"Był tak zziębnięty, że nie mógł nawet wstać". Mieszkaniec Pragi apeluje o pomoc dla bezdomnego
„Wietrzył stopę, palce chyba o krok od gangreny"
W internecie pojawił się wzruszający wpis mieszkańca Pragi, który próbuje pomóc bezdomnemu. „To prosty i szczery człowiek, ciężko doświadczony przez los. Mówił, że już nie raz prosił Boga o koniec, ale Bóg nie chce go zabrać, już tylu jego znajomych bezdomnych umarło, a on wciąż żyje. Gdyby ktoś chciał się zaangażować i byłby bardziej skuteczny w pomocy ode mnie, wiem, że można ocalić człowieka...kto wie, może to my kiedyś będziemy w takiej sytuacji” – pisze pan Mariusz.
Pan Mariusz zamieścił apel o pomoc na jednej z grup na Facebooku. Jest mieszkańcem Pragi i już od zeszłego roku próbuje pomóc bezdomnemu panu Józefowi: „To był już chyba listopad, przez 48 godzin leżał w deszczu w Parku Skaryszewskim. Był tak zziębnięty, że nie mógł nawet wstać. Najpierw poszukałem pomocy w Opiece Społecznej, szybko zjawił się wolontariusz, za którego pośrednictwem rozpoczęto poszukiwania w schroniskach. Była Straż Miejska, Policja, Pogotowie - wszyscy podeszli do sprawy z wielką niechęcią i robili wszystko, żeby ze sprawy się wymigać. Najbardziej chamski był lekarz. Policja próbowała z Pana Józefa zrobić pijaka, tylko po to żeby nie mógł trafić do schroniska. Pan Józef twierdził że nie pił. Zażądałem "dmuchania w balonik", wyszło na nasze, rzeczywiście był trzeźwy” – pisze pan Mariusz.
Opisuje również, jak opiekował się bezdomnym: „Przy każdej ze służb musiałem wręcz pilnować, żeby temu biednemu człowiekowi nie zrobiono jeszcze większej krzywdy. Paranoją było to, że lekarza musiałem wręcz zmusić, żeby napisał na zaświadczeniu, że jest zdrowy, ponieważ tylko wtedy mógł trafić do schroniska. Gdyby wspomniał coś o problemach ze stopami, po opatrzeniu w szpitalu wyrzucono by go z powrotem na ulicę. Po prawie 5 godzinach (cały czas padał deszcz, a Pan Józef się trząsł - dowoziłem gorącą herbatę i okrywałem płachtą nrc, którą dostał od pogotowia) znaleziono jedno wolne miejsce, gdzieś pod Tarczynem”.
Jednak, jak pisze mieszkaniec Pragi, po 2-3 tygodniach w schronisku panu Józefowi kazano go opuścić. „Wyszedł jak stał, w swetrze. Nie chodziło o alkohol, to był prawdopodobnie układ zamknięty z jakąś hierarchią, a on był obcy, w dowodzie ma że jest ze Śląska, powiedzieli mu, że niech jedzie sobie na Śląsk” – dodaje internauta.
Kilka tygodni temu pan Mariusz ponownie spotkał pana Józefa na Pradze. Bezdomny leżał na ławce: „Wietrzył stopę, palce chyba o krok od gangreny, ale mówił że był w szpitalu na opatrunku i niby wyleczył. Czasem znika na kilka dni, wtedy jest na ławce na Błoniach Kamionkowskich, blisko Orlika. Podejrzewam, że w nocy pracuje grzebiąc po śmietnikach. Żyje za sprzedany złom, butelki i sprzątanie. Pochodzi ze Śląska, kiedyś był górnikiem, później, zajął się budowlanką. Podobno miał własną firmę, ale wspólnik go oszukał i uciekł z pieniędzmi. Dopóki mógł pracował na budowach, później zdrowie (nogi) już nie pozwoliło. Nigdy nie czułem od niego alkoholu, twarz spuchnięta, nie raz został pobity i okradziony. To prosty i szczery człowiek, ciężko doświadczony przez los. Mówił, że już nie raz prosił Boga o koniec, ale Bóg nie chce go zabrać, już tylu jego znajomych bezdomnych umarło, a on wciąż żyje”.
Opowiedzieliśmy historię Monice Niżniak rzeczniczce prasowej Straży Miejskiej i zapytaliśmy, jak można pomóc osobie bezdomnej. Jak powiedziała WawaLove.pl: - Każdy może zadzwonić na 986 i powiedzieć, że w danym miejscu przebywa osoba bezdomna i prawdopodobnie potrzebuje pomocy. Jeśli wpłynie do nas takie zgłoszenie, interwencja zostanie podjęta. Ocenimy jakiej pomocy oczekuje taka osoba, przekażemy informacje dotyczące placówek opiekuńczych.
Dlaczego służby nie zajęły się bezdomnym wcześniej? - My możemy zaoferować takiej osobie pomoc, ale zmusimy jej, by zmieniła tryb życia - powiedziała WawaLove.pl Monika Niżniak.