Skandale korupcyjne
Najgłośniejsze afery korupcyjne ostatnich lat...
Ten skandal wstrząsnął Polską!
Po czterech latach zapadł wyrok w procesie znanego kardiochirurga Mirosława G. Oskarżony o przyjmowanie łapówek od pacjentów został uznany przez warszawski sąd za winnego. Otrzymał łączną karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i 72 tys. zł grzywny. Lekarz został natomiast uniewinniony od ponad 20 zarzutów mobbingowania podwładnych.
Sąd umorzył warunkowo procesy 20 oskarżonych z dr. G. jego pacjentów lub członków ich rodzin, którzy wręczali lekarzowi pieniądze. Sąd oddalił zarzuty mobbingowania podwładnych, którzy skarżyli się na wprowadzony przez dr. G. surowy reżim na oddziale. Dr G. został też uniewinniony od zarzutu molestowania seksualnego.
Sąd uznał, że dr G. przyjął pieniądze od pacjentów - łącznie ponad 17 690 zł - i wyrokiem sądu kwoty te muszą zostać zwrócone. Sąd wymierzył mu też karę 72 tys. zł grzywny. Jej część zostanie jednak odliczona z uwagi na to, że dr G. jako podejrzany w śledztwie spędził trzy miesiące w areszcie.
Oskarżony lekarz jako jedyny z podsądnych pojawił się w piątek w sali rozpraw. Przyjął wyrok bez emocji. Prokurator żądał dla niego kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 200 tys. złotych grzywny, przepadku pieniędzy z łapówek oraz obciążenia kosztami procesu. Sam Mirosław G. mówił przed sądem, ze nie poczuwa się do winy.
(js)
"Nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie"
Były ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA, 52-letni dziś dr Mirosław G., został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach - co pokazano potem w telewizji. - Okazało się, że pan doktor Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem. Zebrane w tej sprawie dowody mogą też świadczyć o tym, że mogło też dojść do zabójstwa - mówił ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński. A minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dodawał, że już "nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie", za co doktor G. pozwał go do sądu i proces wygrał.
Początkowo prokuratura postawiła Mirosławowi G. zarzut zabójstwa pacjenta. Lekarz miał polecić odłączenie pacjenta od urządzeń wspomagających, bo nie dostał łapówki. Oprócz tego dostał ponad 40 zarzutów korupcyjnych (kwota łapówek miała sięgać w sumie ok. 50 tys. zł) oraz mobbingu wobec personelu. G. trafił do aresztu. Po trzech miesiącach sąd zwolnił go z aresztu za 350 tys. zł kaucji, bo uznał, że nie ma "dużego prawdopodobieństwa", iż G. miał umyślnie zabić pacjenta. Prokuratura wycofała ten zarzut podobnie jak część zarzutów korupcyjnych. Z reszty się nie wycofała.
Ziobro: to jest gwóźdź do trumny Leppera
"Afera gruntowa" wybuchła w Polsce latem 2007 r. Doprowadziła do dymisji z rządu wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera; rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów.
Według informacji przekazywanych przez media sprawa miała rozpocząć się od rozpowiadanych przez dwóch biznesmenów informacji o tym, jakoby mogli oni odrolnić każdą działkę w Polsce. Centralne Biuro Antykorupcyjne mając na celu ujawnienie szczegółów sprawy rozpoczęło wobec nich prowokację. Podstawieni przez CBA agenci, podając się za szwajcarskich przedsiębiorców zaproponowali im łapówkę w zamian za pomoc w odrolnieniu działki w Muntowie.
CBA zakończyło operację specjalną wręczeniem Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. (nie zgadza się na podawanie swych danych) łapówki za odrolnienie w ministerstwie rolnictwa gruntów na Mazurach. Prasa pisała, że łapówka miała być przeznaczona dla szefa resortu i wicepremiera Andrzeja Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA). Finał akcji miał utrudnić przeciek. Prokuratura nie wyjaśniła, kto mógł być źródłem przecieku i jak do niego doszło. Podejrzenia objęły głównie ówczesnego szefa MSW Janusza Kaczmarka, który - według prokuratury - miał w przededniu finału akcji CBA spotykać się z Ryszardem Krauze w warszawskim hotelu Marriott tuż przed jego spotkaniem z posłem Samoobrony RP Lechem Woszczerowiczem. Ten zaś miał przekazać informację o prowokacji Andrzejowi Lepperowi. Dalej miała ona zostać przekazana Piotrowi Rybie przez Janusza Maksymiuka.
Andrzej Lepper zaprzeczył, jakoby miał zostać uprzedzony za pośrednictwem Lecha Woszczerowicza. Stwierdził za to, że o akcji CBA dowiedział się od Zbigniewa Ziobry podczas ich rozmowy w czerwcu 2007 r. Ziobro rozmowę nagrał na dyktafon i przedstawił w prokuraturze jako dowód, że nie uprzedzał Leppera.
Piotr Ryba i Andrzej K. oskarżeni o płatną protekcję, proces do dziś w toku
Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. prokurator przedstawił zarzuty płatnej protekcji. Obaj zostali tymczasowo aresztowani, a następnie zwolnieni za poręczeniem majątkowym. Piotr Ryba spędził w areszcie prawie 12 miesięcy. 10 września 2008 r. Andrzej K. przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, podczas, gdy Piotr Ryba absolutnie odrzucił zarzuty, twierdząc, że został w całą sprawę wciągnięty przez K. 18 sierpnia 2009 r. Sąd Rejonowy w Warszawie obu oskarżonych uznał za winnych. Rybę skazał na 2,5 roku pozbawienia wolności, a K. na 54 tys. zł grzywny.
6 października 2009 r. w związku z tą sprawą prokurator Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie postawił Szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu zarzuty m.in. przekroczenia uprawnień i popełnienia przestępstw przeciwko wiarygodności dokumentów. Akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany we wrześniu 2010 r. do sądu. Piotr Ryba i Andrzej Lepper otrzymali status osób pokrzywdzonych.
24 maja 2010 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyroki skazujące Piotra Rybę i Andrzeja K., kierując sprawę do ponownego rozpoznania przez sąd niższej instancji.
31 sierpnia 2010 r. prokurator Prokuratury Okręgowej w Warszawie przedstawił Andrzejowi Lepperowi zarzuty składania fałszywych zeznań w sprawie przecieku z afery gruntowej. W październiku 2010 r. akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany do Sądu Rejonowego w Koszalinie. Proces w tej sprawie nie mógł się rozpocząć ze względu na niestawiennictwo Andrzeja Leppera na rozprawach, w wyniku czego, w marcu 2011 r. sąd nakazał jego zatrzymanie i doprowadzenie siłą. Został on następnie umorzony ze względu na śmierć oskarżonego.
7 lutego 2012 r. media podały, iż zatrzymanie Janusza Kaczmarka w 2007 r. było legalne. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie z braku "ustawowych znamion czynu zabronionego" umorzyła śledztwo dotyczące rzekomego przekroczenia uprawnień przez prokuratorów oraz funkcjonariuszy CBA i ABW przy zatrzymaniu m.in. b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka
Minister sportu skazany na 3,5 roku więzienia za korupcję
Trzy i pół roku więzienia,10-letni zakaz sprawowania funkcji w administracji publicznej i obowiązek naprawienia szkody - taki wyrok za 4 z 5 zarzuconych przestępstw korupcyjnych usłyszał w kwietniu 2012 r. Tomasz Lipiec, b. minister sportu w rządzie PiS.
Wymiar kary sąd uzasadniał tym, że Lipiec był osobą na urzędzie państwowym ministra sportu - dlatego oprócz pozbawienia wolności nałożono na niego zakaz sprawowania funkcji publicznych w administracji.
Lipcowi prokuratura postawiła pięć zarzutów - m.in. taki, że jako minister uzależniał powołanie Tadeusza M. na wiceszefa Centralnego Ośrodka Sportu od korzyści majątkowej i przyjął od niego co najmniej 70 tys. zł oraz 30 tys. zł. Za ten czyn Lipiec został skazany na 2 lata więzienia, sąd orzekł też przepadek 100 tys. zł.
Lipiec, były minister sportu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, został pod zarzutem korupcji zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne 25 października 2007 r. Lipiec został ministrem w październiku 2005 r., a 9 lipca 2007 r. złożył dymisję, przyjętą przez premiera Jarosława Kaczyńskiego. Dymisja związana była z aferą korupcyjną w nadzorowanym przez niego Centralnym Ośrodku Sportu (a którego przed powołaniem na ministra - od 2003 r. - był dyrektorem). Centralne Biuro Antykorupcyjne - po wręczeniu kontrolowanej łapówki - zatrzymało dyrektora i wicedyrektora COS Krzysztofa S. i Tadeusza M. Obaj zatrzymani zostali aresztowani po zarzutem korupcji.
Odnosząc się do odwołania Lipca J. Kaczyński mówił wówczas, że "są poważne przesłanki", by sądzić, że Lipiec "mógł być zamieszany w działalność o charakterze przestępczym".
Sawicka do Kamińskiego: błagam, aby mnie pan nie linczował publicznie
W maju 2012 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok w głośnej sprawie byłej posłanki PO. Beata Sawicka została skazana za korupcję na trzy lata więzienia, pozbawienie praw publicznych na cztery lata i 40 tys. zł grzywny, a burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 20 tys. zł grzywny.
Prokurator żądał dla Sawickiej pięciu lat więzienia, a dla Wądołowskiego - 3,5 roku. W grudniu 2012 r. Hanna Grzeszczyk z Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu poinformowała, że prokuratura wniesie apelację w sprawie wyroku.
CBA zatrzymało Sawicką, ówczesną posłankę PO, w październiku 2007 r., gdy przyjmowała od udającego biznesmena agenta CBA 50 tys. zł. Zatrzymano też Wądołowskiego, któremu zarzucono, że za łapówkę obiecał dokonać zmian w planie zagospodarowania przestrzennego Helu. Szczegóły nagłośnił ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński tuż przed wyborami. Wywołało to wątpliwości PO i części mediów co do domniemanego politycznego tła operacji CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO).
Ona sama prosiła w emocjonalnym wystąpieniu szefa CBA, by jej "nie linczował publicznie". Twierdziła, że padła ofiarą prowokacji agenta Tomka. Uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia, podejmując wobec niej inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Kamiński temu zaprzeczał.
"Nikt nie jest mi w stanie zwrócić tego, co straciłam"
W styczniu 2011 r. Weronika Marczuk została oczyszczona z zarzutów płatnej protekcji. Celebrytka była oskarżona o korupcję przy prywatyzacji Wydawnictw Naukowo-Technicznych.
Weronika Marczuk, była żona Cezarego Pazury, gwiazda programu "You Can Dance" została zatrzymana 23 września 2009 r. przez Centralne Biuro Antykorupcyjne pod zarzutem korupcji. Podejrzana była o powoływanie się na wpływy oraz żądanie i wzięcie łapówki za pośredniczenie w korzystnym rozstrzygnięciu procesu prywatyzacyjnego Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Chodziło w sumie o 450 tys. zł, z których przyjąć miała pierwszą transzę w wysokości 100 tys. Groziło jej za to do ośmiu lat więzienia.
Celebrytka była rozpracowywana przez słynnego agenta Tomasza Kaczmarka. Od początku twierdziła, że jest niewinna, a przyjęte od agenta pieniądze nie były łapówką, ale należnym jej wynagrodzeniem za obsługę prawną w jej kancelarii.
- Umorzenie śledztwa nie jest dla mnie sukcesem, nikt nie jest mi w stanie zwrócić tego, co straciłam - tłumaczyła Weronika Marczuk na konferencji prasowej. - Obwiniam CBA, ówczesne biuro stosowało niedopuszczalne metody, naginali rzeczywistość, uknuli scenariusz przeciwko mnie - dodała.
"Na 90 procent, Rysiu, że załatwimy. Walczę"
"Afery hazardowa" wybuchła na początku października 2009 r. po publikacji "Rzeczpospolitej", która ujawniła materiały CBA. Wynikało z nich, że Zbigniew Chlebowski, który był wówczas szefem klubu parlamentarnego PO, i ówczesny minister sportu Mirosław Drzewiecki mieli podczas prac nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej działać na rzecz biznesmenów z branży hazardowej. Obaj temu zaprzeczali, ale stracili stanowiska.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie tzw. afery hazardowej w październiku 2009 r. po doniesieniu CBA. Śledztwo prowadzone było w czterech wątkach: - powoływania się przez funkcjonariuszy publicznych na wpływy w instytucjach państwowych i pośrednictwa w "blokowaniu" nowelizacji ustawy hazardowej w zamian za łapówkę; - wręczenia łapówki lub jej obiecywania w zamian za pośrednictwo w "blokowaniu" ustawy hazardowej; - ewentualnych nieprawidłowości w ramach procesu legislacyjnego w pracach nad tą ustawą; - przekroczenia uprawnień przez szefa gabinetu politycznego ministra sportu i turystyki, w związku z mailem wysłanym do podsekretarzu stanu w ministerstwie skarbu, w którym to rekomendowano jednego z kandydatów na członka zarządu Totalizatora Sportowego.
W kwietniu 2011 r. dwa pierwsze z tych wątków, zostały umorzone z powodu braku danych dostatecznie uzasadniających przestępstwo, dwa kolejne z powodu braku znamion przestępstwa.
"Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika"
10 lat temu, 27 grudnia 2002 r. wybuchła głośna "afera Rywina". Dotyczyła propozycji korupcyjnej, którą producent filmowy Lew Rywin złożył Adamowi Michnikowi, redaktorowi naczelnemu Gazety Wyborczej. Choć spotkanie odbyło się w lipcu 2002 roku, to sama afera wybuchła dopiero po publikacji w tejże gazecie artykułu Pawła Smoleńskiego "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika".
Za 17,5 miliona dolarów Rywin zaproponował Michnikowi załatwienie korzystnych dla spółki zmian w rządowym projekcie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Zmiany te miały umożliwić Agorze kupno telewizji "Polsat". Pieniądze z łapówki miały być przekazane na użytek SLD. Pozostałe warunki postawione przez Rywina to zaprzestanie przez "Wyborczą" krytyki premiera Leszka Millera i zatrudnienie Rywina w "Polsacie", po przejęciu stacji przez Agorę.
Afera została ujawniona w grudniu 2002 r. Upubliczniono również, jak się później okazało niepełny, stenogram rozmowy Adamem Michnika z Lwem Rywinem. Śledztwo w tej sprawie prowadziła warszawska Prokuratura Apelacyjna, która skierowała akt oskarżenia do sądu. Sąd skazał Lwa Rywina na dwa lata więzienia za pomoc w płatnej protekcji.
W listopadzie 2006 roku, po odbyciu ponad połowy kary, producent filmowy opuścił więzienie. Sprawę przez ponad rok badała także sejmowa komisja śledcza, powołana na wniosek PiS. W 2004 roku w raporcie końcowym komisja uznała, że za korupcyjną propozycją Rywina stała "grupa trzymająca władzę". Zaliczono do niej Leszka Millera, Aleksandrę Jakubowską, Lecha Nikolskiego, Roberta Kwiatkowskiego i Włodzimierza Czarzastego.
(js)