Wiceprezydent USA: postrzeliłem kolegę i jest mi przykro
Wiceprezydent USA Dick Cheney w wywiadzie dla telewizji Fox News opowiedział o sobotnim wypadku na polowaniu na przepiórki w Teksasie, na którym przypadkowo postrzelił kolegę, i tłumaczył, dlaczego nie ujawnił tego od razu publicznie.
To tylko moja wina. To ja byłem facetem, który pociągnął za spust i postrzelił swojego przyjaciela. To chwila, której nigdy nie zapomnę, jeden z najgorszych dni w moim życiu - powiedział.
Cheney udzielił wywiadu pod presją Białego Domu, kiedy okazało się, że próby ukrywania przez niego tego incydentu zaczynają politycznie szkodzić administracji prezydenta Busha. Na prośbę wiceprezydenta Biały Dom zwlekał cały dzień z podaniem informacji o wypadku do publicznej wiadomości, wbrew panującym zwyczajom.
Postrzelony myśliwy, 78-letni prawnik Harry Whittington, przebywa w szpitalu na oddziale intensywnej opieki. Jego rany okazały się poważniejsze niż początkowo przypuszczano - śrut wystrzelony przez Cheneya trafił go m.in. w serce. We wtorek u Whittingtona zdiagnozowano lekki atak serca, ale jego życiu nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo.
Cheneya skrytykowali nawet prominentni Republikanie. Były rzecznik prasowy prezydenta Busha seniora (ojca obecnego prezydenta), Marlin Fitzwater, powiedział, że wiceprezydent "zignorował swoje obowiązki wobec amerykańskiego społeczeństwa". Były republikański kongresman Vin Weber wyraził zdumienie z powodu zachowania Cheneya.
Zapytany przez telewizję Fox, dlaczego od razu nie ujawnił wypadku - o którym administracja dowiedziała się dopiero od jednej z uczestniczek polowania, Cathy Armstrong - wiceprezydent odpowiedział, że "ona sama to zasugerowała". Podkreślił, że polowanie było prywatne i odbywało się na prywatnym rancho, i że troszczył się najpierw o pomoc medyczną dla Whittingtona, a nie o zawiadamianie mediów.
Krytycy Cheneya zauważają jednak, że jako wiceprezydent ma obowiązek informowania społeczeństwa o swej działalności. Według nich jego postępowanie jest bardzo dla niego charakterystyczne - od początku jego urzędowania otacza go aura tajności.
Przypomina się, że Cheney ukrywał przed opinią publiczną m.in. skład swej komisji ds. polityki energetycznej i treść jej narad. Komentator "Washington Post" David Ignatius nazwał ostatni incydent przykładem "arogancji władzy" okazywanej przez wiceprezydenta.
Wielu konserwatystów broni jednak Cheneya, twierdząc, że cała sprawa jest sztucznie rozdmuchana przez nieżyczliwe mu liberalne media.
Tomasz Zalewski