Pryszczyca aktem bioterroru?
Epidemia pryszczycy na Wyspach Brytyjskich nie była przypadkowa, a mógł to być pierwszy atak bioterrorystów - twierdzą czescy weterynarze i biolodzy. Możliwość taką dopuszcza m.in. rzecznik prasowy Państwowego Urzędu Weterynaryjnego Josef Duben.
Naturalnym ogniskiem pryszczycy są Pakistan i Indie. Masowe zachorowania (jeszcze zanim doszło do nich w Anglii, Szkocji i Irlandii) notowano w Mongolii i Kirgistanie.
Czescy eksperci twierdzą, że pojawienie się pryszczycy na Wyspach Brytyjskich nie było przypadkowe. Ich zdaniem, w odróżnieniu od innych państw Europy Zachodniej brak tam dostatecznej legislacyjnej i fizycznej kontroli bydła.
Jeśli terroryści chcieli zademonstrować swą siłę albo tylko wypróbować broń biologiczną, izolowane Wyspy Brytyjskie, z chaosem w hodowli bydła, nadawały się do tego najlepiej - zacytował dziennik Super pragnącego zachować anonimowość czeskiego profesora weterynarii.
Także Duben uważa, że tego wariantu nie można na razie wykluczyć. Bez względu na to, czy był to akt terroru czy nie, epidemia pryszczycy udowodniła, że działania podjęte przez Brytyjczyków były niedostateczne. Ujawniły się wielkie niedostatki w pracy służb i nadzoru weterynaryjnego w Wielkiej Brytanii. Jeśli więc był to akt bioterroru to teren wybrano doskonale. (and)