ŚwiatUkraina: polscy dziennikarze na "liście Myrotworca"

Ukraina: polscy dziennikarze na "liście Myrotworca"

• Dane dziennikarzy akredytowanych w Donieckiej Republice Ludowej zostały przechwycone przez hakerów
• Podano ich imiona i nazwiska, adresy mailowe i numery telefonów
• Autorzy publikacji uznali ich za współpracowników prorosyjskich separatystów w Donbasie
• Wywołało to oburzenie mediów i krytykę Zachodu

Ukraina: polscy dziennikarze na "liście Myrotworca"
Źródło zdjęć: © AFP | Anatolii Stepanov

11.05.2016 | aktual.: 12.05.2016 11:02

Na Ukrainie nie milkną echa publikacji ponad 4 tysięcy nazwisk dziennikarzy akredytowanych przez separatystów. Znalazło się na niej też kilku polskich dziennikarzy. Listę opublikował ukraiński portal "Myrotworec" z adnotacją, że akredytowani to współpracownicy terrorystów.

Na liście podano m.in. telefony pracowników mediów. Publikację krytykują środowiska dziennikarskie i międzynarodowe organizacje.

Jednym z Polaków, którzy znaleźli się na liście, jest Paweł Pieniążek. Wielokrotnie relacjonował on wydarzenia z terenów tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowej. Jak tłumaczy w rozmowie z Polskim Radiem, bez akredytacji wydanej przez separatystów praca na tym terenie jest niebezpieczna.

Pieniążek wyjaśnia. że jeśli bojówkarze złapali dziennikarza bez ich akredytacji, od razu był on wydalany z terytorium zajmowanego przez separatystów, albo przetrzymywano go jako podejrzanego o szpiegostwo.

Zdaniem wielu ukraińskich komentatorów, za publikację nazwisk dziennikarzy współodpowiedzialny jest doradca szefa MSW - Anton Heraszczenko. Część dziennikarzy wystosowała do władz Ukrainy protest w związku z publikacją. Protestuje też przedstawicielstwo Unii Europejskiej.

Unijny ambasador w Kijowie Jan Tombiński ocenił, że publikacja narusza normy międzynarodowe i zaapelował o wycofanie danych dziennikarzy z przestrzeni publicznej.

Sprawą afery, która zyskała miano "DRL Leaks", zajęło się biuro ukraińskiego rzecznika praw obywatelskich i prokuratura. Wszczęła ona śledztwo z paragrafu o "szkodzenie działalności zawodowej dziennikarzy".

Publikacja danych wywołała na Ukrainie gorącą dyskusję. Użytkownicy sieci społecznościowych podzielili się na dwa obozy: jeden z nich uważa, że ukraińscy dziennikarze powinni pracować na obszarach kontrolowanych przez separatystów, drugi zaś jest przeciwnego zdania. Inni podkreślają, że relacjonowaniem konfliktu w Donbasie powinni zajmować się tylko dziennikarze zagraniczni.

Znany ukraiński komentator polityczny Witalij Portnikow napisał na Facebooku, że nie wyobraża sobie sytuacji, gdy izraelski dziennikarz akredytuje się przy organizacji Hamas, albo dziennikarz z Gruzji uzyskuje pozwolenie na pracę w Abchazji czy Osetii Południowej.

"Nie można akredytować się w ministerstwach kolaboracjonistów, zapewniając, że jest to dla dobra czytelników. Nie można mówić, że jeśli cudzoziemcy mogą, to i my też. Nie jesteście tutaj cudzoziemcami, lecz obywatelami" - zwrócił się Portnikow do ukraińskich dziennikarzy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (43)