Tomasz Nałęcz: aferę Rywina trzeba "zedrzeć" do żywego drewna
Podzielam opinię wszystkich tych osób z SLD, które zwracają uwagę, że sprawy tzw. afery Rywina się nie rozwikła, jeśli ona nie zostanie wyjaśniona do końca, to cień podejrzenia będzie spoczywał na całej formacji. Widzę determinację moich kolegów z SLD, widzę w ogóle determinację większej części tego środowiska, żeby tutaj dociec prawdy. Bo tej rzeczy nie da się pomalować lakierem po spróchniałej desce. Ona musi być papierem ściernym zdarta do żywego drewna i dopiero wtedy pomalowana - powiedział w Salonie Politycznym Trójki Tomasz Nałęcz.
31.03.2003 10:39
Jolanta Pieńkowska: Na początku stycznia minister Kurczuk mówił, że to będzie krótkie i nieskomplikowane śledztwo, które zakończy się po dwóch tygodniach. Mamy koniec marca.
Tomasz Nałęcz: Ja rozumiem. Tak, jak orientuję się w tej sprawie, że moment zakończenia śledztwa będzie zależał przede wszystkim od tego, czy prokuratura zdecyduje się postawić zarzuty tak, jak do tej pory to robiła, czyli tylko Lwu Rywinowi, czy pojawią się nowe osoby, którym prokuratura postawi zarzuty. Bo jeśliby się ta sprawa ograniczyła do postawienia zarzutu płatnej protekcji Lwu Rywinowi tak, jak dzisiaj jest formułowany zarzut, to wydaje mi się, że to śledztwo może być szybko zakończone. Natomiast, jeśliby się pojawiły nowe zarzuty i nowe osoby, które pojawiłyby się w roli osób podejrzanych, to oczywiście to śledztwo, jak mówi prokuratura, będzie miało charakter rozwojowy i potrwa znacznie dłużej.
Jolanta Pieńkowska: Panie marszałku, a co pan sądzi o hipotezie posła Rokity, którą dzisiaj publikuje Życie Warszawy. Poseł Jan Maria Rokita mówi: "...badam hipotezę, że na przełomie czerwca i lipca między rządem, a Agorą zawarto kompromis za pieniądze. Mogły to być pieniądze obiecane, a nie wpłacone...".
Tomasz Nałęcz: To jest daleko idąca teza. Stawiająca, jak rozumiem, w nowym świetle relacje pomiędzy obydwoma stronami. Ja się nie dzielę hipotezami dotyczącymi prac komisji. Moim zdaniem, żeby skutecznie w tej sprawie działać, trzeba hipotezy pozostawiać dla siebie. Hipotezy publicznie postawione są znacznie bardziej trudnym do zweryfikowania materiałem dowodowym.
Jolanta Pieńkowska: A co pan w takim razie sądzi o tym, co powiedział ostatnio minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk, który wczoraj powiedział w Lublinie, że sprawa Rywina grozi trwałym zniesławieniem SLD i dlatego jest dla Sojuszu bardzo niebezpieczna?
Tomasz Nałęcz: Ja podzielam opinię wszystkich tych osób z SLD, które zwracają uwagę, że sprawy tzw. afery Rywina się nie rozwikła, jeśli ona nie zostanie wyjaśniona do końca, to cień podejrzenia będzie spoczywał na całej formacji. Bo jeśli w tej sprawie nikt nie będzie winny, to znaczy że będzie winne całe SLD. I moim zdaniem, ja widzę determinację moich kolegów z SLD, widzę w ogóle determinację większej części tego środowiska, żeby tutaj dociec prawdy. Bo tej rzeczy nie da się pomalować lakierem po spróchniałej desce. Ona musi być papierem ściernym zdarta do żywego drewna i dopiero wtedy pomalowana.
Jolanta Pieńkowska: Ale opinia społeczna uważa, że nigdy się nie dowiemy, kto stał za sprawą Rywina i że jedynym winnym okaże się sam Lew Rywin?
Tomasz Nałęcz: Ja nie chciałbym, chociaż tutaj się odniosłem do hipotezy śledztwa stawianej przez pana posła Rokitę, nie chciałbym swoich hipotez zdradzać. Natomiast uważam, że jest bardzo poważna szansa, żeby w tej sprawie postawić zarzuty nie tylko Lwu Rywinowi, ale i innym osobom.
Jolanta Pieńkowska: Panie marszałku, a nie uważa pan, że na czas przewodniczenia komisji powinien pan zaniechać pisania felietonów w tygodniku Wprost, zwłaszcza gdy pojawiają się tam takie sformułowania o lepkich rękach Lwa Rywina?
Tomasz Nałęcz: To jest w ogóle pytanie, czy na czas pełnienia mandatu człowiek, który pisze felietony polityczne powinien zaniechać tych czynności. Ja wybrałem takie rozwiązanie, że nie. Staram się w felietonach, które piszę nie poruszać spraw śledztwa prowadzonego przez komisję. Napisałem felieton pod tytułem "Glejt bezkarności", który wskazywał na pewną zadziwiającą zbieżność pomiędzy reklamowaniem w telewizji publicznej Rywina, a aferą Rywina. Poruszyłem wątek, który moim zdaniem nie nadawał się w ogóle do badania przez komisje, bo to była właśnie obserwacja felietonisty, a nie członka komisji śledczej. Te treści, które ja w tym felietonie zawarłem, to one jako zarzuty, jako hipotezy postawione podczas prac komisji byłyby niepoważne. To była obserwacja felietonisty, natomiast zgadzam się z panią, język felietonisty w dwóch, trzech określeniach był tam zbyt krewki. Jako przewodniczący komisji śledczej powinienem używać łagodniejszych określeń. (Polskie Radio/aka)