Baron, który rządzi łąką i lasem. Piszą mu: na nocniku możesz królować
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wysoka trawa, kawałek lasu i wąska rzeczka. Baron Tadeusz patrzy z dumą na swoje włości pod Kępicami. Wymachuje buławą i mówi, że to początek czegoś wielkiego. To działka, którą przekazał na rzecz monarchii.
Przedzieramy się przez nierówną, piaszczystą drogę. Nasze miejskie samochody podskakują na wertepach. Baron mknie przez kolejne zakręty. W końcu staje między wysokimi sosnami.
Przed nami hektar łąki i lasu. To tu ziścić się mają marzenia o idealnym państwie, choć teraz rośnie tylko od lat niekoszona trawa.
- To całkowity początek wszystkiego. Wyraz niezgody na to, co się dzieje wokół - oznajmia Baron.
Monarchia w lesie
Mają konstytucję. 12 rozdziałów i 94 artykuły. Trójpodział władzy: jest Suweren, Rada Narodowa, sądy i trybunały. Flaga też. I języki urzędowe: polski i angielski. Zaś pełna nazwa brzmi: Chrześcijańska Monarchia Międzymorze.
Powstała przez niezgodę. Mówią, że to nie system jest przyczyną zła, ale rządzący ludzie. Tu nie będzie korupcji, bo wszyscy mają kontrolować siebie nawzajem. Władza ma dbać o lud, a nie piąć się po szczeblach politycznej kariery.
Zadbali też o podstawy prawne. Ich autonomię uznał Katolicki Kościół Narodowy, który jako autonomiczny byt ma prawo uznawać inne autonomiczne byty. Tak twierdzą.
Brakowało tylko terytorium.
Ostatni raz w pysk dostałem
Wizję rozsnuł przed Tadeuszem sam Suweren, czyli Marcin. Obaj znali się już wcześniej. Tadeusz czuł, że to coś dla niego. Sam doświadczył, jak bezwzględne są władze, gdy raz wylądował na ulicy. Był wtedy jak bezdomny.
Widział też nieszczęścia w każdym zakątku świata, bo przez kilkadziesiąt lat pływał po nim jako kapitan handlowego statku. Nie zastanawiał się więc długo. Wstąpił.
I niedługo potem przyczynił się do historycznego przełomu. Tamtego dnia wsiadł w samochód i pojechał do miasteczka nieopodal swojej wsi w woj. pomorskim. Zapukał do notariusza, który nie wiedział nawet, jak taki dokument sporządzić. Ale jakoś udało się przekazać ziemię pod zarząd monarchii.
- Później ostatni raz w życiu ktoś mi dał w pysk… – opowiada.
To było podczas pasowania na godność Barona. Przyjechał Suweren, był biskup, byli inni członkowie monarchii. Wynajęli na tę uroczystość salkę w gospodarstwie agroturystycznym. Tadeusz przyrzekał na Biblię, że nie splami honoru.
Suweren w końcu ogłosił: niech to będzie ostatni raz, gdy przyjmujesz ten policzek. - I dał mi w buzię! - Śwista mi obok twarzy dłoń Barona.
To nie przypadek, tylko symbol, bo w monarchii na takie upokorzenia nie ma miejsca.
Niezgoda na to, co wokół
Drzewa szumią nad naszymi głowami. Trawa w cieniu wysokich sosen sięga po kolana. Z małego wzniesienia schodzimy na łąkę.
- Kurczę, śliskie te buciki… - klnie Baron, gdy zsuwa się z górki.
Ubrany jest w marynarski mundur. Ma czarne, skórzane buty i granatową marynarkę, którą wypełniają szerokie ramiona. Ze spojrzenia bije pewność siebie.
Staje wśród traw i snuje opowieść: - Brałem udział w przeróżnych bałaganach. Spotykałem ludzi, którzy byli na samym dnie i nie mieli szans na wyjście. Nie mogę patrzeć, jak traktuje się starszych, bezdomnych, upośledzonych. Ludzi, którzy są poza systemem.
Sam, przed naszym spotkaniem, wpakował jednego takiego do samochodu. Schorowanego pijaczynę, który żyje z zasiłku: 300 złotych miesięcznie. Nie stać go, żeby regularnie jeździć do lekarza. Do szpitala pojechali więc razem.
- Takich ludzi jest pełno. Widział pan te domy w wioskach? Wszystkie się sypią. Sam przez chwilę w takim mieszkałem i była tragedia. Nie ma pieniędzy, żeby coś z tym zrobić. A politycy tylko gadają… Na to się nie da patrzeć.
Dlatego postanowił, że jego baronia będzie od tego wolna.
Sprawiedliwość w kopułowych domach
Na płaskiej łące staną domy kopułowe. Tanie, proste i przestronne konstrukcje. Zbudują je przeszkoleni odpowiednio narkomani i pijacy z pobliskiego ośrodka dla uzależnionych. W domach najpierw zamieszkają staruszkowie.
Wzdłuż wąskiej, zarośniętej rzeczki powstaną alejki. Ludzie będą mogli spacerować, wdychać świeże powietrze, słuchać śpiewu ptaków. A jak ktoś chce, to na obiad złowi rybę.
Powstanie też zagroda dla kóz. Zwierząt, które dadzą mleko na zdrową żywność. Doprawi się ją rosnącymi wokół ziołami. Gdyby było za mało, to można dosadzać.
Leśną drogę podciągnie się trochę w stronę działki. Potem ubije i postawi przystanek. Do miasta będzie kursował autobus.
Pozostanie jeszcze tylko zaopatrzenie osadę w wodę i prąd. I sprowadzenie lekarza. Tak ma wyglądać hektar zarośniętej łąki.
- To zalążek czegoś, co powinno być normalne. Człowiek powinien być dla człowieka przyjacielem - podsumowuje Baron.
Król na nocniku
Zwykle nie traktują go poważnie. Pukają się w czoło, gdy mówi o baronii i kopułowych domach. Małżonka z niego kpi, a jak opowiedział wszystko swojemu bratu, to on napisał do Suwerena: na nocniku możesz sobie królować.
- Przecież to jakby w mordę dał - obrusza się Baron. - Nie wie, o co chodzi. O nic nie pyta, tylko od razu obraża człowieka. Ludzie nie potrafią zrozumieć tych ideałów.
- Jak im je pan tłumaczy?
- Nawet już nie tłumaczę. Nie ma sensu. Nie ma siły, żeby niektórym myślenie zmienić. Jest opór ze wszystkich stron.
- I nie da się tego oporu przełamać?
- Gdybym posiadał duże sumy pieniędzy… i od razu sypnął groszem, rozpoczął inwestycję, to bym miał przyjaciół od cholery i ciut ciut!
Jedynie koledzy Tadeusza ze szkoły morskiej przyjęli to, w co cię zaangażował. Choć pozostają sceptyczni. Raczej ciekawsko go podglądają, czekając na jakieś rezultaty.
- O, przepraszam, suweren dzwoni – przerywa nagle. - Proszę potrzymać władzę – wręcza mi buławę.
Myślę sobie, że dość ciężka jest ta władza.
Obchodzimy wokół całą działkę i stajemy nad rzeczką. Tak mulastą, że choć głęboka jest na kilkanaście centymetrów, to w niektórych miejscach nie widać dna. I ryb też nie widać.
- Możesz do mojej baronii należeć… Nie wolno ci tylko kłamać, iść na lewe interesy, robić rzeczy, które są niezgodne z twoimi przekonaniami - Baron spogląda na mnie. Przytakuję mu głową. - Zanim zostaniesz przyjęty, będziesz sprawdzony. Musisz być człowiekiem honoru.
Baron odwraca się i zmierza na drugą stronę włości. - Moją rolą będzie skupić wokół siebie ludzi. Mam już człowieka, który zaprojektuje domy. Chcę ich odpowiednio stymulować. Tu nie ma walki z systemem, tu jest tworzenie nowego podejścia - opowiada, gdy mijamy połacie paproci.
Stajemy w miejscu, z którego widok rozpościera się na całą łąkę. - Nie potrzebuję już pieniędzy, niewiele czasu mi zostało. Tylko domek bym sobie tutaj postawił. Gdy to już się rozwinie, oddam monarchii inne swoje działki. Dodaje mi sił myśl, że robię to dla moich dzieci i wnuków.
Mundur ląduje w wyświechtanym pokrowcu, który Baron starannie chowa do ciasnego bagażnika. Na wierzch kładzie buławę. Trzaska klapą.
- Coś podobnego trzeba budować w innych częściach świata. Tak, żeby to stąd promieniowało - mówi, wyciągając dłoń na pożegnanie.
- Pan naprawdę wierzy, że się uda?
- Tak. A inni niech sobie mówią, że jesteśmy wariaci. Po prostu nie rozumieją.
Mały samochód znika w obłokach kurzu. Myślę sobie, że nie najgorzej by było, gdyby za nim pomknął autobus po utwardzonej już drodze.