Prokuratura bada podsłuchy Kaczmarków
Prokuratura bada ujawnione przez "Dziennik" stenogramy podsłuchów ABW z 2007 r. wobec Janusza i Honoraty Kaczmarków. Śledczy podejrzewają, że mogło dojść do ujawnienia tajemnicy śledztwa; stenogramy nie są zaś tajemnicą państwową.
Z kolei sami Kaczmarkowie chcą pozwać "Dziennik", bo publikacja treści prywatnych rozmów telefonicznych jest "jawnym naruszeniem prawa do prywatności". Zarazem kwestionują autentyczność ujawnionych stenogramów.
Według gazety, z zapisu rozmów, jakie latem 2007 r. podsłuchała ABW, ma wynikać, że Honorata Kaczmarek udziela dokładnych instrukcji mężowi, jak ma się bronić przed zarzutami prokuratorów. - Zakazała mu udzielać wywiadów i komentować, dlaczego został odwołany z funkcji ministra. Poleciła, żeby kontratakował Zbigniewa Ziobrę - napisał "Dziennik".
Widniejąca na stenogramach adnotacja "ściśle tajne" jest przekreślona i opatrzona pieczęcią Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Szef tej prokuratury, która z urzędu bada już całą sprawę, Andrzej Janecki powiedział, że nie są to materiały tajne, bo klauzule tajności wobec nich uchylono.
Wiadomo, że na potrzeby słynnej konferencji prasowej z sierpnia 2007 r. zdjęto klauzulę tajności z podsłuchów rozmów Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla - podejrzanych o utrudnianie wyjaśniania przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa i fałszywe zeznania.
Według Janeckiego, publikacja "Dziennika" może zaś być ujawnieniem tajemnicy śledztwa. Jeśli tak, śledztwo musiałaby prowadzić inna prokuratura.
Art. 241 kodeksu karnego stanowi, że kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
W oświadczeniu dla Polskiej Agencji Prasowej Kaczmarkowie napisali, że publikacja "rzekomych stenogramów" to "kolejna próba dyskredytacji, a nawet swoista groźba i nacisk przed kolejnymi zeznaniami przed Sejmową Komisją Śledczą". Dodali, że "brak jest jakichkolwiek podstaw do przyjęcia, że treści opublikowanych rozmów telefonicznych są prawdziwe i nie stanowią kolejnej manipulacji i prowokacji skierowanej przeciwko nam".
Zarazem podkreślili, że publikacja rozmów uzyskanych w drodze czynności operacyjnych, opatrzonych klauzulą "ściśle tajne" stanowi tajemnicę państwową i w każdym wypadku stanowi przestępstwo, z czego wydawca oraz autor materiału prasowego musieli zdawać sobie sprawę. Zwrócili uwagę, że przed publikacją nikt z "Dziennika" się z nimi nie kontaktował.
"Ze względu na oczywiste, bezprawne działanie wydawcy i autora materiału prasowego wyrażamy przekonanie, że zostanie podjęte przez prokuraturę stosowne postępowanie w przedmiocie ujawnienia tajemnicy państwowej przez wydawcę i autora materiału prasowego" - głosi oświadczenie Kaczmarków.
Informują też, że "takim działaniem wydawcy są zmuszeni wystąpić na drogę cywilnoprawną z powództwem cywilnym o zasądzenie stosownego wysokiego zadośćuczynienia w związku z bezprawnym naruszeniem naszych dóbr osobistych".