Rząd bierze nagrody...
Miało być oszczędne państwo! I co? Ledwie
minęło 100 dni gabinetu Kazimierza Marcinkiewicza, a rządowi
dygnitarze już wyciągają ręce po dodatkową kasę - pisze "Fakt".
10.02.2006 | aktual.: 10.02.2006 06:15
Zgarnęli właśnie nagrody na łączną kwotę 168 tys. zł. Na razie "premie" otrzymali tylko wyżsi urzędnicy, w tym wiceministrowie. I to tacy, którzy zasłużyli na nagany, a nie nagrody - uważa dziennik.
2,5 tys. zł za "dobrą robotę" zainkasował nie kto inny, jak zastępca szefa MSWiA Arkadiusz Czartoryski. Zapamiętali go dobrze wszyscy Polacy, bo gdy w Katowicach trwała walka o życie dziesiątek ofiar konających w zawalonej hali, on kręcił oberki na balu przebrany w kurpiowskie stroje. Kiedy na Śląsku ratownicy zmagali się ze zmęczeniem i mrozem, Czartoryski popisywał się znajomością ludowych przyśpiewek. A gdy cała sprawa wyszła na jaw, wiceminister twierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia
Wśród nagrodzonych znalazł się także wiceminister kultury Jarosław Sellin. Zgarnął "zaledwie" 1,5 tys. zł. Czyżby został tak słabo doceniony za kuriozalny pomysł, by płacić abonament za beznadziejną TVP wraz z rozliczeniem podatkowym? - stawia pytanie "Fakt".
Łącznie aż 75 rządowych oficjeli zgarnęło średnio po 2,2 tys. zł na łebka! Co na to rzecznik Rady Ministrów? Twierdzi, że nic się nie stało. To zwykłe kwartalne nagrody za dobrą pracę - mówi rozbrajającym tonem Konrad Ciesiołkiewicz. (PAP)