadnego z potencjalnych kandydatów – ani Wolfganga Schäublego z jej własnej CDU, ani przewodniczącego SPD Sigmara Gabriela, nawet nie zbliżyły się do poziomu mogącego zagrozić pozycji szefowej niemieckiego rządu. Najnowszy, zeszłotygodniowy sondaż dla telewizji RTL wykazał znów wyraźny wzrost popularności pani kanclerz. Uzyskała w nim 35 proc. głosów, podczas gdy Gabriela preferowało ledwie 13 proc. wyborców.
Nie wiadomo, czy to sygnał powrotu dobrej passy Merkel, czy tylko chwilowe wahnięcie nastrojów. Przed zbyt prostym przekonaniem, że wszystko znów będzie po staremu, powinna przestrzec niemieckich polityków inna znacząca liczba: aż 56 proc. wyborców nie wierzy już politykom głównych partii w ogóle. Tyle że w historii (także niemieckiej) zdezorientowani i niewierzący politykom ludzie nieraz dawali się zwodzić ekstremistom i samozwańczym zbawcom. Z pewnością planiści rosyjskiej kampanii propagandy też o tym dobrze wiedzą, bo nic nie wskazuje, by ich działania słabły. Wręcz przeciwnie – monitorujące propagandowe działania Rosji unijne centrum EEAS zanotowało gwałtowny wzrost intensywności inspirowanych z Moskwy przekazów medialnych w styczniu i lutym. Głównym celem pozostają wciąż Niemcy.
Przeczytaj również: Podgrzewanie politycznej temperatury czyli PiS ekstremalny