Tajny spisek w kręgach Zełenskiego. Prezydent miał zginąć [RELACJA NA ŻYWO]
Wojna w Ukrainie trwa. Wtorek to 804. dzień rosyjskiej inwazji. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) zatrzymała pięć osób, które działając na rzecz Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Rosji planowały zamach na prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Wśród aresztowanych jest dwóch pułkowników UDO, ukraińskiej służby ochrony najwyższych urzędników. Wyższy urzędnik z kręgu Zełenskiego w rozmowie z Politico przyznał, że "Rosji po raz pierwszy udało się zrekrutować tak wysokiej rangi krety w ukraińskich służbach bezpieczeństwa". Prócz Zełenskiego zatrzymani planowali zamachy na szefa SBU generała Wasyla Maluka, szefa wywiadu wojskowego generała Kyryło Budanowa i innych wysokich rangą oficjeli. Śledź relację na żywo Wirtualnej Polski.
- W poniedziałek myśliwce 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku przechwyciły i dokonały identyfikacji wizualnej samolotu Federacji Rosyjskiej - poinformowało we wtorek Dowództwo Operacyjne na platformie X.
- Rzecznik dyscyplinarny NSA wszczął wobec Tomasza Szmydta postępowanie dyscyplinarne. Chodzi o sprzeniewierzenie się ślubowaniu w zakresie wiernego służenia Rzeczypospolitej Polskiej - poinformowała Polska Agencja Prasowa.
- Białoruś przeprowadzi "niespodziewaną inspekcję, zsynchronizowaną z Federacją Rosyjską, z wykorzystaniem nośników taktycznej broni nuklearnej" -poinformowała Rada Bezpieczeństwa tego kraju. Wcześniej rozkaz przeprowadzenia inspekcji sił wydał Władimir Putin.
- Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski rozmawiał z prezydentem Andrzejem Dudą. Prezydenci obu krajów wydali krótkie oświadczenia. "Jesteśmy zjednoczeni w imię sprawiedliwego pokoju!" - napisał Andrzej Duda.
- Francja nie wysłała wojsk na Ukrainę; takie doniesienia to efekt niesłabnącej kampanii dezinformacyjnej, która ma osłabić wsparcie Paryża dla Kijowa - ogłosiło w poniedziałek MSZ Francji. Wcześniej w mediach pojawiały się informacje o wysłaniu na Ukrainę ok. setki żołnierzy francuskiej Legii Cudzoziemskiej.
W Rosji na ułaskawienie mogą liczyć nawet ci więźniowie zwerbowani na wojnę z Ukrainą, którzy zostali wcześniej skazani za pedofilię; jedna z takich osób otrzymała ostatnio medal za udział w inwazji - poinformował we wtorek ukraiński rządowy portal wojskowy Centrum Narodowego Sprzeciwu.
Ilia Biełostocki był znany w Rosji jako reżyser telewizyjnej audycji dla dzieci "Jerałasz". W 2018 roku mężczyzna dopuścił się molestowania 13-letniego chłopca, za co został skazany na 14 lat więzienia. Później, w postępowaniu apelacyjnym, złagodzono mu wyrok do 6,5 roku pozbawienia wolności. Jesienią 2023 roku Biełostocki podpisał kontrakt z rosyjskim resortem obrony i wziął udział w inwazji na Ukrainę. Niedawno otrzymał natomiast medal, dzięki czemu będzie mógł wymazać z kartoteki swoją kryminalną przeszłość - przekazał serwis.
Ukraińska agencja UNIAN dodała, że Biełostocki, który służy jako medyk w rosyjskim oddziale szturmowym, został odznaczony za ratowanie żołnierzy na froncie.
Olga Romanowa, rosyjska dziennikarka i obrończyni praw człowieka, powiadomiła na początku marca w rozmowie z niezależnymi mediami z Rosji, że około 50 tys. więźniów z zakładów karnych, zwerbowanych w tym kraju na wojnę z Ukrainą, zostało ułaskawionych po kilku miesiącach udziału w inwazji i wyszło na wolność.
Opozycjonistka zaalarmowała wówczas, że nawet połowa skazańców, którym darowano wyroki po powrocie z frontu, popełnia kolejne przestępstwa i szybko wraca do zakładów karnych.
Informacje o wysyłaniu na wojnę rosyjskich więźniów pojawiały się od 2022 roku, niemal od początku inwazji Kremla na Ukrainę.
W ciągu ostatnich miesięcy z całej Rosji docierają liczne doniesienia o zbrodniach, w tym morderstwach, których dopuszczają się żołnierze powracający z wojny na Ukrainie. Szczególnie brutalne przestępstwa popełniają byli najemnicy Grupy Wagnera, zwerbowani w więzieniach. Media niezależne informowały w grudniu, że w ciągu 2023 roku wszczęto w Rosji prawie 200 spraw karnych wobec byłych skazańców ułaskawionych za wyjazd na front.
Gdyby Polska pomogła Ukrainie ochronić przynajmniej część przestrzeni powietrznej na zachodzie kraju, zwiększyłoby to naszą skuteczność w odpieraniu rosyjskich ataków; moglibyśmy dzięki temu przenieść nasze zasoby w bardziej potrzebne miejsca - ocenił we wtorek rzecznik ukraińskich sił powietrznych Illa Jewłasz.
"Pierwsze myśli na ten temat (udziału Polski w ochronie przestrzeni powietrznej Ukrainy - PAP) pojawiły się po tym, gdy rosyjski pocisk rakietowy wleciał w polską przestrzeń powietrzną (w listopadzie 2022 roku, kiedy zginęło dwóch mieszkańców wsi Przewodów w powiecie hrubieszowskim - PAP). Wtedy rozpoczęły się rozmowy o tym, że Polska mogłaby +zamknąć+ przynajmniej część (nieba) na zachodzie Ukrainy. Pozwoliłoby to nam przenieść nasze wyrzutnie rakietowe oraz pociski, które tak czy owak mają deficytowy charakter i wymagają stałego uzupełniania (zasobów), (w pobliże) innych obiektów" - oznajmił Jewłasz w rozmowie z portalem NV.
Według rzecznika ukraińskich sił powietrznych, wsparcie Polski nie rozwiązałoby wszystkich problemów Ukrainy, np. nie pomogłoby w powstrzymywaniu rosyjskich ataków przy pomocy pocisków hipersonicznych Kindżał. "Moglibyśmy jednak (wówczas) skutecznie radzić sobie z większością rakiet manewrujących, kierowanych i dronów" - argumentował przedstawiciel ukraińskiej armii.
"Ale to jest zagadnienie dla naszego korpusu dyplomatycznego. Decyzja (w tej sprawie) zapada na najwyższym szczeblu. My odpowiadamy za to, co nam dano, a naszym zadaniem jest ochrona przestrzeni powietrznej i zapewnienie wsparcia komponentowi naziemnemu (sił zbrojnych) w oparciu o dostępne środki" - przyznał Jewłasz.
Rozmówca NV ocenił, że wzmocnienie sił obrony powietrznej to priorytetowy cel Kijowa, ponieważ kluczowym zadaniem władz państwa jest skuteczniejsza ochrona obiektów infrastruktury krytycznej, głównie elektrowni i ważnych zakładów produkcyjnych.
"Mamy na Ukrainie mnóstwo istotnych obiektów i duże terytorium, którego nie mogą ochronić same wyrzutnie naziemne. Żaden duży kraj na świecie nie może sobie pozwolić na zabezpieczenie całej przestrzeni powietrznej wyłącznie wyrzutniami naziemnymi. Dlatego często używa się innych komponentów - samolotów (...) i sił morskich. Widzieliśmy dobrą robotę, gdy Iran zaatakował Izrael (w kwietniu br.). Widzieliśmy wiele nagrań ukazujących, jak (izraelska armia), wykorzystując w szczególności nasze doświadczenie w walce z (irańskimi dronami kamikadze) Shahed, mogła sobie z (tymi bezzałogowcami) łatwo poradzić" - zauważył rzecznik.
Jak podkreślają władze w Kijowie, celem rosyjskich ataków rakietowych i nalotów dronów stało się w ostatnich miesiącach nie tylko maksymalne ograniczenie potencjału gospodarczego Ukrainy, w tym energetycznego, ale też wyczerpanie środków obrony powietrznej tego państwa. Przedstawiciele rządu, m.in. szef MSZ Dmytro Kułeba, od dawna zabiegają w krajach Zachodu o dodatkowe dostawy wyrzutni rakietowych, przede wszystkim systemów Patriot.
Ukraina i Rosja oskarżyły się nawzajem o użycie zakazanej przez prawo międzynarodowe broni chemicznej na froncie w Ukrainie, lecz te zarzuty nie zostały w wystarczający sposób uzasadnione - poinformowała we wtorek Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) z siedzibą w Hadze w Holandii.
Ani Kijów, ani Moskwa nie zwróciły się formalnie do OPCW o zbadanie przypadków zastosowania broni chemicznej. Niemniej we wtorkowym komunikacie organizacji podkreślono, że sytuacja dotycząca wykorzystania zakazanych środków walki na Ukrainie "pozostaje niestabilna i wyjątkowo niepokojąca w związku z możliwym ponownym użyciem toksycznych chemikaliów jako broni".
Departament Stanu USA oskarżył 1 maja Rosję o pogwałcenie zakazu stosowania broni chemicznej poprzez użycie przeciwko ukraińskim żołnierzom środka duszącego - chloropikryny. Nie był to odosobniony przypadek - przypomniano.
Zastosowanie chloropikryny było "prawdopodobnie spowodowane chęcią (...) wyparcia sił ukraińskich z ufortyfikowanych pozycji i osiągnięcia taktycznych korzyści na polu bitwy" - oznajmił amerykański resort dyplomacji.
Chloropikryna znajduje się w spisie środków zakazanych przez OPCW - organizację utworzoną w celu monitorowania przestrzegania Konwencji o zakazie broni chemicznej, która została przyjęta w 1993 roku i weszła w życie w roku 1997. Stronami tego porozumienia są zarówno Ukraina, jak i Rosja.
Strona ukraińska twierdzi, że wojska rosyjskie coraz częściej używają na Ukrainie nielegalnych środków służących do tłumienia zamieszek. Podczas demonstracji cywile mogą uciec przed gazem, jednak tkwiący w okopach i pozbawieni masek przeciwgazowych żołnierze mogą albo uciekać pod ostrzałem wroga, albo ryzykować uduszenie.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) zatrzymała pięć osób, które działając na rzecz Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Rosji planowały zamach na prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Wśród aresztowanych jest dwóch pułkowników UDO, ukraińskiej służby ochrony najwyższych urzędników. Wyższy urzędnik z kręgu Zełenskiego w rozmowie z Politico przyznał, że "Rosji po raz pierwszy udało się zrekrutować tak wysokiej rangi krety w ukraińskich służbach bezpieczeństwa".
Prócz Zełenskiego zatrzymani planowali zamachy na szefa SBU generała Wasyla Maluka, szefa wywiadu wojskowego generała Kyryło Budanowa i innych wysokich rangą oficjeli.
W Rosji na ułaskawienie mogą liczyć nawet ci więźniowie zwerbowani na wojnę z Ukrainą, którzy zostali wcześniej skazani za pedofilię; jedna z takich osób otrzymała ostatnio medal za udział w inwazji - poinformował we wtorek ukraiński rządowy portal wojskowy Centrum Narodowego Sprzeciwu.
Ilia Biełostocki był znany w Rosji jako reżyser telewizyjnej audycji dla dzieci "Jerałasz". W 2018 roku mężczyzna dopuścił się molestowania 13-letniego chłopca, za co został skazany na 14 lat więzienia. Później, w postępowaniu apelacyjnym, złagodzono mu wyrok do 6,5 roku pozbawienia wolności. Jesienią 2023 roku Biełostocki podpisał kontrakt z rosyjskim resortem obrony i wziął udział w inwazji na Ukrainę. Niedawno otrzymał natomiast medal, dzięki czemu będzie mógł wymazać z kartoteki swoją kryminalną przeszłość - przekazał serwis.
Ukraińska agencja UNIAN dodała, że Biełostocki, który służy jako medyk w rosyjskim oddziale szturmowym, został odznaczony za ratowanie żołnierzy na froncie.
Olga Romanowa, rosyjska dziennikarka i obrończyni praw człowieka, powiadomiła na początku marca w rozmowie z niezależnymi mediami z Rosji, że około 50 tys. więźniów z zakładów karnych, zwerbowanych w tym kraju na wojnę z Ukrainą, zostało ułaskawionych po kilku miesiącach udziału w inwazji i wyszło na wolność.
Opozycjonistka zaalarmowała wówczas, że nawet połowa skazańców, którym darowano wyroki po powrocie z frontu, popełnia kolejne przestępstwa i szybko wraca do zakładów karnych.
Informacje o wysyłaniu na wojnę rosyjskich więźniów pojawiały się od 2022 roku, niemal od początku inwazji Kremla na Ukrainę.
W ciągu ostatnich miesięcy z całej Rosji docierają liczne doniesienia o zbrodniach, w tym morderstwach, których dopuszczają się żołnierze powracający z wojny na Ukrainie. Szczególnie brutalne przestępstwa popełniają byli najemnicy Grupy Wagnera, zwerbowani w więzieniach. Media niezależne informowały w grudniu, że w ciągu 2023 roku wszczęto w Rosji prawie 200 spraw karnych wobec byłych skazańców ułaskawionych za wyjazd na front.
MSZ w Berlinie tymczasowo wezwało na konsultacje swego ambasadora w Rosji. To ostrzeżenie pod adresem Moskwy – pisze "Spiegel".
Białoruskie władze wojskowe ogłosiły we wtorek niespodziewaną inspekcję środków przenoszenia taktycznej broni jądrowej, w tym wyrzutni Iskander i samolotów Su-25. Są one przystosowane do przenoszenia rosyjskiej taktycznej broni jądrowej. "Ma to wymiar propagandowy, bo Mińsk nie ma żadnej kontroli nad rosyjską bronią jądrową na swoim terytorium" - mówi PAP Kamil Kłysiński, ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Rosyjskie ministerstwo obrony ogłosiło w poniedziałek, że w odpowiedzi na prowokacyjne oświadczenia i groźby przedstawicieli państw zachodnich pod adresem Rosji w najbliższym czasie przeprowadzi ćwiczenia, których scenariusz zakłada użycie broni jądrowej o charakterze innym niż strategiczny.
Według oświadczenia szefa białoruskiej Rady Bezpieczeństwa Alaksandra Wolfowicza, cytowanego przez media państwowe, inspekcja odbywa się w związku z rosyjskimi ćwiczeniami i jest z nimi zsynchronizowana. Rosjanie nie ogłaszali daty manewrów.
Minister obrony Białorusi Wiktor Chrenin oświadczył we wtorek, że "niespodziewana inspekcja środków do przenoszenia niestrategicznej broni jądrowej odbywa się zgodnie z rozporządzeniem Alaksandra Łukaszenki".
"W stan gotowości do wypełnienia zadań został postawiony dywizjon zestawu operacyjno-taktycznego Iskander i eskadra samolotów Su-25" – oświadczył Chrenin.
Dodał, że w trakcie inspekcji "sprawdzony zostanie cały kompleks działań, planowanie, przygotowanie i zastosowanie taktycznej broni jądrowej".
Po rozpoczęciu agresji na Ukrainę, do której wykorzystane zostało terytorium Białorusi, Rosja poinformowała o zamiarze rozmieszczenia na terytorium swojego sojusznika taktycznej broni jądrowej. W grudniu ub. roku Alaksandr Łukaszenka utrzymywał, że rozmieszczenie rosyjskiej taktycznej broni jądrowej na Białorusi zostało zakończone, jednak wśród zachodnich ekspertów nie ma jednoznacznej oceny tej kwestii.
Kamil Kłysiński z Ośrodka Studiów Wschodnich wskazuje w rozmowie z PAP na zapis w nowej doktrynie wojskowej Białorusi o taktycznej broni jądrowej. "Rozmieszczenie na swoim terytorium rosyjskiej broni jądrowej Białoruś traktuje jako ważny element prewencyjnego powstrzymywania potencjalnych przeciwników od rozpoczęcia agresji zbrojnej" – czytamy w dokumencie. "To nie potwierdza jednoznacznie rozmieszczenia, ale mogli to zrobić" – ocenia Kłysiński.
Wbrew oświadczeniom białoruskich władz wojskowych i samego Alaksandra Łukaszenki Mińsk nie kontroluje tej broni i wszelkie działania związane z nią zależą od decyzji Moskwy.
Według Kamila Kłysińskiego w ogłoszonej właśnie nagłej inspekcji "najwyraźniej chodzi o wymiar propagandowy i pokazanie, że Białoruś jest razem z Moskwą". "Mińsk nie ma przecież żadnej kontroli nad rosyjską taktyczną bronią jądrową na swoim terytorium" – powiedział Kłysiński.
"Jesteśmy w stanie wojny hybrydowej i to od 2014 roku" - powiedział PAP Grzegorz Cieślak z Collegium Civitas. "Polska od początku wybuchu wojny w Ukrainie była krajem okołokonfliktowym. To oznacza, że na naszym terenie będzie działa się pewna część tego konfliktu" - dodał.
Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński informował, że we wtorek w sali w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach, gdzie miało się odbyć wyjazdowe posiedzenie rządu, Służba Ochrony Państwa we współpracy z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego wykryła i zdemontowała urządzenia mogące służyć do podsłuchu. Rzeczniczka wojewody śląskiego Alicja Waliszewska poinformowała PAP, że to element starego systemu nagłośnieniowego.
"Bardzo dobrze, że służby były podejrzliwe i zadziałały w ten sposób" - powiedział PAP Grzegorz Cieślak z Centrum Badań nad Ryzykami Społecznymi i Gospodarczymi Collegium Civitas. Dodał, że "nawet jeśli finalnie okaże się, że to urządzenie nie było podsłuchem i niewiele ma wspólnego z aktywnością wywiadowczą na terenie Polski, służby muszą brać pod uwagę sytuację, że każde posiedzenie wyjazdowe rządu otwiera możliwość dostępu większej liczby osób, a zatem także większej podatności na potencjalne działania sabotażowe, dywersyjne i szpiegowskie".
"Bezsprzecznie jesteśmy w stanie wojny hybrydowej i to od 2014 roku" - powiedział PAP Grzegorz Cieślak. "Przeciwnikiem, agresorem jest Federacja Rosyjska, bo nie kraje Zachodu, ani nie Ukraina rozpoczęły ten konflikt" - dodał. "Trzeba być niezwykle naiwnym i krótkowzrocznym, żeby uznać, że Ukraina jest najdalej wysuniętym punktem konfliktu wywołanego przez Putina. On na potrzeby swojego elektoratu mówi o atakowaniu całego kontynentu europejskiego, całego Zachodu i Stanów Zjednoczonych" - stwierdził.
"Obserwujemy całą serię różnych zdarzeń, które wpisują się w mniej lub bardziej zgrabne definicje wojny hybrydowej. Widzimy pewną sinusoidę w aktywności działań. Po dużej aktywizacji przed wybuchem kinetycznego konfliktu w Ukrainie, mieliśmy spadek tej aktywności. Na nasze szczęście zadziałał chyba brak profesjonalizmu Rosjan. Większość elitarnych jednostek wywiadu wysłano na front. Część potencjalnych naszych wrogów zginęła. Większa aktywność wywiadu rosyjskiego to, w mojej opinii, próba odbudowy jego pozycji. To siłą rzeczy powoduje szerszą próbę wykorzystania tzw. aktywów wywiadowczych w Polsce. Chodzi o osoby, na które był materiał obciążający - zmuszający je do współpracy, często zdobyty długo przed wybuchem wojny i na zupełnie innym tle, a także osoby, które po prostu skusiły rosyjskie pieniądze. Część wykorzystywanych tzw. agentów to osoby związane ze środowiskami przestępczymi, wcześniej współpracujące z rosyjską przestępczością zorganizowaną, za którą stoi także wywiad" - mówił Cieślak.
"Polska od początku wybuchu konfliktu kinetycznego w Ukrainie była krajem – nazywam go - okołokonfliktowym. To oznacza, że jesteśmy krajem, w którym będzie działa się pewna część tego konfliktu. Nie bez znaczenia jest bezustanna próba realizacji przez Rosję doktryny wojennej Walerija Gierasimowa. Zakłada ona, że 700 km od epicentrum konfliktu (w tym przypadku jest to Kijów) należy prowadzić działania dywersyjne i sabotażowe, żeby uniemożliwić albo chociaż utrudnić kontrofensywę przeciwnika i próbę wpływania na przebieg konfliktu z krajów ościennych. Jeśli przyłożymy cyrkiel do mapy i zakreślimy łuk, to linia będzie przebiegać gdzieś pod Otwockiem" - powiedział PAP ekspert. "W wojnach hybrydowych każde narzędzie, które osłabia przeciwnika albo przynajmniej go angażuje, a tym samym uniemożliwia mu aktywną działalność, jest mile widziane" - dodał.
Premier Donald Tusk zwołał na środę posiedzenie Kolegium do Spraw Służb Specjalnych. Tematem domniemane wpływy rosyjskie i białoruskie w polskim aparacie władzy w poprzednich latach - zapowiedział we wtorek premier szef rządu na platformie X.
"Zwołałem na jutro posiedzenie Kolegium do Spraw Służb Specjalnych. Tematem domniemane wpływy rosyjskie i białoruskie w polskim aparacie władzy w poprzednich latach" - zapowiedział we wtorek na X premier. Dzień wcześniej w mediach pojawiła się informacja, że jeden z polskich sędziów z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, Tomasz Szmydt, wyjechał na Białoruś, gdzie poprosił lokalne władze o "opiekę i ochronę".
Czynności sprawdzające w związku z informacją o złożeniu przez sędziego wniosku o azyl polityczny na Białorusi z urzędu prowadzi też mazowiecki pion ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej. Dotychczas, pracując w warszawskim sądzie Szmydt orzekał m.in. w sprawach dotyczących poświadczeń bezpieczeństwa w zakresie informacji niejawnych, w tym o klauzuli "tajne", "NATO SECRET", "ESA SECRET", "SECRET UE/EU SECRET", pracował także w Ministerstwie Sprawiedliwości i biurze KRS.
Wcześniej we wtorek Tusk podczas wypowiedzi w Katowicach podkreślał, że "musimy mieć świadomość, że służby białoruskie pracowały z osobą, która miała dostęp do szefa MS i do niejawnych dokumentów". Dodał, że "fakt, że relacje sędziego Szmydta z Białorusinami mają długą historię i to nie jest kwestia ostatnich miesięcy, musi budzić nasz najwyższy niepokój".
Około 50 pocisków balistycznych produkcji północnokoreańskiej użyły przeciwko Ukrainie rosyjskie wojska w okresie od końca grudnia 2023 roku do końca lutego br.; połowa z tych rakiet eksplodowała w powietrzu i nie dotarła do celu - oznajmiła we wtorek prokuratura generalna w Kijowie.
Strona ukraińska przedstawiła te wnioski po przeanalizowaniu szczątków 21 pocisków pochodzących z Korei Północnej. Jak powiadomiło w rozmowie z agencją Reutera biuro prokuratura generalnego Andrija Kostina, około połowy rakiet przekazanych Moskwie przez Pjongjang, a następnie wykorzystanych podczas inwazji na Ukrainie utraciło zaprogramowany tor lotu i wybuchło przedwcześnie, co świadczy o wysokim współczynniku awaryjności tego uzbrojenia.
Szczątki trzech rakiet zostały odnalezione w okolicach Kijowa, a szczątki pozostałych 20 - w obwodach charkowskim, połtawskim, kirowohradzkim i donieckim. Na skutek ataków przy pomocy północnokoreańskich pocisków, przeprowadzanych z zachodniej części Rosji, zginęły 24 osoby, a 115 doznało obrażeń. Te uderzenia doprowadziły również do zniszczeń budynków mieszkalnych i obiektów przemysłowych - poinformowała prokuratura.
Władze w Kijowie nie powiadomiły, czy któraś rakieta została zestrzelona przez siły ukraińskiej obrony powietrznej. Pociski balistyczne są zazwyczaj trudne do przechwycenia ze względu na specyficzny tor lotu i dużą prędkość, z jaką się poruszają - zauważył Reuters.
Resort obrony Korei Południowej szacował pod koniec lutego, że od września 2023 roku, gdy doszło do spotkania dyktatorów Korei Północnej i Rosji, Kim Dzong Una i Władimira Putina, Północ wysłała do Rosji około 6,7 tys. kontenerów z amunicją, która jest wykorzystywana podczas wojny z Ukrainą. Ta liczba może przekładać się na około 3 mln pocisków artyleryjskich kalibru 152 mm lub 500 tys. pocisków kalibru 122 mm.
Północnokoreańskie uzbrojenie jest przestarzałe i bardzo nieprecyzyjne. Zainteresowanie Kremla tą bronią dowodzi, że Rosjanie jeszcze bardziej niż dotychczas stawiają na ilość, a nie na jakość - oceniała we wrześniu ubiegłego roku agencja Reutera.
Na początku stycznia br. Biały Dom powiadomił o transferze do Rosji północnokoreańskich rakiet balistycznych o zasięgu do 900 km. Waszyngton ujawnił wówczas, że rosyjska armia użyła ich co najmniej dwukrotnie, po raz pierwszy 30 grudnia.
Białoruś przeprowadzi "niespodziewaną inspekcję, zsynchronizowaną z Federacją Rosyjską, z wykorzystaniem nośników taktycznej broni nuklearnej" -poinformowała Rada Bezpieczeństwa tego kraju. Wcześniej rozkaz przeprowadzenia inspekcji sił wydał Władimir Putin.
Zamach, w którym zginąć miał prezydent Ukrainy oraz szef SBU Wasyl Maliuk i szef wywiadu obronnego Kyryło Budanow udaremniły ukraińskie służby wywiadowcze. W planach zamachowców była obserwacja wytypowanych osób i przeprowadzenie ataku rakietowego w odpowiedniej chwili w wyśledzonej lokalizacji. Uczestnicy tego spisku to trzej zaufani ochroniarze prezydenta.
Grupa 31 europosłów w liście do szefa dyplomacji UE Josepowi Borrellowi wezwała m.in. do zawieszenia statusu Gruzji jako kraju kandydującego i wstrzymania jej procesu akcesyjnego. Jako powód wskazano prace w gruzińskim parlamencie nad projektem tzw. ustawy o zagranicznych agentach, który zdaniem krytyków będzie służyć do uciszania opozycji.
W liście przekazanym we wtorek Borrellowi eurodeputowani domagają się również przeglądu pomocy makrofinansowej UE dla Gruzji oraz bezzwłocznego przeprowadzenia oceny postępów Gruzji we wdrażaniu dziewięciu kroków zaleconych temu krajowi przez Komisję Europejską w listopadzie ub.r. Chodzi o warunki, które Gruzja musi spełnić, aby móc kontynuować ścieżkę akcesyjną.
List eurodeputowanych to reakcja na procedowany w parlamencie Gruzji kontrowersyjny projekt ustawy o przejrzystości wpływów zagranicznych, zwanej też ustawą o zagranicznych agentach. Wzorowana na prawie obowiązującym już w Rosji, ustawa przewiduje, że osoby prawne i media otrzymujące ponad 20 proc. budżetu z zagranicy podlegałyby rejestracji i sprawozdawczości oraz trafiłyby do specjalnego rejestru agentów obcego wpływu. Powrót do zarzuconych rok temu prac nad ustawą wywołał ogromne demonstracje w Gruzji i naraził władze w Tbilisi na krytykę ze strony ONZ, Stany Zjednoczonych i UE.
Jak tłumaczą sygnatariusze listu, Gruzja przekroczyła pewną granicę, forsując prawo niezgodne z demokratycznymi standardami oraz próbując brutalnie tłumić pokojowe demonstracje.
"Jest to sprzeczne z dziewięcioma krokami, do których zobowiązał się gruziński rząd, gdy krajowi przyznano status kandydata do UE, i nie może być dłużej ignorowane przez Unię Europejską. Wzywamy do zajęcia zdecydowanego stanowiska i podjęcia (...) działań, które wysłałyby jasny sygnał do gruzińskich władz" - napisali europosłowie w oświadczeniu. Podkreślili, że w ostatnich latach wspierali Gruzinów i ich aspiracje do przystąpienia do UE i nadal chcą to robić, ale pod warunkiem, że Gruzja będzie przestrzegać zasad demokracji.
"Kryteria demokratyczne dla wszystkich krajów kandydujących do UE są takie same i muszą być przestrzegane" - napisali europarlamentarzyści.
"Uważamy zachowanie gruzińskich władz i partii rządzącej Gruzińskie Marzenie za sprzeczne z obowiązkami państwa kandydującego do UE. Dlatego domagamy się zawieszenia kandydatury Gruzji i niepodejmowania żadnych działań w ramach procesu akcesyjnego" - napisał we wtorek na X jeden z sygnatariuszy listu, litewski liberał Petras Ausztreviczius.
Pod listem podpisało się 31 członków Parlamentu Europejskiego, głównie z grupy Europejskiej Partii Ludowej, liberalnej Odnowić Europę, Zielonych i socjaldemokratycznej S&D. Wśród sygnatariuszy znaleźli się m.in. niemiecka europosłanka Zielonych Viola von Cramon-Taubadel, która jako pierwsza z eurodeputowanych publicznie wezwała do zawieszenia procesu akcesyjnego Gruzji, oraz europoseł Odnowić Europę, były premier Belgii Guy Verhofstadt.
Apel grupy europosłów skomentował we wtorek podczas briefingu rzecznik Komisji Europejskiej Peter Stano. Przypomniał, że ewentualną decyzję o zawieszeniu procesu akcesyjnego państwa kandydującego do UE muszą podjąć jednomyślnie państwa członkowskie, a Komisja może jedynie wydać w tej sprawie rekomendację.
Gruzja otrzymała status kandydata do UE w grudniu zeszłego roku; przystąpienie kraju do Unii popiera według sondaży ok. 80 proc. Gruzinów.
Julia Nawalna, wdowa po zmarłym w łagrze przywódcy rosyjskiej opozycji Aleksieju Nawalnym, zaapelowała o kontynuowanie walki przeciwko Władimirowi Putinowi, którego nazwała "morderczym tyranem".
- Naszym krajem obecnie kieruje kłamca, złodziej i morderca, ale to się skończy. Nie poddawajcie się, prawda zwycięży - oznajmiła Nawalna na nagraniu wideo opublikowanym w serwisie YouTube przed ceremonią zaprzysiężenia Putina na kolejną kadencję.
Na uroczystościach związanych z oficjalnym zaprzysiężeniem Władimira Putina na prezydenta Rosji, pojawił się również Ramzan Kadyrow. Zdaniem przywódcy Czeczenii Rosja jeszcze w tym miesiącu zajmie Odessę i Charków, po czym zmusi Zełenskiego do podpisania kapitulacji.
Statek towarowy ALEXIS płynący z Ukrainy do Turcji, osiadł na mieliźnie w cieśninie Bosfor. Statek zablokował ruch w obu kierunkach na jedynej trasie do Morza Czarnego do Morza Śródziemnego - podaje CNN Turk.
Straż graniczna Ukrainy zniszczyła 12 rosyjskich dronów, które miały uderzyć w infrastrukturę cywilną i krytyczną Zaporoża. Dwa kolejne, których nie udało się zastrzelić, wylądowały nie wyrządzając szkód.
W ostatnim czasie rząd Niemiec oskarżył Rosję o cyberataki na jedną z rządzących krajem partii i niemieckie firmy, a następnie odwołał swojego ambasadora w Moskwie na konsultacje, idąc o krok dalej niż do tej pory - pisze tygodnik "Der Spiegel" w tekście "Niemcy zaostrzają ton wobec Rosji".
Stan relacji niemiecko-rosyjskich jest zły - podkreśla gazeta. W związku z wywołaną przez Rosję wojną z Ukrainą wymiana dyplomatyczna między Moskwą a Berlinem została ograniczona do minimum, a po wzajemnych wydaleniach dyplomatów i ograniczeniu przez Moskwę dyplomatycznej obecności Niemiec w Rosji oba państwa musiały zamknąć konsulaty generalne.