Rosyjski przemysł lotniczy w zapaści. Tu "tryb wojenny" nie zadziałał
Rosyjski przemysł lotniczy dostarcza śladowe ilości samolotów bojowych. Choć produkcja nadal minimalnie przewyższa straty, to nie zaspokaja realnych potrzeb wojska. Problemem jest jednak nie tylko ilość, lecz struktura produkcji — Rosjanie budują nie te samoloty, których rzeczywiście potrzebuje front.
W ciągu pierwszych czterech miesięcy 2025 roku rosyjski przemysł lotniczy dostarczył armii sześć nowych samolotów bojowych: cztery myśliwce Su-30SM2 i dwa bombowce Su-34. Straty w tym samym okresie - według danych ukraińskiego Sztabu Generalnego, potwierdzonych przez analityków Oryx i zdjęcia satelitarne - wyniosły pięć maszyn. Teoretycznie oznacza to, że produkcja nadąża za frontem. W praktyce nie zaspokaja potrzeb dynamicznie kurczącej się floty.
W zestawieniu z czasami sprzed inwazji na Ukrainę spadek jest drastyczny. W 2021 roku rosyjskie zakłady dostarczały armii ponad 20 maszyn rocznie. Dziś – mimo oficjalnie ogłoszonego "trybu wojennego" – ich możliwości są mniejsze niż wcześniej. Kluczową przyczyną są sankcje technologiczne, ograniczenia eksportowe, a także odpływ wykwalifikowanych kadr oraz chaos organizacyjny w sektorze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Atak na fabrykę armii Putina. Nagrania z Briańska
Nie to, co potrzebne
Rosyjska armia cierpi przede wszystkim na braki w samolotach bezpośredniego wsparcia i bombowcach frontowych — Su-25 i Su-34. Tymczasem przemysł koncentruje się na produkcji względnie łatwiejszych do złożenia maszyn Su-30SM2. Brakuje najnowszych wersji myśliwców Su-35S, MiG-31BM i niemal całkowicie zaprzestano montażu Su-57.
Zakaz zbliżania się rosyjskiego lotnictwa do linii frontu wynika więc z braku sprzętu zdolnego uniknąć nowoczesnych środków obrony przeciwlotniczej. Większość zadań realizowana jest z głębi terytorium – za pomocą bomb szybujących i pocisków manewrujących.
Konsolidacja – czytaj: centralizacja i chaos
W 2022 roku rosyjski rząd połączył główne spółki sektora lotniczego w jeden holding operacyjny w ramach Zjednoczonej Korporacji Lotniczej (OAK). Miało to ograniczyć koszty i ułatwić koordynację, ale w praktyce przyniosło efekt odwrotny – chaos organizacyjny, odpływ specjalistów i rywalizację o zasoby pomiędzy regionalnymi zakładami.
Dyrektor generalny Rostechu, Siergiej Czemiezow, mówił wówczas, że OAK będzie bezpośrednio zarządzać biurami produkcyjnymi i projektowymi, które będą wdrażać programy lotnicze i rozwijać zaawansowane technologie. Miało to usprawnić współpracę biur projektowych i wymianę doświadczeń w ramach rozwijanych nowoczesnych projektów.
Jak pisze "Forbes Russia", konsolidacja nie przyniosła żadnej synergii, a jedynie chaos w zarządzaniu, rotacje kadry i centralizację decyzji w Moskwie. Według raportu brytyjskiego think tanku RUSI z lutego 2025 r. "rosyjska konsolidacja sektora lotniczego była próbą biurokratycznego ratunku dla systemu, który de facto przestał działać jako zintegrowana całość".
Stało się tak, ponieważ wbrew oczekiwaniom, poszczególne zakłady zaczęły działać w oderwaniu od siebie. Na przykład Nowosybirsk walczył o własne kontrakty i podebrał poddostawców Irkuckowi, a Komsomolsk nie ma już dostępu do zachodnich obrabiarek CNC. Z kolei chińskie odpowiedniki nie są odpowiedniej jakości.
OAK jest więc dziś konglomeratem z centralnie zarządzanymi biurami, ale bez realnej efektywności.
Technologiczna zapaść i "wydmuszki" zamiast samolotów
Rosyjskie zakłady korzystają obecnie z resztek zgromadzonych komponentów sprzed 2022 roku. Z powodu sankcji, które nie w każdym przypadku udaje się Rosjanom obejść, brakuje nowoczesnej elektroniki, awioniki, systemów walki radioelektronicznej i nowej generacji radarów. Efektem są maszyny technicznie okrojone, odstające od standardów XXI wieku.
Su-30MKI, produkowany wcześniej dla Indii, był bardziej zaawansowany niż obecnie składane Su-30SM2 dla rosyjskiej armii. To nie tylko ironia, ale i symbol degradacji technologicznej przemysłu, który jeszcze dekadę temu pretendował do grona światowych liderów.
Braki w samolotach uderzeniowych
Najbardziej odczuwalne są niedobory Su-25 – samolotów wsparcia pola walki, których produkcja została zakończona osiem lat temu. Próby wznowienia produkcji w Gruzji są politycznie i technicznie niemożliwe. Z kolei inicjatywa Białorusi, że może ona rozpocząć produkcję Su-25 zakończyła się na poziomie deklaracji Aleksandra Łukaszenko. A przecież zapotrzebowanie na samolot szturmowy nie zmalało. Zwłaszcza że Rosjanie nadal nie potrafią poradzić sobie z zaprojektowaniem szturmowego bezzałogowca, który mógłby przejąć choćby część zadań Su-25.
Sytuację ratuje to, że przed wojną Rosjanie mieli ich ok. 200 sztuk, z czego połowa była sprawna, więc mogą jeszcze jakoś straty frontowe uzupełnić, ewentualnie skanibalizować nielotne maszyny.
Z kolei Su-34, choć nadal produkowany, powstaje w minimalnych liczbach — nie więcej niż 6–8 rocznie, z czego część trafia na długie testy z powodu niedoborów importowanych komponentów. W konsekwencji, rosyjskie lotnictwo uderzeniowe topnieje szybciej, niż można je odbudować.
Scenariusze na przyszłość: stagnacja lub regres
Rosyjski przemysł lotniczy cierpi nie tylko z powodu braku komponentów, ale także z braku inwestycji w nowe technologie. Kluczowe programy – jak produkcja Su-57 czy rozwój bezzałogowców bojowych – pozostają na etapie prototypów lub materiału propagandowego.
Nawet jeśli Rosja potrafi zespawać kadłub, to bez nowoczesnych sensorów i awioniki samoloty te są niezdolne do przeżycia na współczesnym polu walki. Jak zauważa prof. Michael Kofman z Carnegie Endowment, to maszyny "na pokaz", niezdolne do funkcjonowania w realnych warunkach bojowych.
Wbrew optymistycznym deklaracjom Kremla, nie ma obecnie realnych przesłanek, by rosyjski przemysł lotniczy mógł znacząco zwiększyć produkcję. Bez dostępu do globalnych łańcuchów dostaw, bez napływu zagranicznych technologii i przy wciąż rosnącym koszcie wojny, sektor ten będzie funkcjonować w trybie "niskiego ciśnienia".
Nawet jeśli uda się utrzymać produkcję kilku typów myśliwców w liczbie kilku sztuk rocznie, to nie zmieni to strategicznej sytuacji. Lotnictwo Federacji Rosyjskiej będzie nadal marginalizowane na froncie, a jego znaczenie ograniczy się do działań z dystansu – bez dominacji w powietrzu, bez przewagi, bez przyszłości.
Pojawiające się w rosyjskich mediach zapewnienia o "skokowej modernizacji" floty i "wznowieniu pełnoskalowej produkcji Su-57" mają dziś taką samą wartość jak deklaracje o rosyjskich "robotach-wojownikach" z lat 2018–2020. Pokazywano je Putinowi z wielką pompą, ale ostatecznie okazały się obudowanymi w stal chińskimi zabawkami. Propaganda może kreślić wizje rosyjskiej "Gwiazdy Śmierci", ale rzeczywistość i tak pozostaje zgoła odmienna.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski