Paweł Lisicki o sprawie Mateusza Kijowskiego: nie znalazł żadnej dobrej odpowiedzi
Wyraźnie widać, że jest to element walki w samym KOD-zie, bo takie sprawy nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby przeciwnicy walczący o tę władzę w KOD-zie ich nie ujawnili - stwierdził w programie #dzieńdobryPolsko w WP redaktor naczelny "Do Rzeczy" Paweł Lisicki, odpowiadając na pytanie prowadzącej program Kamili Biedrzyckiej-Osicy, czy KOD ma szansę przetrwać.
05.01.2017 | aktual.: 05.01.2017 13:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zdaniem Lisickiego należy sobie przede wszystkim zadać pytanie, na czym polega główny zarzut wobec lidera KOD-u. - Otóż, że z publicznych pieniędzy finansował swoją własną działalność, twierdząc, że działa społecznie. To jest bardzo poważna rzecz - stwierdził publicysta,
Lisicki przyznał, że patrząc na to, jak Kijowski próbował się tłumaczyć, zaczął mu współczuć. - Bo zawsze niechętnie patrzymy na ludzi, którzy sobie nie radzą i znajdują się w trudnej sytuacji. Natomiast trzeba oddzielić kwestię uczuć od tego, co mu się faktycznie zarzuca. A on żadnej dobrej odpowiedzi nie znalazł - stwierdził Paweł Lisicki.
W środę "Rzeczpospolita" podała, że należąca do Kijowskiego i jego żony firma MKM-Studio zainkasowała ponad 91 tys. zł za "usługi informatyczne" dla Komitetu Obrony Demokracji. Pieniądze miały pochodzić ze zbiórek społecznych, organizowanych przez KOD. Tymczasem Kijowski utrzymywał, że nie otrzymuje żadnego wynagrodzenia za pracę w organizacji, a jego źródłem utrzymania są pieniądze od rodziny.
Dziennikarzom udało się dotrzeć do faktur, dokumentujących transakcje. Wynika z nich, że od marca do sierpnia 2016 roku z konta Komitetu Społecznego KOD na konto MKM-Studio zrealizowano sześć przelewów. Każdy na kwotę 15 190,50 zł brutto. Faktury dla KOD wystawiał osobiście Mateusz Kijowski.
W związku z zamieszaniem, jakie pojawienie się tej informacji wywołało w mediach, lider KOD opublikował na Facebooku oświadczenie, w którym napisał, że atak na siebie "traktuje jako prowokację". "Od samego początku dla KOD-u najważniejsza była jego internetowa sprawność i bezpieczeństwo. Moja spółka zaczęła świadczyć usługi na rzecz ruchu. Nigdy nie była to pensja, co najwyżej zwrot kosztów części ponoszonej pracy. Jestem w stanie rozliczyć się z każdej złotówki i każdej godziny poświęconej dla KOD-u. Być może zabrakło mi doświadczenia i ostrożności, ale zaręczam że nie ma w tej sprawie nieuczciwości. Błędem było pewnie połączenie ról lidera i usługodawcy dla KOD. Ale z każdej z tych ról wywiązałem się uczciwie" - wyjaśnił.
Kijowski w rozmowie z WP tłumaczył, że pieniądze, którymi zapłacono jego firmie nie pochodziły z pieniędzy zebranych do puszek, ale z darowizn celowych. On sam zaś, jako przewodniczący KOD-u nigdy nie pobierał z tego tytułu wynagrodzenia.