Szczeniak wysłany pocztą nie przeżył podróży
10-tygodniowy szczeniak zapakowany do kartonu i przesłany pocztą nie mógł przeżyć podróży - powiedział lekarz weterynarii Mariusz Mikołajczak, który próbował ratować zwierzę po podróży. Poczta Polska bada, czy zawinił jej pracownik.
22.07.2004 | aktual.: 22.07.2004 19:46
Szczenię labradora (o imieniu Frodo) zostało kupione pod koniec czerwca w hodowli pod Toruniem. Po pewnym czasie właściciele z Katowic dostrzegli u zwierzęcia wady wrodzone, postanowili odstąpić od umowy i oddać psa. Jak twierdzą, po kilkakrotnych próbach negocjacji z właścicielką hodowli sposobu zwrotu psa, wysłali go przesyłką Pocztex. Wcześniej uprzedzili o tym adresatkę. Frodo nie przeżył podróży.
Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt prokuratura ma obowiązek ścigania takich spraw z urzędu - poinformował prezes zarządu głównego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Eugeniusz Ragiel.
Regulamin Poczty Polskiej dopuszcza przesyłanie żywych zwierząt po spełnieniu odpowiednich warunków, a nadawcy twierdzą, że te wymogi spełnili.
Zależało nam na psie wystawowym, dlatego długo szukaliśmy dobrej hodowli - powiedział nabywca psa Adam Dzielicki. Potem okazało się, że pies ma liczne wady wrodzone, które dyskwalifikowałyby go na wystawach, oraz wymaga skomplikowanej operacji. Mamy na to zaświadczenie od weterynarza polecanego przez Polski Związek Kynologiczny - powiedział Dzielicki.
Dodał, że dlatego zdecydowali się odstąpić od umowy i odesłać psa. Skierowali też powództwo cywilne o zwrot pieniędzy za psa (2 tys. zł) oraz oskarżyli właścicielkę hodowli o oszustwo.
Nabywca psa powiedział, że on i żona przesłali go w odpowiednio wentylowanym kartonie, przytwierdzili w nim pojemniki z wodą i jedzeniem, a także poinformowali pracownika poczty, że w przesyłce jest żywe zwierzę, i prosili, by się nim zaopiekował. Oznaczyli też paczkę napisem "przesyłka chroniona".
Inną wersję przedstawia właścicielka hodowli spod Torunia, która pragnie pozostać anonimowa.
Piesek dotarł do mnie w strasznym stanie. Ja sprowadzam psy z różnych krajów, sama też wysyłałam psa nawet do Stanów Zjednoczonych, ale tego nigdy nie robi się w kartonowym pudełku - do tego służą odpowiednie klatki, tzw. skipery - powiedziała.
Dodała, że w kartonie rzeczywiście znajdował się pojemniczek z wodą i zabawka, nie było natomiast jedzenia, a otwory w kartonie były o wiele za małe, by pies mógł swobodnie oddychać.
Z wyjaśnień pracownika poczty, który przyjmował pieska, wynika, że wiedział, co jest w przesyłce, sprawdził też, czy opakowanie, w którym szczeniak miał być przewożony, jest odpowiednio wyposażone - poinformowała z-ca dyrektora ds. sprzedaży usług pocztowych i handlowych katowickiego okręgu Poczty Polskiej Bożena Łosiewicz.
W regulaminie pocztowym czytamy, że "zwierzęta przesyła się w zamkniętych klatkach, koszach lub skrzyniach, do których przywiązuje się kluczyki; opakowania te powinny być obszerne i przewiewne, odpowiednio wyposażone oraz tak wysokie, aby zwierzę mogło swobodnie stać. Nadawca jest zobowiązany umieścić wewnątrz takiego opakowania naczynie z pokarmem oraz gąbką nasączoną wodą, a spód pokryć materiałem chłonącym wilgoć".
Pracownik, który przyjmował przesyłkę, widział, że jest to karton przewiązany smyczą, a nie żadne z opakowań, jakie wymienia regulamin. Ocenił jednak, że spełnione są warunki, by pies bezpiecznie dotarł na miejsce - powiedziała Łosiewicz.
Dodała, że czeka jeszcze na wyjaśnienia pracowników kolejowego wagonu poczty, którzy przewozili przesyłkę. Jeśli okaże się, że pies zdechł, bo nasz pracownik nie dopełnił obowiązków, ten człowiek straci pracę - powiedziała Łosiewicz.
Szczeniaki piją kilkanaście razy dziennie, poza tym mają bardzo małe zdolności termoadaptacyjne. Zwierzę było skandalicznie odwodnione i nie dało się go doprowadzić do normy - powiedział Mikołajczak.