"Masowa ewakuacja". Litwa tworzy plany na wypadek ataku [RELACJA NA ŻYWO]
24.07.2024 | aktual.: 25.07.2024 21:59
Wojna w Ukrainie trwa. Czwartek to 883. dzień rosyjskiej inwazji. Władze litewskie rozpoczęły opracowywanie planu masowej ewakuacji ludności na wypadek inwazji wojskowej - podaje służba prasowa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych tego kraju. Plan omawiano podczas spotkania z przedstawicielami MON, ministerstwa łączności i Narodowego Centrum Zarządzania Kryzysowego. "Osiągnięto porozumienie z ministerstwami w sprawie ich obowiązków i zadań w ramach przygotowań do ewakuacji mieszkańców, teraz oczekuje się od gmin konkretnych danych na temat możliwości i potrzeb" – dodano w komunikacie. Już na początku lipca MSW zwróciło się do gmin z prośbą o informacje dotyczące przewidywanej liczby osób, dróg ewakuacji, transportu, lokalizacji zakwaterowania oraz niezbędnych środków finansowych. "Plan zostanie także przetestowany podczas ćwiczeń obrony cywilnej" - dodano. Śledź relację na żywo Wirtualnej Polski.
- - Rosja będzie potrzebować co najmniej pięciu lat, aby przejąć pełną kontrolę nad czterema obwodami Ukrainy: donieckim, ługańskim, zaporoskim i charkowskim - powiedział szef Sztabu Generalnego brytyjskich Sił Zbrojnych gen. Raleigh Walker. Aby osiągnąć te - w jego ocenie - "minimalne cele", Moskwa straci ponad 1,5 miliona żołnierzy.
- Państwowa Straż Graniczna Ukrainy ogłosiła, że w pobliżu Naddniestrza zatrzymano ośmiu Ukraińców, którzy próbowali nielegalnie przekroczyć granicę. Na zdjęciach widać wyjątkowo młodych mężczyzn, którzy chcieli uciec przed wojną. Kolejni mężczyźni usiłowali przekroczyć rzekę Cisę - wśród nich był 14-latek.
- Podejrzany o przeprowadzenie zamachu bombowego w Moskwie został zatrzymany w Turcji - podało tureckie ministerstwo spraw wewnętrznych. Dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa Aleksander Bortnikow potwierdził wcześniej, że mężczyzna uciekł do Turcji. Bomba dziś rano eksplodowała w samochodzie, w którym znajdował się rosyjski oficer Andriej Torgaszow. Wojskowemu urwało stopy.
- Prezydent Słowacji Peter Pellegrini skrytykował wydany przez Ukrainę zakaz transportu ropy przez rosyjski koncern Łukoil rurociągiem Przyjaźń i zagroził "podjęciem działań odwetowych". - Jeśli sytuacja nie zostanie naprawiona, będziemy zmuszeni zareagować - powiedział prezydent, dodając, że jego zdaniem Słowacja nie zasługuje na takie podejście ze strony Kijowa.
Rosjanie poderwali kilka samolotów Tu-95 i Tu-22. Siły powietrzne Ukrainy ostrzegają, że w razie alarmu należy natychmiast udać się do schronów.
Rosyjscy kolaboranci, skazani na Ukrainie za współpracę z okupantem, uzyskali możliwość wyjazdu do Rosji w ramach wymiany na więzionych tam obywateli ukraińskich – poinformowali w czwartek przedstawiciele służb zaangażowanych w projekt o nazwie "Chcę do swoich".
Nazwiska skazanych przez ukraińskie władze kolaborantów znalazły się za ich zgodą na uruchomionej w tym dniu stronie internetowej https://hochuksvoim.com/en. Wraz z ich zdjęciami i informacją o wyroku opublikowano tam także czas ich oczekiwania na zgodę strony rosyjskiej na ich wymianę i wyjazd do Rosji.
"Są to ludzie, którzy nie uważają, że Ukraina jest ich państwem, lecz uważają, że jest nim Federacja Rosyjska. I chcą tam wyjechać. Wiele osób, które dokonały tych czy innych działań (przeciwko Ukrainie), myślało, że państwo agresor ich obroni, lecz większość z nich okazała się nikomu niepotrzebna" – wyjaśnił na konferencji prasowej w Kijowie przedstawiciel ukraińskiego wywiadu wojskowego HUR, Andrij Jusow.
Jak poinformował, Ukraina gotowa jest zgodzić się na wymianę kolaborantów na własnych jeńców cywilnych i wojskowych, którzy przetrzymywani są przez Rosję. "Jeśli państwo agresor wyrazi zainteresowanie tą inicjatywą humanitarną, Ukraina gotowa jest na to się zgodzić" – podkreślił Jusow.
Projekt "Chcę do swoich" prowadzi Sztab Koordynacyjny ds. Jeńców Wojennych, działający pod auspicjami HUR, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) oraz biuro ukraińskiego rzecznika praw człowieka.
Na stronie internetowej projektu do ukraińskich służb mogą zgłaszać się jednocześnie kolaboranci, którzy pragną zakończyć współpracę z rosyjskim okupantem, albo ci, którzy wiedzą, że ktoś działa na rzecz Rosjan. Strona przeznaczona jest także dla obywateli Rosji, którzy mieszkają na Ukrainie lecz chcieliby powrócić do ojczyzny – wyjaśnił Jusow.
Artem Dechtiarenko, rzecznik Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, przypomniał, że od początku wojny z Rosją na pełną skalę odbyły się 54 wymiany jeńców, w ramach których na Ukrainę powróciło 3405 osób. Poinformował również, że SBU wszczęła ponad 7,4 tys. śledztw przeciwko kolaborantom, którzy współpracowali z Rosją. Ponad 1 tys. osób zostało skazanych.
Sztab Koordynacyjny ds. Jeńców Wojennych uruchomił wcześniej dwa inne projekty adresowane do Rosjan: "Chcę żyć" dla rosyjskich żołnierzy, którzy gotowi są zbiec z frontu i poddać się stronie ukraińskiej, oraz "Chcę odnaleźć" dla rodzin zaginionych na frontach Ukrainy żołnierzy okupacyjnej armii.
Dyrektor Kompleksu Budownictwa Wojskowego Ministerstwa Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej Andriej Biełkow został tymczasowo aresztowany. Zarzucono mu "przekroczenie uprawnień służbowych przy wykonywaniu rozkazu obronności państwa". To kolejne aresztowanie w resorcie obrony, którym kierował były szef MON Siergiej Szojgu.
Władze litewskie rozpoczęły opracowywanie planu masowej ewakuacji ludności na wypadek inwazji wojskowej – podaje służba prasowa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych tego kraju. Deczyję omawiano podczas spotkania z przedstawicielami MON, ministerstwa łączności i Narodowego Centrum Zarządzania Kryzysowego. "Osiągnięto porozumienie z ministerstwami w sprawie ich obowiązków i zadań w ramach przygotowań do ewakuacji mieszkańców, teraz oczekuje się od gmin konkretnych danych na temat możliwości i potrzeb" – dodano w komunikacie. Już na początku lipca MSW zwróciło się do gmin z prośbą o informacje dotyczące przewidywanej liczby osób, dróg ewakuacji, transportu, lokalizacji zakwaterowania oraz niezbędnych środków finansowych. "Plan zostanie także przetestowany podczas ćwiczeń obrony cywilnej" - dodano.
Zatrzymany we Francji Rosjanin, który zamierzał zaaranżować incydent na otwarciu igrzysk olimpijskich, to 40-letni Kiriłł Grjaznow; prawnik z wykształcenia, ze zdobytym we Francji dyplomem kucharza; od dawna miał kontakty ze służbami - podał w czwartek "Le Monde".
Francuski dziennik powołuje się na dokumenty, do których dostęp uzyskał też niemiecki "Der Spiegel" i niezależny rosyjski portal Insider.
Media te wskazują, że starszym bratem Kiriłła jest adwokat Dmitrij Grjaznow, który zasiada w Zgromadzeniu Parlamentarnym Związku Białorusi i Rosji. Ta struktura integracyjna gromadzi wielu agentów Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB).
Kiriłł Grjaznow ukończył wydział prawa uniwersytetu w Permie, a dyplom obronił w Moskwie w 2007 roku. Z jego korespondencji opisanej przez "Le Monde" i Insider wynika, że rosyjscy znajomi Grjaznowa orientowali się w jego powiązaniach. Na przykład w 2009 roku i 2010 roku - w czasach, gdy niedawno ukończył uczelnię - prosili go o sprawdzenie, kim są pewni funkcjonariusze służb i czy można im ufać.
W 2010 roku Grjaznow ukończył we Francji kursy w szkole kucharskiej Le Cordon Bleu w Paryżu i mieszkał we Francji. Potem pracował jako kucharz w renomowanej restauracji w jednym z kurortów szwajcarskich. W czasie, gdy mieszkał w Paryżu, regularnie jeździł do Rosji.
W swej ojczyźnie Grjaznow występował w show telewizyjnych, gdzie przedstawiano go jako biznesmena i kucharza. W rzeczywistości miał problemy i popadał w długi, a w karierze kucharskiej przeszkadzał mu alkohol.
W 2023 roku ponownie wyjechał do Paryża. 21 lipca br. został zatrzymany w swoim mieszkaniu.
Jak podkreśla "Le Monde", Rosjanin nie opowiadał swoim francuskim znajomym o swojej przeszłości, w tym o pracy w firmie finansowej w Luksemburgu. Insider zauważa jednak, że w 2012 roku Grjaznow napisał w mailu właścicielce mieszkania, w którym mieszkał we Francji, że jest teraz w Moskwie i "pracuje dla państwa" rosyjskiego.
Kilka ukraińskich batalionów zostało zamkniętych w kotle w okolicach wsi Prohres w obwodzie donieckim. O sprawie alarmowały już wcześniej ukraińskie media. Okazuje się, że siłom ukraińskim udało się przebić przez okrążenie i uciec pułapki. "To była bardzo nerwowa i trudna operacja. Najważniejsze, że bojownicy żyją" - pisze "DeepState".
Zobacz także
Sędzia Arkadiusz Cichocki, który jako sygnalista uczestniczył w posiedzeniu Zespołu ds. Rozliczeń PiS, powiedział, że Tomasz Szmydt, sędzia, który uciekł na Białoruś, mógł mieć w II Wydziale Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie dostęp do danych o funkcjonariuszach służb specjalnych.
Cichocki to były prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach, który był łączony z tzw. aferą hejterską grupy sędziów. Szef zespołu ds. rozliczeń Roman Giertych poinformował, że obecność Cichockiego na czwartkowym posiedzeniu jest związana z osobą Tomasza Szmydta, który po wyjeździe z Polski poprosił o azyl na Białorusi.
Sam Cichocki powiedział na posiedzeniu zespołu, że były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak wskazał Szmydta na szefa biura prawnego KRS. Przypomniał, że Szmydt należał do tzw. grupy "Kasta", składającej się z 20-kilku uczestników, w tym Piebiaka, jego współpracowników, "sędziów łączonych z obozem tzw. +dobrej zmiany+". Dodał, że Szmydt miał bliższe kontakty z sędziami Dariuszem Drajewiczem i Maciejem Nawackim.
Jak przekazał Cichocki, po 6 maja, kiedy to Szmydt poprosił na konferencji prasowej w Mińsku o azyl polityczny, na forum KRS pojawiła się informacja o tym, że planowano pewne działania zmierzające do dania w ręce KRS nadzoru nad przetwarzaniem danych osobowych w sądach. Uściślił, że chodziło o to, by KRS miała dostęp do danych osobowych każdej osoby, która wejdzie w pole zainteresowania sądów.
Doprecyzował, że opinię korzystną do tych planów wydał Szmydt na zlecenie Dariusza Drajewicza, a bezpośrednio miał się tym zajmować Maciej Nawacki.
Cichocki stwierdził też, że kariera Szmydta w WSA w Warszawie przyspieszyła, odkąd stał się "człowiekiem Piebiaka". "A może inaczej, nie można było być człowiekiem Łukasza Piebiaka, nie będąc człowiekiem Zbigniewa Ziobry, bo wszelka władza, jaką miał Piebiak, była w takim zakresie, jaką powierzył mu Ziobro" - dodał.
Sygnalista przekazał też, że w pewnym momencie Szmydt zmienił zakres obowiązków z Wydziału IV na II WSA w Warszawie. Wyjaśnił, że Wydział II jest kluczowy z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, bo zajmuje się sprawami funkcjonariuszy, w tym funkcjonariuszy służb specjalnych, "często działających pod przykryciem, z fikcyjną tożsamością, z narażeniem życia, bywa że poza granicami państwa".
Zauważył, że każdy funkcjonariusz służb specjalnych, by mieć dostęp do informacji tajnych, musi dysponować poświadczeniem bezpieczeństwa. Zwrócił też uwagę, że w pewnych okolicznościach, gdy np. pojawiają się jakieś wątpliwości w stosunku do niego, np. są informacje o stosowaniu przez niego używek czy romansie, może ten certyfikat utracić.
Cichocki tłumaczył, że Wydział II zajmuje się odwołaniami funkcjonariuszy w sprawach dotyczących cofania poświadczeń bezpieczeństwa. "W Wydziale II sędzia nie ma wiedzy, czym się zajmuje funkcjonariusz, (...) ale będzie miał wiedzę o nim, jak się nazywa naprawdę, jaki jest jego adres prywatny, na co choruje, kiedy go widziano pod wpływem alkoholu, (...) czy są rzeczy, które mogą być hakami na niego" - powiedział Cichocki.
Rosja ma problemy z przekazywaniem dostaw na okupowany przez nią Krym, po tym jak Ukraińcy trafili ostatni działający prom - Sławianin - który dostarczał zaopatrzenie na ten półwysep - przekazało w czwartek brytyjskie ministerstwo obrony.
W najnowszej aktualizacji wywiadowczej przypomniano wtorkowy ukraiński atak na prom Sławianin typu Ro-Ro, który stacjonował w porcie Kawkaz. To uderzenie spowoduje problemy z zaopatrzeniem Krymu i eksportem gazu LPG z regionu - przekazało brytyjskie ministerstwo obrony.
Promy Ro-Ro są używane w wielu miejscach na świecie, ich specyfika polega na konstrukcji pozwalającej na szybki rozładunek i załadunek.
Na ten moment Rosjanie nie posiadają już żadnego promu Ro-Ro, który mogliby wykorzystywać do zaopatrywania Krymu - przekazał brytyjski resort obrony.
Jak wyjaśniła codzienna aktualizacja wywiadowcza, zniszczenie Sławianina wpłynie znacznie na koszty transportu dostaw i utrudni całą logistykę, która ma bezpośredni wpływ na rosyjską armie stacjonującą na Krymie.
Dostawy będą teraz musiały być realizowane przez most Kerczeński, czego Rosjanie starali się uniknąć, od kiedy siły ukraińskie przeprowadziły pierwsze bezpośrednie ataki na ten kluczowy dla sił rosyjskich obiekt.
Kolejnym uderzeniem w zdolności zaopatrzeniowe Rosjan był atak dronem przeprowadzony przez siły ukraińskie 7 lipca na magazyn amunicji niedaleko miejscowości Siergiejewka w obwodzie Woroneskim w Rosji - przekazało brytyjskie ministerstwo obrony w środowej aktualizacji wywiadowczej.
Brytyjski wywiad wojskowy ocenił, że zniszczony magazyn zajmował powierzchnie około 9 km kwadratowych. Oprócz amunicji była tam przechowywana broń. Jak sugeruje raport wywiadowczy, ten atak pokazał, że Rosjanie nie umieją zabezpieczyć swoich zasobów, nawet jeśli są oddalone o 80 km od granicy z Ukrainą.
Armia agresora może mieć spore problemy z utrzymaniem strategii "walki na wyniszczenie", jeśli armia ukraińska będzie dalej prowadzić precyzyjne uderzenia na rosyjskie magazyny z zaopatrzeniem - oceniło brytyjskie ministerstwo obrony.
Straty oszacowano na blisko 300 mln rubli!
Zobacz także
Dokumenty uzyskane przez białoruską opozycyjną organizację BelPol ujawniają powiązania chińskich firm z białoruskim przedsiębiorstwem BelOMO, które produkuje broń wykorzystywaną przez Rosję - pisze japoński portal Nikkei Asia w środę. Chińskie firmy eksportowały kluczowe moduły nawet po nałożeniu przez Zachód na tę spółkę sankcji w związku z agresją na Ukrainę.
Chiny przedstawiają się jako strona neutralna wobec wojny na Ukrainie i twierdzą, że nie wysyłają śmiercionośnej broni żadnej ze stron konfliktu; jednocześnie nie potępiły rosyjskiej inwazji na Ukrainę i sprzeciwiają się sankcjom nakładanym na Rosję i Białoruś.
Także prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował w środę, że relacja, którą przekazał muprzebywający z wizytą w Chinach szef ministerstwa spraw zagranicznych Dmytro Kułeba, "potwierdziła także to, co powiedział mi chiński przywódca Xi Jinping, że Chiny nie dostarczają broni Rosji".
Jednak jak podaje Nikkei Asia, dokumenty uzyskane przez BelPol wskazują, że chińskie firmy "mogą świadomie przyczyniać się do dostaw broni do Rosji".
Zgodnie z tymi dokumentami chińskie przedsiębiorstwo Green Cycle Energy z siedzibą w Shenzhen otrzymało 1 grudnia ub.r. zamówienie od białoruskiego kontrahenta BelOMO Holding, zajmującego się m.in. produkcją optyki wojskowej, na 3 tys. komponentów do modułu laserowego LAD-21T, wykorzystywanego do naprowadzania bomb i pocisków kierowanych laserowo.
Płatność została dokonana w juanach za pośrednictwem szanghajskiego oddziału rosyjskiego państwowego banku VTB.
Nikkei przypomina, że amerykański Departament Skarbu objął BelOMO sankcjami 5 grudnia ub.r. za dostarczanie broni rosyjskiej armii. To jednak nie powstrzymało Green Cycle Energy od podpisania z BelOMO kontraktu 16 lutego o wartości kolejnych 5,56 mln juanów (764 tys. dolarów) na zakup tych komponentów.
Kolejną firmą zaangażowaną w łańcuch produkcyjny broni wykorzystywanej przez Rosję jest Morotack (Tianjin) Technology. Przedsiębiorstwo to podpisało 1 lutego kontrakt na dostawę do spółki Diaproektor, należącej do grupy BelOMO, 200 szt. elementów kluczowych dla najnowocześniejszych systemów naprowadzania. W transakcję opiewającą na 114 tys. juanów (15 tys. USD) zaangażowane były z kolei niewymienione z nazwy białoruskie i chińskie banki.
BelOMO zażądało 2 maja dodatkowo, aby Morotack wysyłał po 100 szt. tych komponentów miesięcznie.
Nikkei Asia wskazuje, że dokumentacja uzyskana przez BelPol "zawiera również pewne wskazówki dotyczące bliskiej współpracy między rosyjskimi i białoruskimi kontrahentami w dziedzinie obronności".
2 lutego firma Precision Laser Systems (PLS) z siedzibą w Sankt Petersburgu dostarczyła spółce Diaproektor komponenty związane z systemami laserowymi. Komponenty te zawierały diody laserowe produkowane przez chińską firmę Haucore z siedzibą w Jinan we wschodnich Chinach.
Z dokumentów wynika, że przesyłka zawierała 78 szt. i została wyceniona na blisko 500 tys. USD. Podobne dostawy zostały zrealizowane jeszcze dwa razy: w lutym i marcu.
Jednocześnie Diaproektor sprzedaje komponenty białoruskiej firmie Peleng, w której państwo posiada ponad 48 proc. udziałów. Peleng specjalizuje się w produkcji sprzętu optycznego i zaopatruje rosyjskie wojsko w czołgowe celowniki Sosna U. Peleng jest na liście podmiotów objętych sankcjami USA i Wielkiej Brytanii.
Z dokumentów przytaczanych przez Nikkei wynika, że w zamówieniu zakupu wysłanym do PLS w lutym 2023 r. Diaproektor stwierdził, że jego komponenty zostaną dostarczone spółce Peleng "do produkcji Sosna U w ramach państwowego zamówienia obronnego Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej".
Jak zaznacza Nikkei, żadna z wymienionych w raporcie firm nie odpowiedziała na prośbę o komentarz do czasu publikacji.
W maju BelPol ujawnił w innym szeroko zakrojonym śledztwie, w jaki sposób Peleng wyposażył ponad 3 tysiące jednostek sprzętu wojskowego w nowoczesną optykę za sprawą złożonego systemu omijania sankcji przez reżim Łukaszenki w celu pomocy Kremlowi w prowadzeniu wojny na Ukrainie.
Nikkei przypomina również, że w konkluzjach lipcowego szczytu NATO zapisano, iż Chiny "stały się decydującym czynnikiem wspierającym wojnę Rosji przeciwko Ukrainie poprzez tak zwane partnerstwo bez granic i wsparcie na dużą skalę rosyjskiej bazy przemysłu obronnego".
"Rosja dokonała kolejnych ohydnych ataków na ukraińską infrastrukturę cywilną. Na terytorium Rumunii znaleziono szczątki. Poinformowaliśmy i koordynujemy działania z naszymi sojusznikami w tej sprawie. Rumunia zdecydowanie potępia te nieodpowiedzialne działania" - pisze szefowa rumuńskiego MSZ na temat incydentu z wrakiem rosyjskiego drona znalezionymi w Rumunii.
Minister obrony Niemiec Boris Pistorius i jego brytyjski odpowiednik John Healey uzgodnili ściślejszą współpracę wojskową obu krajów, przewidującą między innymi wspólny rozwój broni precyzyjnej dalekiego zasięgu - poinformował w czwartek portal tygodnika "Spiegel".
Władimir Putin spotkał się w Moskwie z Baszarem Al-Assadem.
Dowódca Gwardii Narodowej Ukrainy generał Ołeksandr Piwnenko uważa, że w ciągu półtora miesiąca wojska rosyjskie nie będą w stanie prowadzić ataków na kilku odcinkach frontu jednocześnie i przejdą do obrony.
"(...) Możliwości ofensywne wroga nie są nieograniczone i będzie on ponosił straty. Myślę, że jeszcze półtora miesiąca i nie będą mogli (Rosjanie) przeprowadzać aktywnych ataków na wielu kierunkach jednocześnie, a nawet znajdą się w defensywie. W tym czasie musimy sformować nasze jednostki, przygotować się" - oświadczył generał w czwartkowym wywiadzie dla agencji Ukrinform.
Ukraina celnie uderzyła. Rosja wycofała swoje jednostki z Morza Azowskiego