PolskaTowarzysz zdrowa siła

Towarzysz zdrowa siła

Zanim na Śląsku padły pierwsze strzały stanu wojennego, przez długi czas toczyła się polityczna gra, w której centrum był Andrzej Żabiński, I sekretarz KW PZPR w Katowicach. Miał wielkie ambicje. Był zwolennikiem interwencji sąsiadów. Kim był dla Moskwy: pionkiem czy asem w rękawie?
Jan Dziadul

26.07.2006 09:22

Pod koniec 1990 r. w rozmowie z „Polityką” gen. Jerzy Gruba, były komendant KW MO na Śląsku, wspominał: „Po powrocie Żabińskiego z XXVI Zjazdu KPZR zostałem wezwany do komitetu – niebawem, 18 marca 1981 r., miały zacząć się manewry Układu Warszawskiego Sojuz 81. Żabiński zobowiązał mnie do szczególnej tajemnicy i zapytał, jak zareagują funkcjonariusze milicji i SB, gdyby miało dojść do interwencji radzieckiej? Wtedy mówiliśmy o bratniej pomocy. Żabiński już wcześniej przekonywał, z pozycji członka Biura Politycznego, że sami nie jesteśmy w stanie opanować sytuacji. (...) Zapytał, kto pójdzie z nim?” – przypominał Gruba. Zaskoczeniem było ujawnienie – wcześniej o tym szeptano – że w razie siłowego rozwiązania radzieccy widzą Żabińskiego w Warszawie na czele partii lub rządu.

W sztabach Armii Radzieckiej i KGB pokazano Żabińskiemu plany operacji. – Był rozdarty, mówił, że nie jesteśmy narodem Szwejków i u nas poleje się krew, ale też nie widział innego wyjścia. Otoczone miały być wielkie miasta i centra przemysłowe, a w środku sami mielibyśmy zrobić porządek.

Moskwa zaliczała Żabińskiego do tzw. zdrowych sił w kierownictwie PZPR; razem m.in. z Tadeuszem Grabskim, Stanisławem Kociołkiem, Mirosławem Milewskim, Mieczysławem Moczarem i Stefanem Olszowskim. – Takie oceny płynęły również z Berlina i Pragi – przypomina Stanisław Kania, były I sekretarz KC PZPR (od września 1980 r. do października 1981 r.). – W wielu rozmowach dawano mi do zrozumienia, że tylko te osoby z kierownictwa partii są w stanie zatrzymać niekorzystny bieg wydarzeń w Polsce.

Czy Żabiński był dla Moskwy głównym faworytem? Mógł być, ale mógł też brać udział w radzieckiej grze nastawionej na przerażenie Warszawy. Mógł być straszakiem wymierzonym w tych, którzy w rezultacie wprowadzili stan wojenny. ZSRR nie palił się, przynajmniej w 1981 r., żeby wkroczyć do Polski, choć dawał do zrozumienia, że jest przygotowany. Za to u nas wznoszono toasty za radzieckie czołgi. Wznosił też Żabiński.

Zdaniem Kani ZSRR był gotów do wkroczenia, ale nie chciał powielić krwawych scenariuszy z Budapesztu, Pragi i Kabulu. Na Polskę nie miał pomysłu. – Świat był inny, a radzieckie kierownictwo nie było zastygłym monolitem. Zdaniem Kani wahania Moskwy brały się stąd, że miała co prawda do dyspozycji ludzi posłusznych, ale nie posiadających własnego zaplecza. Radzieccy obawiali się, że po wkroczeniu znajdą się w próżni, bez zaplecza. Czy zatem na Śląsku zaplecze budował Żabiński?

Żabiński był typowym przedstawicielem aparatu partyjnego. Z szefa partyjnej młodzieżówki w Katowicach awansował na przewodniczącego ZG Związku Młodzieży Socjalistycznej. Za Gierka został zastępcą kierownika wydziału organizacyjnego KC. W 1973 r. dostał fotel pierwszego sekretarza na Opolszczyźnie. – W kręgach partyjnych mówiło się, że jest hodowany przez Gierka – wspomina gen. Wojciech Jaruzelski. Na początku 1980 r. został sekretarzem KC. Usunięcie patrona nie przerwało kariery. We wrześniu był już szefem partii w Katowicach. – Musieliśmy zastąpić Zdzisława Grudnia, ponieważ sam sobą podgrzewał atmosferę na Śląsku – wspomina Kania. W Katowicach początkowo widziano w nim reformatora. Jednak szybko zaczęła ujawniać się jego inna natura. Tuż po wyborze odbył spotkanie z aktywem MO i SB, na którym bez ogródek powiedział, że ostatecznym celem tych służb i zdrowych sił w partii ma być likwidacja Solidarności albo wprowadzenie jej w tradycyjne związkowe koleiny. Zacząć trzeba od wyeliminowania wpływów KOR. A potem
rozmiękczyć, kompromitować i ostatecznie spacyfikować działaczy: „(...) Trzeba ich uwikłać w tysiące spraw. Ja im współczuję, bo to są kochane, niekiedy młode chłopaki, a wdali się w wielką politykę. No, ale nie ma innego wyjścia. Muszą wiedzieć, co to znaczy smak władzy. Należy im wszędzie udostępniać lokale. Najbardziej luksusowo urządzać, jak tylko można. (...) Nie znam człowieka, którego by władza nie zdemoralizowała, to tylko kwestia, jak szybko i w jakim stopniu”.

Taśma z tej narady przedostała się do Solidarności – światło dzienne ujrzała na początku 1981 r. Nie brakuje opinii podważających jej autentyczność. To nagranie miało zostać skompilowane z kilku utajnionych spotkań i specjalnie podrzucone Solidarności w ramach wewnątrzpartyjnych rozgrywek.

Kania mówi, że szybko dostał informacje o wystąpieniu Żabińskiego: – Byłem zaskoczony, bo to nie była linia ani taktyka partii – twierdzi. – Nikt z takimi poglądami nie występował, więc w swojej istocie jego credo było prowokacyjne. To był pierwszy sygnał, że Żabiński uprawia na Śląsku własną politykę.

Wtedy w Katowicach dużą rolę odgrywał Mieczysław Moczar, szef NIK. Zawiązał się dziwny sojusz – w trójkącie Żabiński, Moczar i Jarosław Sienkiewicz, przewodniczący Solidarności Jastrzębie – który przez kilka miesięcy trzymał tu władzę. Ten układ tylko z pozoru był egzotyczny. Moczar chciał odzyskać mocną pozycję w kraju, ale pragnął też odegrać się na Gierku i jego ekipie za odsunięcie go w latach 70. na boczny tor. NIK wywołała na Śląsku psychozę rozliczeń z poprzednią ekipą. Zupełnie nie przeszkadzała ona Żabińskiemu, choć poniewierany był jego patron, bo to była legitymacja do frakcji, która, jak się wtedy mówiło, chciała zatrzymać bieg wydarzeń.

– Sienkiewicz przywoził od Moczara dokumenty mające kompromitować działaczy partyjnych i gospodarczych, a my nadawaliśmy im publiczny bieg – przyznaje Grzegorz Stawski, jeden z liderów jastrzębskiej Solidarności. Następnie włączały się partyjne media, które dalej rozliczały prominentów.

Moczar był zafascynowany siłą Solidarności. Próbował ją kokietować i wciągać na swoją polityczną orbitę. A Żabiński chwalił się w Warszawie, że kontroluje Jastrzębie. To była jego mocna karta. – Przyjechał do mnie zastępca Moczara z listą 40 dyrektorów do natychmiastowego zwolnienia – wspomina Wiesław Kiczan, wiceminister górnictwa w tamtym okresie. – Nie zgodziłem się, bo nie podał powodów. Wykaz trafił do Żabińskiego, a od niego do Sienkiewicza. Potem Solidarność prześwietlała te osoby. Sienkiewicz z Żabińskim poznali się w trakcie negocjacji w Jastrzębiu. Później razem polowali, popijali i robili układanki na politycznej scenie. Żabiński otworzył szefowi Solidarności drzwi do konsulatu ZSRR w Krakowie. Jednakowo alergicznie podchodzili do KOR. Próbowali forsować, z różnych stron, koncepcję Solidarności Polski Południowej albo Górniczej. Na spotkaniu z SB Żabiński zachęcał, aby wszelkimi sposobami kompromitować filozofię związku, w którym „będą górnicy razem z fryzjerami”.

Pod koniec listopada Sienkiewicz próbował storpedować strajk powszechny. Jastrzębie nie stanie, bo komitet nie wyraża zgody! – Straszył nas nadciągającą interwencją – przypomina Tadeusz Jedynak, jeden z zastępców Sienkiewicza. – Zapowiedział klęskę Solidarności. To przypieczętowało jego koniec. Na początku stycznia 1981 r. odwołano Sienkiewicza. W tym momencie urwały się wpływy Żabińskiego na Solidarność. Utrata konia trojańskiego była bolesna, ale gra toczyła się dalej.

23 lutego 1981 r. w Moskwie rozpoczął się XXVI Zjazd KPZR. Polska delegacja poleciała w składzie: Kania, Jaruzelski (od 11 lutego premier), Żabiński, Emil Wojtaszek, szef MSZ, i Kazimierz Olszewski, ambasador. W Katowicach mówiło się, że Żabińskiego początkowo nie zamierzano do niej włączać. – Miało to nastąpić na prośbę Moskwy – twierdził gen. Gruba. Kania nie przypomina sobie wahań co do składu delegacji. – Na radzieckich zjazdach zawsze był I sekretarz z Katowic jako reprezentant największej organizacji partyjnej.

Po pierwszym dniu do kraju wrócił Jaruzelski, po drugim – Kania, w Moskwie pojawili się z powrotem 3 marca, na zakończenie obrad. Właśnie pod ich nieobecność Żabiński był w radzieckich sztabach, choć co innego podawała TASS. Dzień po zakończeniu zjazdu odbyło się spotkanie władz radzieckich z delegacją polską. – Było chłodne, ale obyło się bez większych pogróżek – wspomina Kania. Ale Żabiński opowiadał, że Moskwa oblewała Kanię i Jaruzelskiego kubłami lodowatej wody. – O Jaruzelskim mówił, że radzieccy uważają go za słabego, jak na te czasy, przywódcę – zapamiętał Gruba.

Bez względu na to, czy Żabiński znalazł się w Moskwie zgodnie z partyjnym rozkładem jazdy, czy na specjalne zaproszenie, to wcześniejsze sekwencje wydarzeń, w których uczestniczył, odbiegały od krajowej normy. Stan napięcia odczuwano wszędzie. Na Śląsku mogło być wyższe choćby ze względu na koncentrację ludności i przemysłu.

Od jesieni 1980 r. w KW PZPR trwały przygotowania na ewentualność bratniej pomocy, w tym szczególnie na wypadek trudnego do przewidzenia zachowania się sił polskich i oporu ludności. Do Ostrawy miały być ewakuowane: komitet partii, ośrodki telewizyjny i radiowy; tam miała być wydawana „Trybuna Robotnicza”. Wiosną 1981 r. taką operację można już było przeprowadzić. Przygraniczne domy wypoczynkowe czekały na przyjęcie działaczy partyjnych, funkcjonariuszy milicji, SB i ich rodzin. – Nie przypominam sobie, aby takie przygotowania czyniono w jakimkolwiek innym województwie przygranicznym – mówi dzisiaj gen. Jaruzelski. W książce „Stan wojenny, dlaczego...” Jaruzelski pisze, że takie ośrodki jak Ostrawa odgrywały dla polskich partnerów rolę „bojowo-inspirującą”.

Plany ewakuacyjne były efektem bardzo bliskich kontaktów Żabińskiego z Mirosławem Mamulą, konserwatywnym I sekretarzem KPCz w Ostrawie. Zdaniem gen. Jana Łazarczyka, byłego szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Katowicach, wykraczały one poza zwykłe stosunki. – Też rutynowo spotykałem się z moimi odpowiednikami w ich armii – opowiada. – Aż palili się, żeby udzielić nam internacjonalistycznej pomocy, cynicznie argumentując, że byłby to ich dług wdzięczności za 1968 r.

Kontrwywiad WOP zwrócił uwagę Łazarczykowi, że Żabiński bywa w Ostrawie prawie przed każdym posiedzeniem Biura Politycznego i pojawia się tam, po powrocie z Warszawy. Przynajmniej raz w tygodniu Katowice odwiedzał Mamula. Ostrawa była wówczas dla naszych sąsiadów jednym z najważniejszych kanałów informacyjnych i miejscem, w którym podgrzewano ambicje Żabińskiego. – Później swoją bazę finansową, poligraficzną i decyzyjną miało w Ostrawie Katowickie Forum Partyjne – przypomina Łazarczyk.

To był również czas chorych spekulacji. Kontrwywiad odnotował, że Żabiński zastanawiał się, na jednym z zakrapianych spotkań (a pił wówczas sporo), nad przyszłością Śląska w sytuacji, gdyby interwencja w Polsce przerodziła się w wojnę, w drugi Afganistan. Czy szansą dla Śląska nie byłby protektorat ZSRR, NRD i Czechosłowacji? – pytał. Realna za to była codzienna obecność, w otoczeniu Żabińskiego, funkcjonariuszy służb specjalnych naszych sąsiadów.

26 lutego 1981 r. u gen. Łazarczyka zjawił się płk Jurij Czetwiernikow, oficer radzieckiego wywiadu GRU. Na spotkaniu wznosił toasty za awanse Żabińskiego i za tych, którzy będą w jego drużynie. – U mnie opowiedział, z kim utrzymuje ścisłe kontakty – mówi Łazarczyk. Wymienił usuniętych kilku sekretarzy komitetów wojewódzkich. – Ubolewał, że tylu dobrych komunistów odeszło od władzy. Tak samo jak generałów. Mówił m.in. o Włodzimierzu Sawczuku, byłym wiceministrze obrony. – Przyznał, że spotyka się z gen. Jerzym Sateją, moim poprzednikiem – wróżył mu karierę przy Żabińskim. Potem bez ogródek zaatakował gen. Jaruzelskiego i zapytał wprost: – Jak się zachowają dowódcy, gdyby jego miejsce zajął ktoś inny?

Czetwiernikow chciał poznać morale i dyscyplinę naszych żołnierzy. Interesował się planami ćwiczeń jednostek nie wchodzących w skład Układu Warszawskiego. Łazarczyk twierdzi, że po tych pytaniach zakończył rozmowę. – To pachniało prowokacją. GRU nie było dla nas służbą obcą, ale obowiązywała zasada, że wzajemnie się nie szpiegujemy. Uznał to za próbę rozkładu armii i zawiadomił kontrwywiad (tajna notatka ze spotkania Łazarczyka z Czetwiernikowem, sporządzona 5 marca 1981 r., ujawniona została w połowie 1994 r. w trakcie prac sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej). Czy w marcu 1981 r. możliwa była interwencja, która mogła wynieść Żabińskiego do władzy? Tuż po rozpoczęciu manewrów Sojuz 81 wybuchła sprawa bydgoska. Prowokacja czy przypadek? Na spotkaniach partyjnych Żabiński mówił, że Warszawa zupełnie nie panuje nad sytuacją w kraju. Między władzą a Solidarnością potężnie wtedy zaiskrzyło. Na 31 marca zapowiedziano strajk generalny. Ale w grze był już trzeci partner – Układ Warszawski. Ćwiczenia
wojskowe miały zakończyć się 25 marca, ale zostały bezterminowo przedłużone.

Brzemienny w skutki był 27 marca. Trwał strajk ostrzegawczy. W telefonicznej rozmowie z Breżniewem Kania usłyszał sugestię – ujawnił to w książce „Zatrzymać konfrontację” – aby skompromitować opozycję przez wykrycie dwóch, trzech składów broni. Scenariusz podobny jak przed interwencją w Czechosłowacji. Breżniew domagał się wprowadzenia 30 marca stanu wojennego. Tego dnia do Warszawy przyleciał marszałek Wiktor Kulikow, dowódca Układu Warszawskiego. Zapowiedział możliwość zmiany charakteru manewrów, co związane byłoby z wprowadzeniem do Polski większej ilości wojsk.

Wtedy Jaruzelski i Kania podpisali dokument „Myśl przewodnia stanu wojennego”, który tylko trochę złagodził napięcie na linii z Moskwą. Z wybuchowej atmosfery zdawała sobie sprawę Solidarność, która 30 marca zawiesiła strajk generalny. Zdaniem Kani decydujący wpływ na jej ostudzenie miało tajne spotkanie jego i Jaruzelskiego z marszałkiem Dmitrijem Ustinowem, ministrem obrony ZSRR, i Jurijem Andropowem, szefem KGB. Odbyło się w nocy z 3 na 4 kwietnia pod Brześciem: – Radzieccy powiedzieli – po ostrej, ale chyba szczerej dyskusji – że w tym momencie nie będą naciskać na stan wojenny, ale musimy się liczyć z różnego rodzaju zaskoczeniami – mówi Kania. 7 kwietnia zakończono Sojuz 81.

Ale już 16 maja odbyło się w Moskwie tajne spotkanie Leonida Breżniewa, Ericha Honeckera i Gustava Husaka. Temat był jeden: co dalej zrobić z Polską? Honecker proponował, aby wspólnymi siłami doprowadzić do zmiany obecnego kierownictwa na takie, które będzie gotowe podjąć bezwzględną walkę z kontrrewolucją. Jako potencjalnych kandydatów na miejsce Kani i Jaruzelskiego widziano: Grabskiego, Kociołka, Olszowskiego i Żabińskiego. W politycznych kalkulacjach nie było jednak zgody co do tego, który z nich mógłby zdobyć dominujące poparcie w KC PZPR i w wojsku. Uzgodniono więc, że póki co trzeba doprowadzić do wycofania się polskiej partii z przygotowań do IX Zjazdu (planowanego na lipiec).

Kania: – Nie mniej niż Solidarności nasi sąsiedzi obawiali się zmian w partii. Ich groźby i namowy, aby zawrócić bieg wydarzeń, zanim będzie za późno, odnosiły się właśnie do sytuacji wewnątrz partii: – Zaniepokojeni byli składem delegatów, demokratycznymi tendencjami i niemożliwymi do przewidzenia rezultatami zjazdu. Dlatego próbowano go zerwać. 25 maja pojawiło się Katowickie Forum Partyjne – grupa, której głównym ideologiem był Wsiewołod Wołczew. Forum wydało oświadczenie zarzucające władzom PZPR prawicowy oportunizm i dopuszczenie do panoszenia się w szeregach partii burżuazyjnego liberalizmu: „W partii w ostatnim okresie ze szczególną siłą ujawniają się tendencje rozbijackie i likwidatorskie, podważające marksistowsko-leninowską istotę, osłabiające zdolność do obrony ustroju socjalistycznego” – dzisiaj to brzmi dziwnie, wówczas – groźnie! Tym bardziej że niebywale wysoką rangę stanowisku nieznanego forum nadały oficjalne partyjne dzienniki i telewizje w Moskwie, Berlinie i Pradze. Oto wreszcie prawdziwi
komuniści zaczynają przywracać w Polsce zdrowe zasady życia partyjnego. Forum zrobiło donos na odnowę. Kania przypomina, że kierownictwo PZPR bardzo ostro zareagowało na katowicki dokument. – Pytałem Żabińskiego o forumowców. Próbował się od nich dystansować, choć dość nieudolnie – mówi Kania. Prawda szybko wyszła na jaw: był ich patronem.

Forum nie spadło z nieba. W grudniu 1980 r., w atmosferze „wejdą, nie wejdą”, Żabiński spotkał się z grupą Wołczewa, a oficjalnie z reprezentacją weteranów ruchu robotniczego. Dyskutowano o przegrupowaniu sił wewnątrz PZPR. Już wówczas domagano się internacjonalistycznej pomocy. Później grupa działała pod szyldem Klubu im. Bolesława Bieruta. Uaktywniła się w marcu; w maju, już jako KFP, włączyła się do wewnątrzpartyjnych rozgrywek.

Kilka dni po pierwszym głośnym oświadczeniu KFP skierowało do Biura Politycznego 10 pytań – w zasadzie zarzutów. Stwierdzono w nich, że najbliższy zjazd na pewno nie wypracuje marksistowsko-leninowskiego programu. Forum zażądało zwołania posiedzenia KC PZPR do rozpatrzenia spraw kadrowych. 5 czerwca agencja TASS pochwaliła katowickich komunistów za dokonanie zasadniczej marksistowsko-leninowskiej oceny sytuacji w Polsce. Tego samego dnia dotarł do Warszawy słynny, i złowieszczy, list KC KPZR do członków KC PZPR, w którym powielono zarzuty Forum.

Członkowie KC jako zbiorowy adresat listu – to było chytre posunięcie. Było czytelnym wotum nieufności wobec I sekretarza i premiera. W końcówce listu napisano: „Czas nagli. Partia może i powinna znaleźć w sobie siły, aby przełamać bieg wydarzeń i jeszcze przed IX Zjazdem skierować je we właściwy nurt”. Kania przyznaje, że jednym z najgorętszych zwolenników przesunięcia (odłożenia) zjazdu był Żabiński. Na poprzedzającym zjazd plenum KC podjęta została nieudana próba wewnątrzpartyjnego puczu. Żabiński wkrótce zapłacił za to utratą członkostwa w Biurze Politycznym.

Jeszcze przed zjazdem zmieniono ministra górnictwa (3 lipca) – został nim gen. Czesław Piotrowski z inspektoratu techniki MON. Do tej pory decyzje kadrowe w tym resorcie (jedyne ministerstwo poza Warszawą) zapadały tylko na wniosek szefa partii w Katowicach. Wpływy w górnictwie, które przez dziesięciolecia zarządzało także polską energetyką, podkreślały pozycję katowickiego sekretarza w kraju. Nominacja Piotrowskiego i utrata miejsca w ścisłym kierownictwie PZPR spychały Żabińskiego ze szczebla centralnego. Ale nie na aut.

Na co mógł Żabiński dalej liczyć? Ciągle na to, za co wznosił toasty. W trakcie prac sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej ujawniono notatkę służbową z 27 listopada 1981 r. (podpisaną przez Główny Zarząd Polityczny WP) dotyczącą sytuacji w katowickiej organizacji partyjnej: „Z rozeznania wynika, że tow. Żabiński, wojewoda Lichoś, komendant wojewódzki MO i kilka innych osób ze ścisłego kierownictwa KW – możliwość przezwyciężenia kryzysu upatruje wyłącznie w zbrojnej konfrontacji. Taki pogląd wyrażany jest przy wielu okazjach i w różnych gremiach. Ostatnio w czasie spotkania kierownictwa KW z konsulem generalnym ZSRR w Krakowie sugerowano towarzyszom radzieckim potrzebę przyspieszenia terminu wkroczenia czołgów radzieckich do Polski. W odróżnieniu od innych obecnych tam gości, I sekretarz KW, wojewoda i komendant wojewódzki MO treść toastów sprowadzili wyłącznie do prośby o szybką i skuteczną pomoc Armii Radzieckiej oraz zagwarantowania rodzinom działaczy partyjnych bezpieczeństwa i materialnej
pomocy”.

Do takiej pomocy na szczęście nie doszło. Żabiński odwołany został 10 stycznia 1982 r. Stan wojenny, udany w ocenie ZSRR, zamknął nad nim parasol ochronny. Został później radcą handlowym w Budapeszcie, zmarł w 1988 r.

Jan Dziadul

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)