Ukraina nie może się doliczyć brakującej broni
Ukraina nie ma jednolitego, efektywnego
systemu rejestrowania transakcji w handlu bronią. Sytuacja, w
której broni jest dużo, magazynowana jest nieodpowiednio, a
urzędnicy są skorumpowani, jest bardzo niebezpieczna. Broni często
nie można się doliczyć - pisze tygodnik "Jane's Intelligence
Digest".
25.06.2004 12:30
"Po rozpadzie ZSRR Ukraina przejęła drugie po Rosji największe zapasy sprzętu wojskowego i uzbrojenia. Spora jego część przechowywana jest w nieodpowiednich warunkach. Nielegalne transakcje obejmujące pociski rakietowe Scud, pociski przeciwpancerne, miny przeciwpiechotne i pociski artyleryjskie, jak też lekką broń, mogą być łatwo zaaranżowane, a przychody trafiają do kieszeni skorumpowanych urzędników" - napisano w najnowszym wydaniu "JID".
Według ocen tygodnika, na Ukrainie znajdowało się ok. 2 mln ton amunicji i 6 mln ton min przeciwpiechotnych. Amunicja ta nie jest należycie strzeżona i część została skradziona w latach 90. Rząd Ukrainy nie zdołał wprowadzić skutecznej kontroli handlu i przechowywania broni, a więc ryzyko, że trafi ona w niepowołane ręce, będzie się utrzymywać.
Składy broni i amunicji są nie tylko źle strzeżone, ale w dodatku mieszczą się nie tam, gdzie powinny, np. w pobliżu dużych miast w obwodzie chmielnickim (zachodnia Ukraina). 6 maja pożar w składach koło Melitopola (południowo-wschodnia Ukraina) wywołał serię eksplozji, która zakończyła się dopiero po ośmiu dniach. 30 tys. ludzi musiano ewakuować z pobliskich wsi.
Ukraiński minister obrony Jewhen Marczuk rozpętał polityczną burzę, publicznie przyznając, że jego resort nie ma jednolitego systemu rejestracji i że na Ukrainie nigdy nie przeprowadzono całościowej inwentaryzacji sprzętu wojskowego i broni. Według Marczuka, na Ukrainie zaginął sprzęt i uzbrojenie wartości kilkudziesięciu milionów dolarów.