"Tragedia była nie do uniknięcia"
Odbicie zakładników w rosyjskiej szkole w
Biesłanie było obciążone wielkim ryzykiem i niemal musiało się
skończyć tragedią i śmiercią wielu zakładników - twierdzi
rosyjski ekspert wojskowy Wiktor Litowkin.
To w każdej sytuacji musiało się skończyć tragedią. Nie ma optymalnego wariantu szturmu w czasie, gdy budynek jest zaminowany, w środku siedzą terroryści, a ich żądania są nie do spełnienia - powiedział ekspert wojskowy Wiktor Litowkin.
Litowkin przypuszcza, że decyzja o akcji zbrojnej nie była wcześniej planowana, lecz zapadła ad hoc, gdy rebelianci ostrzelali pracowników Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, którzy mieli ewakuować ciała zabitych.
To, do czego doszło, nie było szturmem w pełnym tego słowa znaczeniu. Nastąpiła prowokacja ze strony terrorystów. Z drugiej strony można było jednak przewidzieć, czym skończy się ewakuowanie trupów w sytuacji, gdy każdy trzyma palec na spuście i jeden strzał może się skończyć tragedią - powiedział.
Siły rosyjskie wyzwoliły budynek, w którym od kilkunastu do kilkudziesięciu bojowników przetrzymywało przez ponad dwa dni kilkuset zakładników, głównie dzieci. Według wstępnych danych na miejscu są dziesiątki zabitych; Radio Swoboda mówi, że zginęło 150 dzieci.
Pełna liczba ofiar piątkowej operacji nie jest znana. Według najnowszych danych jest ponad 400 rannych.
Jakub Kumoch