Trump wprowadza rujnujące cła, ale polscy sadownicy nie płaczą. "Różnice mogą nam pomóc"
Polscy przedsiębiorcy z niepokojem śledzili ogłoszenie przez Donalda Trumpa wprowadzenia ceł. Ogólna taryfa dla produktów z UE wynosi aż 20 proc. Konsumenci z USA będą musieli więcej zapłacić za importowane towary. - Paradoksalnie to szansa dla naszych produktów - mówi WP Mirosław Korzeniowski, prezes Stowarzyszenia Agroekoton, zrzeszającego m.in. sadowników.
Kiedy Donald Trump ogłaszał wprowadzenie ceł na wszystkie produkty, część polskich sadowników, mimo późnej pory, wymieniała wiadomości i komentarze. Od kilku lat Stany Zjednoczone są jednym najbardziej perspektywicznych rynków sprzedaży zagęszczonego soku jabłkowego - donoszą branżowe serwisy jak Sad24.pl. Nowa ogólna taryfa dla produktów z UE wyniesie aż 20 proc. - ogłosił prezydent Donald Trump. Eksperci zakładają, że Amerykańscy konsumenci będą musieli zapłacić więcej za importowane towary, ewentualnie wybiorą tańsze z innych rynków (obłożone mniejszymi cłami) lub amerykańskie.
Doniesienia z USA śledził Maciej Cybulak, sadownik z woj. lubelskiego. "Nasz polski koncentrat jabłkowy ma cło 20 proc., ale chiński 34 proc. więc co to zmienia? Jesteśmy 14 punktów proc. do przodu!" - pisał w wiadomościach do znajomych ekspertów rynku.
W rozmowie z WP szef gospodarstwa sadowniczego wyjaśnia: - Zagęszczony sok jabłkowy z Polski to ważna część amerykańskiego rynku. To dlatego, że nasz produkt zastępuje w przemyśle spożywczym sok z pomarańczy, który w ostatnich ostatnio bardzo podrożał. Problem w tym, że w USA my ostro konkurujemy głównie z sokiem sprowadzanym z Chin. Na nich Trump nałożył jeszcze wyższe cła - mówi sadownik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak administracja Trumpa widzi Polskę? "Wiedzą, jaką robotę wykonujemy"
Polska zdobywa ten rynek. Cła Trumpa uderzają w naszych konkurentów
Za 2023 rok polskie firmy były drugim dostawcą na amerykańskim rynku po biznesie Turcji, trzecie miejsce zajmowali dostawcy z Chin. Odpowiadały za 15 proc. dostaw, wartych 73 mln dolarów. Polska była też na trzecim miejscu w dostawach jabłkowego soku tłoczonego (typu NFC). Odnotowano dostawy na poziomie 7,5 mln litrów, a zarazem gigantyczny 20-krotny wzrost importu z Polski tego produktu.
Takie dane przedstawiają amerykańskie serwisy USApple i Foreign Agricultural Service. W 2024 roku eksport koncentratu do USA spadł. To dlatego, że w Polsce zebrano mniej jabłek. Nadal jednak polscy dostawcy zajmowali ważne miejsce na rynku USA.
- Oczywiście na sytuację w rynkową i sprzedaż wpływa wiele czynników. Nie wiemy, jaki będzie nadchodzący sezon, ile jabłek zbierzemy, jak przetwórnie wyznaczą ceny jabłek przemysłowych, z których produkuje się zagęszczony sok. Amerykańskie cła nie zmieniają naszej sytuacji na rynku na gorszą - komentuje sadownik.
Zdaniem przedsiębiorcy, możliwe, że przetwórnie potraktują zamieszanie z amerykańskimi cłami w USA jako sygnał do obniżki cen jabłek w skupie. Jednak uważa, że byłby to tylko pretekst, nieuczciwe zagranie.
Dla nich cła Trumpa "to szansa"
- Z polskiej perspektywy rzeczywiście brzmi to jako pewna szansa. Rywalizujemy z chińskim koncentratem na amerykańskim rynku i te różnice w cłach paradoksalnie mogą nam pomóc - komentuje dr Mirosław Korzeniowski, prezes Stowarzyszenia Agroekoton, zrzeszającego sadowników, naukowców, oraz przetwórnie z branży owocowej.
Jego zdaniem cła to dodatkowy impuls dla zakupu przez firmy z USA koncentratu jabłkowego z kierunku innego niż chiński. - A wiadomo, że Polsce produkuje się najwięcej jabłek w Europie i to u nas produkuje się najwięcej koncentratu - dodaje.
Zdaniem dr. Korzeniowskiego ceny jabłek przemysłowych, które są surowcem do produkcji koncentratu, mają bezpośredni wpływ na dochody sadowników, a pośrednio także na ceny jabłek deserowych. - Wzrost cen koncentratu jabłkowego zazwyczaj prowadzi do wzrostu cen jabłek przemysłowych w skupie, co jest korzystne dla sadowników. W ubiegłym roku cena wynosiła około złotówki za kilogram i była uważana za dosyć dobrą - uważa ekspert.
- Nie widzę poważnych zagrożeń dla naszej gospodarki, gdyby amerykańska administracja nałożyła np. 10-procentowe cła na towary z UE. Byłoby trudniej, ale to naszych firm nie zrujnuje - mówił wcześniej w WP Krzysztof Jabłoński, przedsiębiorca, a przed laty właściciel fabryki w Stanach Zjednoczonych. Odnosił się do zapowiedzi amerykańskiego prezydenta.
Biznesowe trzęsienie ziemi. Kogo zrujnują cła?
Przypomnijmy, 2 kwietnia prezydent USA Donald Trump ogłosił wprowadzenie nowych ceł na importowane towary, mających na celu ochronę amerykańskiego przemysłu i zmniejszenie deficytu handlowego. Od 5 kwietnia 2025 roku obowiązuje podstawowe cło w wysokości 10 proc. na wszystkie importowane towary, z wyższymi stawkami dla wybranych krajów. Na przykład Chiny zostały obciążone cłem w wysokości 34 proc., Wietnam 46 proc., a Unia Europejska 20 proc.
Dodatkowo, wprowadzono 25 proc. cło na wszystkie importowane samochody, co ma na celu wsparcie krajowej produkcji pojazdów. Decyzje te spotkały się z krytyką ze strony szefów rządów innych państw, którzy ostrzegają przed potencjalnymi szkodami dla globalnej gospodarki i zapowiadają możliwe środki odwetowe.
Decyzja Donalda Trumpa o nałożeniu ceł na produkty z Unii Europejskiej wywołała falę komentarzy na całym świecie. Redaktor ekonomiczny BBC News Faisal Islam określił to jako "największą zmianę w światowym handlu od 100 lat". Jego zdaniem wprowadzenie ceł "zniszczy modele biznesowe tysięcy firm" i może prowadzić do globalnej wojny handlowej.
Premier Francji Francois Bayrou skrytykował decyzję, nazywając ją "katastrofą" dla Stanów Zjednoczonych i "ogromną trudnością" dla Europy. Francja zapowiedziała gotowość do podjęcia działań odwetowych, współpracując z UE. Z kolei niemiecki gigant motoryzacyjny Volkswagen już reaguje na nowe cła, doliczając opłaty importowe do cen swoich pojazdów w USA. Minister gospodarki Niemiec Robert Habeck ostrzegł, że "amerykańska mania taryfowa" może wciągnąć kraje w recesję i spowodować ogromne szkody na całym świecie. Eksperci przewidują, że decyzja Trumpa może prowadzić do wzrostu cen i inflacji.
Eksperci ekonomiczni ostrzegają, że nowe taryfy mogą prowadzić do wzrostu cen dla amerykańskich konsumentów oraz wywołać inflację. Sektory takie jak motoryzacja, elektronika i rolnictwo mogą być szczególnie dotknięte. Rynki finansowe zareagowały negatywnie na te ogłoszenia, odnotowując spadki w notowaniach giełdowych.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski