"Są konflikty tragiczne, za które płaci się samobójstwem"
1 lipca 1942 roku koło godziny dziewiątej rano z tarasu pięciopiętrowej kamienicy w Nowym Jorku przy Riverside Drive 3 wyskoczył gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski – legendarny adiutant i przyjaciel Piłsudskiego, najbarwniejsza postać dwudziestolecia międzywojennego, najsławniejszy ułan II Rzeczypospolitej.
Na 2 lipca 1942 roku gen. Wieniawa-Długoszowski miał już wykupione bilety do Hawany na Kubie, gdzie zostać miał ambasadorem. Jeszcze piętnaście minut przed tragicznym skokiem Wieniawa odebrał telefon od polskiego konsula w Nowym Jorku, który informował go o przydzielonym dla niego samochodzie w hawańskiej placówce. Za samobójczą decyzją Wieniawy-Długoszowskiego miał stać konflikt z gen. Sikorskim oraz rządem londyńskim. Karol Popiel, minister w rządzie Sikorskiego, zapisał wówczas: "Obrzydzili życie, zaszczuli i zniszczyli prostolinijnego człowieka i żołnierza". Zaś profesor Wacław Jędrzejewicz, kolega Wieniawy z Legionów, powiedział: "Moim zdaniem jego zabił rząd londyński. Tu nie ma wątpliwości. Ciągle prosił Sikorskiego i prezydenta Raczkiewicza o przydział do wojska (...) Nie mógł tego znieść. Chciał służyć ojczyźnie".
Bolesław Wieniawa-Długoszowski był niezwykle barwną postacią. Z wykształcenia lekarz medycyny, malował, pisał poezję, znał sześć języków i dopiero gdy poznał Piłsudskiego – złapał bakcyla wojaczki – w sierpniu 1914 roku przybył do Krakowa i trafił do jego 1. Kompanii Kadrowej.
Nazywany był najbardziej honorowym człowiekiem w armii, a przez autora jego biografii, Mariusza Urbanka, "najlepszym poetą pośród generałów i najdzielniejszym żołnierzem wśród poetów". Był ulubieńcem Warszawy, stale bywał w stołecznych kawiarniach i kabaretach, przyznawał się do miłości do trzech "k" – kobiet, koniaku i koni.
Wieść o śmierci legendarnego ułana szybko rozeszła się wśród polskiej emigracji. Starano się ukryć fakt samobójstwa. Rozsiewano plotki o jego pijaństwie, niepoczytalności i zawrotach głowy. Ambasador polski w Stanach Zjednoczonych Jan Ciechanowski przekazał dziennikarzom informację jakoby do wypadku generała doprowadziły zawroty głowy, na które ten miał cierpieć. Jednak pozostawione przez Wieniawę ostatnie listy przeczyły tym plotkom. W kieszeni piżamy, w której znaleziono go martwego, była złożona na pół kartka: "Myśli plączą mi się w głowie i łamią jak zapałki lub słoma. Nie mogę spamiętać najprostszych nazw miejscowości, nazwisk ludzi oraz prostych wypadków z mego życia. Nie czuję się w tych warunkach na siłach reprezentować Rząd, gdyż miast pożytku, mógłbym szkodzić sprawie. Zdaję sobie sprawę, że popełniam zbrodnię wobec żony i córki, zostawiając je na pastwę losu i obojętnych ludzi. Proszę Boga o opiekę nad nimi. Boże, zbaw Polskę. B.".
Wzajemna niechęć Sikorskiego i Wieniawy opierała się nie tylko na różnicach w zapatrywaniach politycznych, ale też na osobistych animozjach, a jej źródeł można szukać już w czasach Legionów, kiedy to Długoszowski pisał piosenki ośmieszające ówczesnego pułkownika Sikorskiego, wypominając mu jego tchórzostwo i brak kompetencji. Sikorski nie darzył też sympatią zwolenników Piłsudskiego, który to po przewrocie majowym odsunął go od pełnienia ważnych stanowisk. Po klęsce wojsk polskich w 1939 roku pojawiła się szansa odsunięcia sanacji od władzy i Sikorski szansy tej nie zamierzał zmarnować. Kiedy pod koniec września 1939 roku prezydent Mościcki, internowany w Rumunii, ogłosił oficjalnie iż następcą na stanowisku prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej będzie gen. Wieniawa-Długoszowski, Sikorski wraz ze swoimi współpracownikami zaczął rozpuszczać nieprzychylne Wieniawie plotki oraz spowodował niezgodę Francji na Wieniawę jako następcę Mościckiego. Wieniawa-Długoszowski, pełniąc oficjalnie funkcję prezydenta przez
dwa dni, sam dobrowolnie zrezygnował, a dzięki jego pojednawczej decyzji na prezydenta wybrano Władysława Raczkiewicza.
Wieniawa-Długoszowski po wybuchu wojny marzył o powrocie do wojska. Od 1938 roku z powodzeniem pełnił rolę ambasadora polski w Rzymie, w czerwcu 1940 z funkcji tej został zwolniony. Próbował przedostać się do Londynu, prawo wjazdu mieli jednak dostawać tylko obywatele imiennie wezwani przez przebywający tam polski rząd. Wieniawa, nie mogąc się doprosić takiego wezwania, z dużym trudem załatwił sobie oraz żonie i córce wizę tranzytową do Stanów Zjednoczonych.
Wieniawa w listach wysyłanych sporadycznie z Nowego Jorku do gen. Sikorskiego jako do Naczelnego Wodza cały czas deklarował chęć walki i służby Polsce. Sikorski dwukrotnie obiecywał mu przydzielenie skromnej posady wojskowej, ale obietnic swoich nigdy nie dotrzymywał. Wieniawę powoli niszczyła bezczynność, gdy Polska ginęła w objęciach dwóch okupantów, on – urodzony do wojaczki żołnierz – nie mógł ruszyć ojczyźnie z pomocą. Marzył o śmierci na polu bitwy.
W niewysłanym liście do jednego z przyjaciół pisał w 1941 roku: "Osobiście za największą krzywdę uważam, że mimo wszystkich starań z mej strony, a nawet pisemnej obietnicy gen. Sikorskiego nie pozwolono mi w tych ciężkich czasach być żołnierzem (...) Zabija mnie jakaś psychiczna choroba wynikła z wszystkich przejść i poczucia, że na terenie tutejszym pracy dla siebie znaleźć nie mogę i nie potrafię. (...) Bliski jestem obłąkania. Dlatego muszę umrzeć. Z rozpaczą myślę o moich sierotach, Broni i Zuzi [żona i córka – przyp. MT], wobec których najcięższą popełniam zbrodnię, lecz odejść muszę, bo zabijam ich mym stanem straszliwym, zatruwam jak trucizną powolną, a śmiertelną".
Żona Wieniawy, dostrzegając pogarszający się jego stan zdrowia oraz psychiczne załamanie wieściami napływającymi z Polski, schowała przed nim rewolwer. W marcu 1942 roku gen. Sikorski, wizytując Waszyngton, spotkał się z Wieniawą, oferując mu posadę ambasadora tytularnego na Kubie. Wieniawa czuł, że wyjazd do Hawany jeszcze bardziej odsuwa go od żołnierki i sprawy polskiej. Zrozumiał, że to nie tylko wygnanie, ale też perfidna gra Sikorskiego, który chciał udowodnić skonfliktowanemu z nim środowisku sanacyjnemu, iż udało mu się pozyskać do współpracy ich najważniejszego kompana. Dla Wieniawy był to wybór tragiczny – musiał wybierać między honorem żołnierza a lojalnością wobec dawnych przyjaciół.
Najcelniej zaś całą sytuację podsumował Antoni Słonimski: "Wieniawa nade wszystko był człowiekiem honoru. I o tym należy pamiętać, rozważając tamte czasy i los Wieniawy. Honor i wierność miały go bowiem doprowadzić do konfliktu o conradowskim tragizmie (...). Musiał zmienić poglądy i zerwać ze swoim środowiskiem, aby pozostając wierny honorowi żołnierza – oddać się pod rozkazy przeciwnikowi Marszałka – generałowi Sikorskiemu (...). Są konflikty tragiczne, za które płaci się samobójstwem".
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski
Źródła:
Mariusz Urbanek „Szwoleżer na pegazie”, Wrocław 1991
Tadeusz Wittlin „Szabla i koń. Gawęda o Wieniawie”, Warszawa 2003
Jacek M. Majchrowski „Ulubieniec Cezara. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Zarys biografii”, Wrocław 1990
Romuald Romański „Generał Bolesław Wieniawa Długoszowski”, Warszawa 2011
Sławomir Koper „Polskie piekiełko. Obrazy z życia elit emigracyjnych 1939-1945”, Warszawa 2012.