Rosół i Wawrzynowicz okradali Platformę
Jerzy Jachowicz, publicysta tygodnika "Newsweek-Polska" uważa, że za wyprowadzeniem pieniędzy z Platformy stoi dwóch cieszących się
dużym zaufaniem liderów Platformy Obywatelskiej działaczy: Marcin Rosół
oraz blisko z nim współpracujący Piotr Wawrzynowicz.
19.06.2006 | aktual.: 19.06.2006 06:15
Jachowicz pisze, że dwaj 27-latkowie, którzy używając banalnie prostych metod wyprowadzili z partyjnej kasy grube pieniądze, są dziś w Platformie ludźmi wpływowymi, by nie rzec - potężnymi. Marcin Rosół, będąc asystentem sekretarza generalnego partii Grzegorza Schetyny, jest jednocześnie od dwóch lat szefem biura klubu parlamentarnego PO. Od blisko pół roku pełni też obowiązki asystenta Donalda Tuska. Cieszy się ogromnym zaufaniem lidera Platformy. Natomiast Piotr Wawrzynowicz, asystent i prawa ręka odpowiadającego za finanse partii Mirosława Drzewieckiego, jest wiceskarbnikiem PO.
Świadkowie i uczestnicy przestępczego procederu zorganizowanego przez Rosoła i Wawrzynowicza początkowo rozmawiali z dziennikarzem "Newsweeka-Polska" niechętnie, gdyż - jak mówili - obawiają się ich zemsty. Jednak w trakcie wielotygodniowego śledztwa tygodnika, po sprawdzeniu wielu rachunków z kampanii, udało się w końcu dotrzeć do osób, które głośno potwierdziły to, o czym w biurach Platformy dotąd mówiło się tylko szeptem.
Marcin Rosół i Piotr Wawrzynowicz pieniądze z kasy PO wyprowadzali zwykle w czasie kampanii wyborczych - czyli w momencie, gdy znacznie trudniej wykryć nieprawidłowości, bo na partyjnych kontach jest duży ruch - wciąż wpływają na nie i wypływają z nich kolejne sumy. Mechanizm, który zastosowali przedsiębiorczy działacze, był banalnie prosty i często stosowany w przestępczości gospodarczej. Chodzi o tak zwane "słupy", czyli osoby podstawione do przeprowadzania fikcyjnych transakcji - opisuje Jachowicz.
Według niego, w Platformie Obywatelskiej wyglądało to w następujący sposób: najpierw podstawieni ludzie (wolontariusze lub pracownicy sztabu wyborczego) podpisywali umowy na wykonanie fikcyjnych zadań dla sztabu wyborczego. Potem sztab przelewał na ich konta pieniądze (zwykle po 3-5 tysięcy, ale bywało też, że powyżej 10 tys. zł). Następnie "słupy" oddawały większość tych sum Marcinowi Rosołowi (najczęściej w żywej gotówce, choć czasem przelewem na jego prywatne konto), sobie zostawiając niewielkie kieszonkowe.
Według relacji rozmówców "Newsweeka-Polska", Rosół i Wawrzynowicz po raz pierwszy przeprowadzili taką operację podczas kampanii wyborczej do europarlamentu w maju 2004 r., a powtórzyli ją przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi w 2005 r. - m.in. podczas prawyborów we Wrześni.(PAP)