Umarła dwa razy
Do szczecinianki, która urodziła dziecko w
szóstym miesiącu ciąży wezwano pogotowie. Lekarka stwierdziła, że
noworodek jest martwy. Zapakowany w folię, położony w karetce na
nogach matki, dotarł do Szpitala Miejskiego. Tam położna odkryła,
że dziewczynka żyje - pisze "Kurier Szczeciński".
01.06.2006 | aktual.: 01.06.2006 01:45
Po reanimacji noworodek trafił na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej szpitala w Zdrojach. Mimo wysiłków lekarzy Paulinka zmarła, w szóstej dniu życia. Kto zawinił? Policja i prokuratura prowadzą śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania jej śmierci.
Na głowę 32-letniej mieszkanki Szczecina posypały się nieszczęścia. 14 maja jej narzeczony powiesił się w piwnicy budynku, w którym mieszkali. Kobieta była w szóstym miesiącu ciąży. W środę 24 maja poczuła się źle, pojawiły się skurcze i akcja porodowa. Jej 14-letnia córka poinformowała pogotowie, że mama urodziła. Pomoc medyczna dotarła po kilku minutach. Kobieta leżała na łóżku. Ratownicy wyciągnęli z sedesu łożysko i pępowinę. Niżej, w głębi kanału, znaleźli dziecko.
Lekarka zbadała noworodka. Nie było tętna ani oddechu. Stwierdziła, że dziecko nie żyje. Matce udzielono pomocy. O godzinie 23.10 położna, która miała zważyć i zmierzyć martwego noworodka, stwierdziła u niego oznaki życia. Niestety, doszło do zaburzeń krzepnięcia i wylewu krwi do mózgu. Pogotowie ratunkowe przeprowadziło postępowanie wyjaśniające. Sprawę badają też policja i prokuratura - pisze "Kurier Szczeciński".