Od wybuchu wojny w Ukrainie cały świat stara się przewidzieć kolejne kroki Putina. W tym odcinku "Didaskaliów" Patrycjusz Wyżga rozmawiał o tym z prof. Andrew Michtą, politologiem związanym m.in. z Hamilton School na Uniwersytecie Florydy. Jak twierdzi, Rosja rozważa dwa scenariusze, a Putinowi zależy przede wszystkim na rozbiciu NATO.
- Jeden to jest próba połamania sojuszu przez Bałtyk. Scenariusz, który ja uważam za prawdopodobny to jest zajęcie jakiegoś kawałka terytorium Estonii, Łotwy czy Litwy. Najprawdopodobniej Estonii. Jaka jest wtedy reakcja? Oczywiście Estończycy, Finowie, Polacy mówią: to jest artykuł 5. Jak zachowa się Berlin? Jak zachowa się Paryż? A najważniejsze, jak zachowa się Waszyngton? Jeżeli nie ma odpowiedzi sojuszu, to NATO się rozłazi. Drugi scenariusz dotyczy tzw. tajwańskiego okna. Gdyby doszło do konfrontacji lub wojny między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, to wtedy biorąc pod uwagę niedostatki wojskowe zarówno Europejczyków i wielkość armii amerykańskiej, Putin mógłby uderzyć trasą, którą Rosjanie zawsze jeździli: centralną równiną, czyli Polską. Polska jest kluczowym państwem sojuszu w tej chwili - tłumaczył prof. Michta.
Kiedy może otworzyć się "tajwańskie okno", na które według rozmówcy czeka Putin? - 2027 rok jest kluczowy dla przyszłości Tajwanu, tu chodzi również o rocznicę stworzenia armii chińskiej, ogromnie ważny dla Chińczyków plan 2049, dlatego, że to jest stuletnia rocznica stworzenia państwa komunistycznego - wyjaśniał profesor.
Prof. Michta zauważył również, jak ważne jest zrozumienie znaczenia Rosji i Chin. - Ja uważam, że Stany Zjednoczone za bardzo nie rozumieją, czym jest Rosja i Chiny w połączeniu ze sobą. Rosja to jest "nagłe" zagrożenie, a Chiny to jest "coś, co dotrzymuje kroku" Stanom Zjednoczonym. Ja uważam, że to nie są prawidłowe określenia. Rosjanie są "chronicznym" zagrożeniem. Nawet jak Rosjanie przegrają wojnę, dopóki istnieje imperium rosyjskie, oni będą nadal naciskać na bezpieczeństwo Europy. Chińczycy są "egzystencjalnym" zagrożeniem. Oni stwarzają system zarządzania, który na przykład dla państw południa, ma być alternatywą dla demokracji i wolnego rynku - dodał.
Ekspert podkreślał też wielkość wojsk i posiadanego sprzętu państw. Chińczycy najprawdopodobniej walczyliby na swoim terytorium. Czy Stany Zjednoczone byłyby skłonne, aby wysłać swoją flotę tak daleko? Cały odcinek znajdziecie na platformie YouTube.