Turcja rosyjskimi drzwiami do Afryki i na Bliski Wschód. To dlatego Erdogan może liczyć na poparcie Kremla
• Rosja wysyła do Syrii coraz więcej transportów z zaopatrzeniem
• W ten sposób utrzymuje własny kontyngent oraz syryjskie wojska rządowe
• Turcja mogłaby łatwo przerwać te dostawy, blokując cieśniny Bosfor i Dardanele
• Stąd próby porozumienia się Moskwy z Ankarą
• Dlatego prezydent Turcji Erdogan może liczyć na poparcie ze strony Kremla
Większość zaopatrzenia dla wojsk rosyjskich i syryjskich w Syrii jest dostarczana drogą morską. Turcja jest jedynym państwem, które w bardzo łatwy sposób może te dostawy przerwać, blokując cieśniny Bosfor i Dardanele. Władze na Kremlu doskonale o tym wiedzą, stąd tak silne próby porozumienia się z tureckim prezydentem Erdoganem - pisze Maksymilian Dura, publicysta portalu Defence24.pl.
"Syryjski ekspres"
Trwające od 2013 r. zwiększone dostawy rosyjskiego uzbrojenia do Syrii drogą morską już uzyskały nieformalną nazwę ze względu na intensywność - "syryjski ekspres". To od tego "ekspresu" zależy, czy i w jaki sposób będą mogły działać nie tylko siły kontyngentu rosyjskiego, ale również odcięte od innych dostawców rządowe wojska syryjskie.
Tempo dostaw cały czas się zwiększa, a większość z nich odbywa się na szlaku wodnym łączącym rosyjskie porty nad Morzem Czarnym z portami syryjskimi przez cieśniny tureckie. Media w Rosji bardzo dokładnie obliczają, z jaką intensywnością kursują rosyjskie okręty na tej trasie, obserwując ogólnie dostępny harmonogram przejść jednostek pływających przez Bosfor i Dardanele.
Początkowo próbowano wykorzystywać do tego statki handlowe, ale już w 2012 r. zaczęto mieć problemy z ubezpieczeniem takich rejsów i ciągłymi kontrolami. Dlatego zdecydowano się w tego rodzaju misjach opierać się na okrętach, które nosząc banderę są chronione powszechnie respektowanym prawem eksterytorialności. Próba zatrzymania lub nawet aresztowania takiej jednostki byłaby więc równoważna z atakiem zbrojnym na państwa, do którego ona należy.
Na początku wykorzystywano do zaopatrywania Syrii duże okręty desantowe Floty Bałtyckiej projektu 775 - "Aleksander Szabalin" i "Kaliningrad". Te dwie jednostki w styczniu i lutym 2013 r. czterokrotnie dostarczały ładunki do syryjskiego portu Tartus. W kwietniu 2013 r. rosyjski tabor "ekspresu" stanowiło już dziewięć dużych okrętów desantowych zebranych z trzech flot: Morza Czarnego, Pacyfiku i Bałtyku. Te dziewięć jednostek tylko w 2013 r. 29 razy zawinęły do portu Tartus.
O intensywności tych działań świadczą opublikowane przez Rosjan statystyki dotyczące okrętu "Aleksander Szabalin", który wyszedł z Bałtijska 18 grudnia 2012 r. i powrócił tam 14 stycznia 2014 r. Okręt spędził więc na morzu 392 dni przepływając ponad 47 tys. mil morskich. W międzyczasie dostarczył on dwunastokrotnie ładunek do portu Tartus.
Rekord ten pobił jednak okręt desantowy Floty Północnej "Alexander Otrakowski", który wypłynął na morze 20 listopada 2014 r., a powrócił do portu w Siewieromorsku 30 czerwca 2016 r. W międzyczasie przepłynął 65 tys. mil morskich..
O wielkości dostaw zrealizowanych dla Syrii drogą morską może świadczyć liczba rosyjskich okrętów przechodzących przez cieśniny tureckie z Morza Czarnego na Morze Śródziemne. W 2013 r. było ich - 42, w 2014 - 55, w 2015 r. - 105, a tylko w pierwszym kwartale 2016 r. - 43. Zakładając nawet, że tylko około 75 proc. z tych jednostek stanowiły okręty z ładunkiem dla Syrii, to i tak widać, z jak ważną operacją dla Rosji mamy tu do czynienia.
Bolesny brak Mistrali
To właśnie teraz Rosjanie po raz pierwszy poważnie odczuli brak zakupionych przez nich wcześniej okrętów desantowych doków typu Mistral. Oba okręty: "Władywostok" i "Sewastopol" byłyby bowiem w stanie samodzielnie zapewnić pełne dostawy dla Syrii, zmniejszając liczbę koniecznych przejść przez cieśniny tureckie, a jednocześnie zwiększając zakres przenoszonych ładunków, np. o przygotowane od razu do działań śmigłowce (obecnie są one transportowane "w skrzyniach", najczęściej drogą lotniczą). Rosjanie logicznie porównują, że o ile duże okręty desantowe projektu 775, najczęściej wykorzystywane w "syryjskim ekspresie", mogą przewieźć jednorazowo 13 czołgów i nic więcej, to na Mistralach można by było zapakować do 70 pojazdów, ponad 450 żołnierzy z wyposażeniem oraz ponad 16 śmigłowców.
Nieprzekazane przez Francuzów okręty dawałyby również możliwość stworzenia samodzielnej bazy na morzu, z której w dowolnym miejscu i dowolnym czasie można by było wysadzić na brzeg ponad dwa bataliony piechoty morskiej wraz z wyposażeniem przy wsparciu śmigłowcowej grupy lotniczej.
Brak odpowiednich okrętów przy zwiększonej liczbie kursów w IV kwartale 2015 r. i I kwartale 2016 r. nie jest jedynym problemem, jaki zaprząta głowę Rosjan. Kolejnym jest Turcja, która może w bardzo łatwy sposób przerwać te dostawy z powodu bardzo różnych powodów. Jednym z nich teoretycznie może być np. brak możliwości zapewnienia bezpieczeństwa żeglugi w czasie przewrotu wojskowego.
O ile bowiem brak środków transportowych już w jakiś sposób zrekompensowano kupując dla rosyjskiej marynarki wojennej osiem używanych statków handlowych od armatorów tureckich i ukraińskich (pierwszy konwój tych jednostek przeszedł Bosfor 14 października 2015 r.), o tyle zablokowanych (nawet czasowo) cieśnin nie da się w żaden sposób przeskoczyć.
I to właśnie dlatego prezydent Turcji Erdogan może zawsze liczyć na duże wsparcie polityczne ze strony władz na Kremlu.