Piotr Czerwiński: alkoholizm dwupaków
Dzień Dobry Państwu. W Irlandii mamy prawdziwy szał na picie i palenie w ciąży. Dotąd trend ten dotyczył głównie proletariatu, ale z najnowszych raportów wynika, że rozszerzył swe wpływy również na pozostałe grupy społeczne, przez co piją i palą również piśmienne ciężarne Irlandki. Ponoć z tej przyczyny co roku rodzi się w tym kraju siedemset dzieci upośledzonych umysłowo albo przynajmniej fizycznie. Co prawda Irlandia jest krajem wielkich artystów, a wszyscy wielcy artyści chleją, lecz niestety nie przekłada się to na sferę macierzyństwa.
W rzeczy samej widuję na naszej Wyspie Skarbów coraz więcej przyszłych matek, grających z własnym brzuchem w rosyjską ruletkę. Przestały mnie wzruszać widoki ciężarnych pań jedzących frytki z ketchupem i hamburgery albo czipsy z octem, popijane colą, oprócz tego, że w niektórych przypadkach pomyłkowo wziąłem mięsień piwny za stan błogosławieństwa. Ale wciąż zatrzymuję się w zadumie widząc takowe istoty z petem w uszminkowanej buzi, albo co gorsza, z petem i kufelkiem. Lub puszeczką, oczywiście, choć to już bardziej ukłon w stronę wspomnianego już proletariatu. Aczkolwiek na puszeczkach widnieje dość zrozumiałe ostrzeżenie obrazkowe, w formie drogowego znaku zakazu z przekreślonym zarysem ciężarnej kobiety, co jak sądzę, ma zniechęcić do picia osoby niepiśmienne, ale najwyraźniej twórcy tego skądinąd pomysłowego rozwiązania stawiali zbyt wiele na wrodzoną inteligencję. Oprócz tego faktycznie coraz nagminniej zauważam, że popijają i popalają całkiem dobrze wykształcone i ze wszech miar bystre osoby w stanie
bliskiego rozmnożenia. No, może tylko ta bystrość nie przekłada się na sam efekt prokreacji. Ostatnio przyłapałem nawet jedną znajomą panią kierownik, której praca w dodatku wiąże się z lecznictwem, na czynności dotąd widywanej jedynie u Staśków i Czesławów: odpalaniu jednego papierosa od drugiego. A popiół spadał jej na gigantyczny brzuch wielkości radzieckiego telewizora, który z pewnością nie wziął się od piwa. Prawie czułem, jak berbeć w środku kopie w drzwi i krzyczy: „O jasna cholera, pali się, dajcie gaśnicę i gaz-maskę, bo rzygnę!” Niestety ściany tego hotelu są dźwiękoszczelne, zaś kierowniczka myśloszczelna. Jak się nagle okazało.
Widywałem też ostatnio panie z brzuszkiem, walące browar, excuse my French, jak nie przymierzając wielbiciel punk rocka w koncertowej ekstazie. No, ale to był przypadek z ludu, w różowych dresach, z trojgiem dotychczas spłodzonych dzieci, które co na szczęście nie waliły razem z mamą, a tylko delektowały się lodami. Oczywiście istnieje też możliwość, że ponownie wziąłem za ciążę prawidłowo rozwinięty mięsień piwny.
Jestem w stanie pojąć tok rozumowania klasy ciemiężonej przez brak szarych komórek, jeśli idzie o te sprawy. W zasadzie produkowanie dzieci jest tu w pewnych kręgach sposobem na życie, zważywszy, że nie jest nim żadna praca, a sam zasiłek dla bezrobotnych nie daje się przepijać w przesadnie salonowym stylu. Domniemam, że produkowanie ułomnych dzieci musi przekładać się na jakieś wyższe benefity i to dlatego lud chleje bez opamiętania robiąc swe potomstwo, a następnie nosząc je i próbując urodzić.
Ale kiedy rozmawiam z ludźmi cywilizowanymi, wykształconymi i tak dalej, takimi których zawsze zaliczałem do grupy, pozwalającej mi lubić Irlandię, i oni mówią to samo - że kielonek w ciąży to nie przestępstwo, a wszelkie próby dowiedzenia, że to czynność niezdrowa, są zapewne jakimś aktem wrogiej europropagandy. Reasumując kiedy słyszę od nich coś takiego, zaczynam się zastanawiać: czy to ja jestem aż tak kopnięty, czy cała reszta świata. Bo przecież to niemożliwe, żebym był jedynym człowiekiem w mieście, który wierzy, że alkohol w ciąży może zaszkodzić płodowi. Już nie wspominając, że wypowiadam się w cudzym imieniu, samemu nie należąc do posiadaczy macicy.
Wygląda na to, że podobnie jak w wielu innych dziedzinach, mogę należeć do mniejszości tak niezauważalnej, że niedługo zostanie uznana przez tłum za żałosną i błędnie rozumującą, mimo oczywistej racji, której nikt już nie przyznaje.
A fakty wydają się to potwierdzać. Irlandzki Departament Zdrowia nosi się z publikacją raportu, z którego wynika, że picie kobiet ciężarnych wzrasta w Irlandii dramatycznie i że proceder ten chyba po raz pierwszy w historii zaczął dotyczyć wszystkich grup społecznych. Mało tego - podobno kobiety wykształcone i dobrze zarabiające piją w ciąży jeszcze więcej od towarzystwa w różowych dresach. Fakt, że nie widać tego aż tak nagminnie, ale może po prostu mniej rzucają się w oczy, bo zamiast siedzieć z flaszką na murku i zadawać szyku dorodnym brzuchem wolą chateau de obalé jabolé w zaciszach swoich post-celtic tajgerowych posiadłości.
Psychologowie obwiniają tradycję; w końcu tu jest Irlandia i tu się pije. Twierdzą też, że wiele pijących przyszłych matek nie dopuszcza do siebie myśli, że ich picie albo palenie mogłoby uszkodzić mózg ich dziecka. Słyszałem już teorie o tym, że siła woli potrafi czynić cuda, czego dowodem jest choćby fenomen placebo, ale nie wydaje mi się, żeby to działało w przypadku płodu, karmionego nikotyną i sfermentowanymi drożdżowcami. Myślę, że choćby nie wiem jak kopał w drzwi, nie dokopie się do zdrowego rozsądku ludzi, którzy go tam umieścili.
Sumienie można mieć zamknięte na patyk, ale wszystko wskazuje na to, że jak mówią prezenterzy telewizyjni, liczby są nieubłagane. Rzeczonego raportu jeszcze nie opublikowano, toteż i nie wiem jak drastycznie wzrosło to ciążowe pijaństwo, ale ze statystyk już dostępnych wynika, że tak zwany alkoholowy zespół płodowy dotyczy w Irlandii co setnego dziecka. Co roku rodzi w Irlandii się siedemset dzieci z wrodzonymi wadami rozwojowymi, wywołanymi spożyciem alkoholu przez ciężarne matki. Proszę zwrócić uwagę, że chodzi o spożycie, nie nadużycie. Nadużycie, jak przypuszczam, powoduje że do narodzin nie dochodzi. Pozwolę sobie pominąć ten wątek jako równie błyskotliwy, co chamski argument w ostatniej ogólnoirlandzkiej dyskusji o aborcji.
Zawsze uważałem irlandzkie picie za zjawisko niegroźne, bo też i niegroźne jest z kryminalnego punktu widzenia, a mając porównanie z polskimi realiami, tylko taki punkt widzenia uważałem za istotny. Teraz widzę, że sprawa ma więcej odcieni szarości. Ja rozumiem, że człowiek chleje, by zapomnieć. Ale że chleje, by zapomnieć, że będzie miał dziecko?
Mając w pamięci ciężarnych czytelników niniejszej rubryki, polecam im ziółka i soczki, w imieniu swoim oraz Juniora.
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com