Prof. Zbigniew Nęcki: zmęczenie ludzi, którzy nie interesują się Smoleńskiem, jest nieuzasadnione
Mamy w Polsce przesadną gotowość do emocjonalnych reakcji na różne wydarzenia - powiedział psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Zbigniew Nęcki. Jego zdaniem, zmęczenie ludzi, którzy nie interesują się Smoleńskiem, jest nieuzasadnione. - To jest wydarzenie zbyt istotne, żeby nie mieć na ten temat zdania - stwierdził.
31.10.2012 | aktual.: 22.05.2018 14:08
We wtorek "Rzeczpospolita" napisała, że polscy prokuratorzy i biegli, którzy ostatnio badali wrak Tu-154 w Smoleńsku, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych - trotylu i nitrogliceryny. Na specjalnej konferencji prasowej zaprzeczył temu szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg. Jarosław Kaczyński powiedział o mataczeniu w sprawie "niesłychanej zbrodni" i domagał się dymisji rządu. Postawę lidera PiS skrytykował premier Donald Tusk, który powiedział, że "trudno sobie wyobrazić życie publiczne w Polsce, kiedy lider opozycji formułuje oskarżenia o zbrodnię wobec własnego państwa, rządu i wobec sąsiada" i "nie sposób ułożyć sobie życie w jednym państwie z tymi, którzy formułują tego typu wnioski".
Pytany o to, dlaczego doniesienie "Rzeczpospolitej" wywołało tak silną reakcję społeczną, prof. Nęcki stwierdził, że wynikła ona z dużego obciążenia emocjonalnego związanego z katastrofą smoleńską. - Chociaż minęło już sporo czasu, emocje wygaszają się powoli. Dramat związany ze Smoleńskiem jest nadal podatny na wszelkiego rodzaju wstrząsające informacje. Gdyby chodziło o zbieranie plonów z hektara, mogliśmy mówić o tym sto razy, ale tam, gdzie w narodzie jest "emocja zapalana", czyli gotowość do nieracjonalnych interwencji, to informacja taka jest piekielnie łatwo przyjmowana i aktywizuje już nieco uśpioną część psychiki, jaką było przyjęcie koncepcji katastrofy jako błędu pilota. Człowiek chce rozumieć rzeczywistość. Jeżeli mąci się mu w głowie, układa sobie ją po swojemu - powiedział.
Zdaniem prof. Nęckiego, Polacy nie ufają instytucji państwa oraz procedurom technicznym związanym z katastrofą. - Zwątpienie w naszych ekspertów jest bardzo czytelne. Mamy w Polsce przesadną gotowość do reakcji na różne wydarzenia w sposób mało adekwatny do bodźca, ale za to emocjonalnie wybujały - stwierdził.
- Są grupy wyraźnie nie dążące do wspólnoty wartości, ale do realizacji swoich idei i poglądów, czyli opozycja. Mają do tego demokratyczne prawo. Depczą przy tym wielkie wartości. Tą wartością jest dobro naszego kraju, np. polityka międzynarodowa musi być prowadzona jednolicie. Nie można mówić, że zdradą jest rozmawiać z Rosjanami. Trzeba rozmawiać ze wszystkimi, jeśli jest to korzystne dla kraju - podkreślił prof. Nęcki.
- Pierwsza wielka wartość to Polska kontra reszta świata. Musi być świadomość wspólnoty interesów. To jak łódka, którą wszyscy płyniemy, i nie da się jej przeciąć na pół w trakcie rejsu, a na to idzie opozycja - na ostre skłócenie wewnętrzne. Druga wartość to wspólnota historyczna. Jesteśmy zobowiązani do szacunku dla siebie jako obywatele tej samej nacji ze względu na poprzedników, którzy mają tak wielkie zasługi w naszym przetrwaniu. Trzecia rzecz to wartość naszego języka i kultury, unikalnej i jedynej, począwszy od słów, a na świętach kończąc. Mamy je wszyscy głęboko wpojone. Nie możemy tych wartości poświęcać dla koniunkturalnej walki o władzę, dlatego takie wartości jak tradycja, wielka przeszłość i bohaterowie, nasza pozycja międzynarodowa, są priorytetami wobec tych drobnych zagrywek, kto komu szkodzi. Najistotniejsze jest to, żeby nasza pozycja polityczna i ekonomiczna się poprawiała - dodał psycholog społeczny.
- Katastrofa smoleńska podzieliła nas, jak się okazuje, na trwałe. Są zwolennicy koncepcji wybuchu i koncepcji wypadku - stwierdził prof. Nęcki. - Musimy pamiętać, że bez względu na to, która opcja ma rację, mamy być razem - dodał.
Zdaniem prof. Nęckiego, zmęczenie ludzi, którzy nie interesują się Smoleńskiem, jest nieuzasadnione. - To jest wydarzenie zbyt istotne, żeby nie mieć na ten temat zdania. Myślę, że jeśli tak dalej pójdzie, to rozdźwięk między nami się pogłębi. Generalnie podział nakłada się na opozycję i partię rządzącą. Pogłębia się to, co już jest mocno niebezpieczne, czyli rozdział na ludzi prorządowych i proopozycyjnych. Główną konsekwencją tego jest wykazywanie błędów tej drugiej stronie i oskarżanie jej o wszystkie winy. To bardzo niebezpieczny "błąd atrybucji", czyli przypisywanie wszystkiego złego tym drugim, bez dostrzegania własnych win. Kolejne sensacje dotyczące katastrofy podgrzewają atmosferę i powodują, że coś, co powinniśmy dawno zamknąć w sensie dyskursu społecznego jest ciągle odgrzebywane, pokazywane i komentowane. Wzajemnie opluwanie przy tej okazji bardzo źle służy narodowi, władzy i opozycji - podkreślił.