USA: Pentagon zniósł zakaz udziału kobiet w misjach bojowych
Zgodnie z nieoficjalnymi zapowiedziami minister obrony USA Leon Panetta zniósł zakaz udziału kobiet w misjach bojowych. Decyzja odzwierciedla ideę z inauguracyjnego przemówienia prezydenta Baracka Obamy, który mówił o równości szans.
24.01.2013 | aktual.: 25.01.2013 11:52
- Wojsko zyska, będzie silniejsze, jeśli użyjemy wszelkich atutów naszego różnorodnego społeczeństwa - powiedział dziennikarzom Panetta. Podkreślił że każda osoba w wojsku złożyła zobowiązanie do walki i jeśli to konieczne - "na śmierć w obronie naszego narodu".
- Jesteśmy im (kobietom) to winni, aby pozwolić im podążać każdą drogą służby wojskowej, na którą są w pełni przygotowane i wykwalifikowane. Ich sukcesy w karierze i szanse powinny być uzależnione wyłącznie od zdolności do pomyślnego sprostania misjom. Każdy zasługuje na tę szansę - powiedział Panetta.
Departament Obrony poinformował, że wojsko amerykańskie znosi istniejący od 1994 r. zakaz udziału kobiet w jednostkach frontowych. Kobiety nie mogły np. służyć w liniowych jednostkach piechoty czy prowadzić czołgu. Ale wiele z nich wzięło udział w misjach wojskowych w Afganistanie czy Iraku, gdzie służyły np. w zwiadzie czy jako pielęgniarki i były narażone na niebezpieczeństwo. W działaniach bojowych w Iraku i Afganistanie zginęło dotychczas 130 kobiet, a ponad 800 zostało rannych.
Decyzja o zniesieniu zakazu zapadła na podstawie jednomyślnej rekomendacji dowódców różnych formacji sił zbrojnych - poinformował w komunikacie Departament Obrony.
W komentarzach podkreśla się symboliczne znaczenie decyzji. Panetta podjął ją na kilka tygodni przed formalnym opuszczeniem stanowiska i w niecały rok po zniesieniu zasady "Don't Ask, Don't Tell" nakazującej homoseksualistom milczeć na temat swej orientacji seksualnej pod groźbą kary wydalenia z armii.
Jak zapewnił rzecznik prezydenta Jay Carney, choć decyzja zapadła na podstawie rekomendacji dowódców wojskowych, to Obama omawiał ją wcześniej z Panettą i jest z niej "bardzo zadowolony".
Dzięki zniesieniu zakazu kobiety będą mogły brać udział w patrolach bojowych, a niewykluczone, że wejdą też w skład elitarnych jednostek do zadań specjalnych, takich jak Navy SEALs (komandosi marynarki wojennej). Jednak będą musiały spełniać normy wytrzymałościowe, co może uniemożliwić im udział w zadaniach, w których wymagana jest ogromna sprawność fizyczna.
Decyzja otwiera kobietom dostęp do około 230 tys. stanowisk, głównie w armii i piechocie morskiej. Do maja siły zbrojne mają przygotować plan otwarcia wszystkich jednostek wojskowych dla kobiet, a do końca 2015 r. plan ma być wdrożony. Jeśli dowódcy będą jednak chcieli utrzymać jakieś jednostki np. Navy SEALs czy Green Berets (Zielone Berety - ich odpowiednik w wojskach lądowych) niedostępne dla kobiet, to będą musieli uzasadnić taką decyzję ministrowi obrony.
Wcześniej komisja powołana przez Kongres USA zaleciła zniesienie tego zakazu, argumentując, że hamuje on proces awansu kobiet w wojsku. W listopadzie grupa kobiet-wojskowych wniosła skargę na rząd federalny, uznając zakaz udziału kobiet w operacjach bojowych za dyskryminujący.
Zgoda Kongresu nie jest wymagana, by decyzja Panetty weszła w życie. Jakkolwiek Kongres, gdyby był jej przeciwny, mógłby przygotować ustawę zmieniającą prawo. Większość komentarzy z obu partii jest jednak pozytywna. Demokratyczna deputowana do Izby Reprezentantów Niki Tsongas powiedziała, że decyzja zapewni kobietom równy dostęp do ochrony i korzyści przyznawanych dotąd mężczyznom, a także jest uznaniem rzeczywistej natury współczesnych wojen, w których granica między walką a wsparciem nie jest wyraźnie nakreślona.
Zniesieniu zakazu był przeciwny m.in. republikański kongresmen z Arkansas Tom Cotton, który brał udział w dwóch wojnach. Jego zdaniem kobiety nie powinny brać udziału w walkach, gdyż "to nie sprzyja ich naturze", a ponadto "mogą zaszkodzić realizacji misji bojowych".
Według grudniowego badania Pew Research Center liczba kobiet w siłach zbrojnych drastycznie wzrosła po 1973 r., kiedy zniesiono obowiązkowy pobór do wojska, z 42 tys. do 147 tys. w 2010 roku. Obecnie kobiety stanowią 14 proc. wszystkich wcielonych do armii amerykańskiej (wzrost z 4 proc.) oraz 16 proc. kadry oficerskiej (wzrost z 4 proc.). Aż 30 proc. z nich zajmuje jednak stanowiska w administracji, a 15 proc. w służbach medycznych. Ok. 30 proc. kobiet w armii służyło z kimś, kto zginął na służbie.
Kobiety-żołnierze, jak wynika z badań instytutu Pew, wstępują do armii z tych samych powodów co mężczyźni: by służyć krajowi, podnieść poziom wykształcenia, zobaczyć inne kraje. Częściej niż mężczyźni przyznają jednak, że wstąpiły do armii, bo trudno było im znaleźć inną pracę. Kobiety w wojsku znacznie krytyczniej niż mężczyźni oceniają wojny w Iraku i Afganistanie - 63 proc. z nich twierdzi, że wojna w Iraku nie była warta walki, a 53 proc. mówi to samo o wojnie w Afganistanie. Taką opinię podziela odpowiednio 47 i 39 proc. mężczyzn-wojskowych.