ŚwiatW Bagdadzie czas niepokoju

W Bagdadzie czas niepokoju

W miarę, jak wojna z każdym dniem staje się coraz bardziej prawdopodobna, w Bagdadzie powszechne jeszcze kilka tygodni temu nastroje obojętności ustępują miejsca atmosferze niespokojnego wyczekiwania - pisze "International Herald Tribune".

13.03.2003 | aktual.: 13.03.2003 14:20

Nerwowość potęgują po części widoki worków z piaskiem przed budynkami rządowymi i na głównych skrzyżowaniach. Swoje robią też przesądy - kobiety, wróżące z fusów po kawie wyczytały w nich, że wojna rozpocznie się 15 marca. Niepokój tkwi też w atmosferze, podsycanej przez nawoływania z minaretów do oddania życia w walce z niewiernymi.

Najczęściej chodzi jednak o zwykły strach, którego nie jest w stanie rozwiać oficjalnie deklarowana przez rząd nadzieja, że sprzeciw Francji, Niemiec i Rosji, wspierany niedawną falą protestów w świecie, powstrzyma administrację George'a W. Busha.

Ulegają mu dziś także uczniowie w szkołach, którzy zamiast o nauce myślą o wojnie - jak się do niej przygotować, jak zdobyć olej i żywność, gdzie się ukryć. Niektórzy, spoza Bagdadu, nie chcą w ogóle przychodzić na lekcje w obawie, że nie będą mogli powrócić do domu.

Piątkowe kazania w meczetach przedstawiają udział w walce z niewiernymi jako religijny obowiązek każdego Irakijczyka, a "kurz z pola bitwy na stopach", jako warunek uniknięcia piekła w dniu sądu ostatecznego. Gwałtownie antychrześcijański ton niektórych apeli skłonił już Kościół chaldejski, będący tutejszą odmianą katolicyzmu, do złożenia protestu w Ministerstwie Spraw Religijnych.

Podkreślanie przez prezydenta Busha własnej wiary chrześcijańskiej dostarczyło islamskim fundamentalistom nowej amunicji przeciwko jednej z najstarszych społeczności chrześcijańskich w świecie. W ostatnich dziesięcioleciach skurczyła się już ona poniżej 1 mln, co odpowiada 4 proc. 24- milionowej ludności Iraku.

Irakijczycy boją się także powrotu anarchii. Po przeszło 30 latach sprawowania władzy przez Saddama Husajna, jego nagłe odejście może wytworzyć próżnię, w której rozpleni się przemoc. Jedną z oznak takich obaw są rosnące obroty sklepów z bronią. Ponieważ większość irackich gospodarstw jest w posiadaniu co najmniej jednego pistoletu, nie widać szczególnego runu na samo uzbrojenie, natomiast w niektórych sklepach wzrosła o 50 proc. sprzedaż amunicji.

Obok strachu, w Iraku narasta też gniew. Jeszcze kilka tygodni temu dziennikarz z USA na ulicy w Bagdadzie usłyszałby, że do Busha żywi się tu może pogardę, ale inni Amerykanie są mile widziani. Dzisiaj usłyszy raczej, że nienawiść dotyczy wszystkich.

Nastrojom tym nie są obcy także wykształceni Irakijczycy. "Rozbrajacie nas a potem przychodzicie, żeby nas zabić, i do tego mówicie, że wszystko po to, by uczynić nasze życie lepszym i szczęśliwszym" - cytuje "IHT" pewnego miejscowego artystę.

Ostatnio między zachodnimi działaczami antywojennymi a władzami irackimi nasiliły się też rozdźwięki co do tego, gdzie rozlokować "ludzkie tarcze". Pacyfiści chcieli umieścić je w szpitalach lub szkołach, ale władze irackie wolały ulokować żywe tarcze na terenach przemysłowych, jak rafineria ropy Doura.

Podobnie jak zachodni dyplomaci, Irakijczycy nie wierzą, by Saddam ustąpił, co wciąż jeszcze oferuje mu Biały Dom. Panuje przekonanie, że raczej będzie walczył do końca, zgodnie z własnym wizerunkiem potomka długiej linii sławnych wodzów arabskich, wśród nich Saladyna, który, urodził się w tym samym mieście co Saddam. (aka)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)