Robert Lewandowski. Nasz przyjaciel, nasz wróg
Lewandowski ma wszystko, czego nam potrzeba. Możemy go podziwiać i nienawidzić jednocześnie. Strzela bramki – Super! Chce grać w Realu, a go tam nie chcą – dobrze mu tak! Doprowadził naszą drużynę do mundialu – bohater! Zarabia ogromne pieniądze – niech posiedzi na ławie, spokornieje!
03.06.2018 | aktual.: 03.06.2018 23:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zgrupowanie w Arłamowie znów, jak w soczewce, pokazało, jak wielki mamy problem z tymi, którzy odnieśli sukces. Szczególnie z tymi, którzy do sukcesu doszli własną i ciężką pracą. Właśnie dlatego tak wielu chce się w blasku Lewandowskiego i całej drużyny ogrzać. Ale też tak wielu za wszelką cenę te ich wszystkie osiągnięcia ma potrzebę obśmiać i zdyskredytować.
Do Arłamowa wyruszyły tłumy. W końcu to jedyna okazja, żeby poczuć się wyjątkowym. Stanąć obok piłkarza, który jest i bohaterem, i nadzieją, i ikoną w jednym. Ze zdumieniem można było czytać historie, jak to ludzie jechali ze wszystkich zakątków Polski, by dostać autograf, zrobić sobie wspólną "słit focię", prosić o wsparcie własnej akcji charytatywnej.
Swoista pielgrzymka XXI w. do miejsca kultu, gdzie samo dotknięcie przez idola zyskuje niemal magiczną moc uleczenia i namaszczenia w jednym. A że większość wybierających się w tę dziwaczną wręcz pielgrzymkę jest przekonana, że to idole im służą, a nie oni idolom, to od miłości do nienawiści droga bardzo krótka. Wystarczyło, że piłkarze stwierdzili rzecz oczywistą. Że nie mają czasu, by spotkać się ze wszystkimi, bo w Arłamowie nie są na pokaz i do dyspozycji spragnionych ich obecności, a zwyczajnie przyjechali do pracy. I natychmiast wylała się na nich fala hejtu i obraźliwych komentarzy.
Piłkarze, z Lewandowskim na czele, z miejsca stali się „zarozumiałymi gwiazdorzynami”. Tymi, którym się „w głowach od nadmiaru hajsu poprzewracało”. „Ludźmi bez serca”, którzy nieludzko potraktowali dziecko, przywiezione na tę okoliczność z odległego o 400 km miasteczka, a ten „kopacz od siedmiu boleści” nie raczył nawet przyjść na pięć minut. Bo komentarze, że „korona z głowy by im nie spadła, gdyby na chwilę się pojawili”, to norma i jedne z najdelikatniejszych pretensji.
A sukces jak to sukces. Trzeba go losowi wyrwać. Konsekwencją, determinacją i poświęceniem. Piłkarze, którzy są tu, gdzie są, dobrze o tym wiedzą. I jeśli chcą nadal osiągać sukcesy, a wierzę, że chcą, nie porzucą i porzucać nie powinni tego, co ich do sukcesu przybliża, czyli ciężkiej i metodycznej pracy. Zwłaszcza teraz, gdy przed nimi wielki mundialowy sprawdzian. Im mniej spotkań przy kamerach, im mniej ściskanych teraz rąk, im mniej rozdawanych autografów, tym więcej czasu na trening. I nie powinno mieć znaczenia, czy do piłkarzy przyjeżdża ktoś, kto na co dzień kibicuje im w jakiejś maleńkiej miejscowości, czy jest to polityk w randze premiera lub prezydenta.
Mam do was wszystkich apel. Dajcie im święty spokój i pozwólcie pracować. Niech osiągają sukcesy. To ich sukcesy, nie wasze. To oni na nie zasłużyli, nie wy. Szanujcie to, gdy potrzebują spokoju, i cieszcie się, gdy znajdą dla was czas. Przerywanie treningów, by spełnić wasze zachcianki, w żaden sposób ich do osiągania sukcesów nie zbliża.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl