Pokojowi komandosi?
Ożywioną dyskusję we Włoszech wywołała wiadomość, że tysiąc amerykańskich komandosów stacjonujących w tym kraju wysłanych zostało do Iraku. Wcześniej premier Silvio Berlusconi zapewniał, że Amerykanie z włoskich baz nie będą brali udziału w wojnie. Premier Włoch zapewnił, że żołnierze, którzy wylądowali w północnym Iraku nie będą brać udziału w działaniach zbrojnych.
Przerzucenie do Iraku żołnierzy stacjonujących na terytorium Włoch - a konkretnie z bazy "Ederle" pod Vicenzą - stawia pod znakiem zapytania neutralność Rzymu w tym konflikcie. Tego zdania jest opozycja, która domaga się od rządu natychmiastowego wyjaśnienia tej kwestii przed parlamentem. Opozycja zażądała także dymisji ministrów spraw zagranicznych i obrony, którzy zapewniali, że z Włoch nie będą wyruszać na front ludzie ani sprzęt.
W specjalnym komunikacie rząd Silvio Berlusconiego, który osobiście gwarantował, że jego kraj nie jest w stanie wojny z Irakiem, informuje, że amerykańscy żołnierze nie będą brać udziału w działaniach zbrojnych. Opozycja przyjęła te słowa salwą śmiechu i żartami w rodzaju: "nie słyszeliśmy dotąd, by komandosi udawali się z misją pokojową". Zdaniem opozycji pogwałcona została dyrektywa Najwyższej Rady Obrony Kraju, która tuż przed wybuchem wojny wykluczyła udział w niej Włoch. Dyrektywa zgodna jest zresztą z konstytucją, zezwalającą wyłącznie na działania obronne.(ck)